• Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu

— Staszek, k**** twoja mać! Jest grudzień, w nocy mróz, w dzień na plusie. A ty każdego dnia wywozisz z działki po kilkanaście wywrotek ziemi. Koparki pracują non stop. Nie możesz z tymi robotami poczekać na lato? Pracujące u ciebie ekipy robią taki maras [po góralsku błoto] na drodze, że raz po tym przejedziesz i zaraz trzeba na myjnie jechać — denerwuje się w lokalnym składzie budowlanym na Podhalu 50-kilku letni mężczyzna.

Jego rozmówca mimo pretensji, jakie wysłuchał, ma na twarzy szeroko zawieszony uśmiech.

— Józek, kopię teraz, bo kto to wie, co będzie latem? Może do tego czasu wszystkich koparkowych pozamykają. Nie wiesz, że w tej branży ostatnio same aresztowania u nas? Tych chłopów, co ich wynająłem do kopania, to przecież nie prześwietlę, skąd te swoje koparki mają — mówi drugi z mężczyzn, po czym obaj wybuchają śmiechem.

***

Na Podhalu w ostatnich kilku tygodniach podobnych rozmów przeprowadzono zapewne wiele. „Koparkowi”, jak wielu górali określa osoby zajmującymi się pracami ziemnymi, są tu w ostatnim czasie bohaterami wielu plotek i domysłów. Wiele osób zastanawia się, która z działających w regionie firm czeka już na policyjny nalot, w trakcie którego mundurowi będą sprawdzać, czy należące do danej firmy koparki, wywrotki, wozidła czy spychacze nie pochodzą czasem z kradzieży.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

  • Kiedy zaczęła się afera koparkowa na Podhalu?
  • Jaką wartość miały zabezpieczone maszyny budowlane?
  • Kto został zatrzymany w trakcie policyjnych akcji?
  • Jakie sprzęty były kradzione przez grupę przestępczą?

Seria policyjnych aresztowań

Dla opinii publicznej na Podhalu „afera koparkowa” zaczęła się pod koniec października. 21 października na stronę internetową Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie trafia informacja o serii zatrzymań, jakie funkcjonariusze z Wydziału Kryminalnego KWP przeprowadzili w małopolskich powiatach: myślenickim, krakowskim, wielickim oraz nowotarskim.

W trakcie działań na terenie Podhala zabezpieczono sprzęt budowlany pochodzący z przestępstwa na kwotę 750 tys. zł oraz zatrzymano jednego z podhalańskich biznesmenów, który został tymczasowo aresztowany na okres trzech miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że 41-latek brał udział w zorganizowanym procederze przestępczym.

Mężczyzna został doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszał zarzuty paserstwa umyślnego, za co grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Miał handlować kradzionymi maszynami budowlanymi. Tylko na placu jego firmy znaleziono trzy takie maszyny o łącznej wartości 750 tys. zł. Decyzją prokuratury został tymczasowo aresztowany, a na poczet przyszłych kar zabezpieczono ferrari warte ponad 1 mln zł.

O tym, że zatrzymany 41-latek to Tomasz K. — syn byłego prominentnego polityka PiS z Podhala — Onet pisał w tekście: „Głośne zatrzymanie na Podhalu. Areszt dla jednego z synów byłego polityka PiS, drugi uciekł„. Już wówczas policja sugerowała, że kolejne zatrzymania są tylko kwestią czasu.

To potwierdziło się miesiąc później. W poniedziałek 24 listopada kryminalni z KWP w Krakowie przeprowadzili kolejną akcję na terenie Podhala. Tym razem w centrum Nowego Targu. W firmie należącej do 41-letniego nowotarskiego przedsiębiorcy policjanci znaleźli kilkadziesiąt maszyn budowlanych. Po dokładnym sprawdzeniu sprzętu funkcjonariusze ustalili, że trzy z nich pochodzą z przestępstwa — zostały skradzione na terenie Francji, Niemiec oraz Wielkiej Brytanii. W trakcie działań funkcjonariusze zabezpieczyli maszyny, których łączna wartość szacowana jest na kwotę około 330 tys. zł oraz gotówkę w kwocie 560 tys. zł. 41-latek został zatrzymany. Dzień później usłyszał zarzuty paserstwa. Wyszedł za kaucją po wpłaceniu 100 tys. zł poręczenia. Zabrano mu też paszport.

Zaledwie cztery dni później — w piątek 28 listopada — funkcjonariusze dotarli tym razem do Zakopanego. Tu policjanci u lokalnego przedsiębiorcy zabezpieczyli ciągnik rolniczy marki New Holland, który podobnie jak poprzednie sprzęty pochodził z kradzieży. Śledczy ustalili, że maszyna została skradziona z terenu Wielkiej Brytanii, a obecnie jej wartość szacowana jest na kwotę mniej więcej 400 tys. zł. Na terenie firmy policjanci zatrzymali pod zarzutem umyślnego paserstwa 52-letniego mieszkańca Zakopanego. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy w Krakowie zastosował wobec mężczyzny środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 250 tys. zł, dozoru Policji oraz wydał zakaz opuszczania kraju połączonego z zatrzymaniem paszportu.

O tych zatrzymaniach wiemy na pewno, bo policja je potwierdza. Według ustaleń Onetu zatrzymań było jednak więcej. Służby z uwagi na dobro śledztwa nie informują jednak o wszystkich. Biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie przyznaje jednak, że kolejne aresztowania i rewizje są „więcej jak prawdopodobne”.

Chciwość wygrała z pracowitością

Policja ogranicza się na razie tylko do komunikatów, które już znamy. Wszystkie dodatkowe pytania śledczy odsyłają z formułką „nie zdradzamy więcej szczegółów z uwagi na dobro śledztwa”. Udało nam się jednak porozmawiać z oficerem operacyjnym rozpracowującym przestępczy proceder. Nasz rozmówca przyznaje wprost, że mamy do czynienia z prężnie działającą grupą przestępczą.

Dla jej członków kradzież pojazdów i maszyn budowlanych oraz rolniczych (choć jak wyjaśnimy później nie tylko ich) stał się okazją do zarobienia nielegalnych pieniędzy porównywalnych, a być może nawet większych niż te, które można zarobić na handlu narkotykami. Z naszym rozmówcą najpierw zostajemy na Podhalu, gdzie doszło do kilku zatrzymań i odzysku mienia znacznej wartości. Dlaczego tak się stało? Dużą rolę zagrały tu dwie cechy, jakie posiadają górale. Jedną z nich jest przedsiębiorczość, drugą… chciwość.

W przedsiębiorczości nie ma nic złego. Ludzie, którzy nie boją się pracy, osiągają zyski. Na Podhalu popyt na usługi budowlane jest ogromny, więc i firm działających w sektorze robót ziemnych jest sporo. Większość jest uczciwych. To trzeba podkreślić z całą stanowczością. Niestety, nie wszyscy. Gdy kilkanaście miesięcy temu przed kilkoma „koparkowymi” pojawiła się możliwość dodatkowego zarobku, część osób się na to zdecydowała.

Według naszych ustaleń wśród największych graczy na podhalańskim rynku usług budowlanych ktoś rozpuścił wieść, że może dostarczyć praktycznie „od zaraz” maszyny budowlane po bardzo atrakcyjnych cenach. Często oferowano je za zaledwie 25 czy 20 proc. realnej wartości.

— Maszyna budowlana powinna kosztować milion, a tu była do wzięcia za 200 tys. zł — mówi nasz rozmówca. — Były osoby, które postanowiły zaryzykować. Wiadomo, że w tym biznesie każda dodatkowa maszyna będzie tylko pomnażać zyski. Kilku budowlańców maszyny zamówiło i okazało się, że to faktycznie pierwszej jakości sprzęt. Często niemal nowy lub zupełnie „z salonu”. Ci ludzie musieli wiedzieć, że to trefny-kradziony towar. Gdy nagle można kupić sprzęt za ułamek wartości, to raczej trzeba się liczyć z tym, że „śmierdzi przestępstwem”. Jak widać, nabywcy uznali jednak, że opłaca się im zaryzykować — słyszymy.

Według naszych informacji w momencie, gdy pierwsze podhalańskie firmy zapełniły swoje place nowymi maszynami, proceder mógł się zatrzymać. Wówczas jednak u przedsiębiorców z Podhala odezwał się brak umiaru. Zamiast „wypracowywać zyski” na kradzionym sprzęcie, którzy sami posiadają, zrozumieli, że jeszcze szybciej wzbogacą się na pośrednictwie w handlu kradzionym sprzętem.

— Deko handlu lepsze niż kilo roboty. Tak mówi stare przysłowie. Ci ludzie zaczęli je wprowadzać w życie — mówi nasz rozmówca. Jak ustalił Onet, pierwsi kupcy kradzionego sprzętu zaczęli rozpuszczać po regionie wieści, że mogą załatwić maszyny także innym „koparkowym”. — Czasem swoim biznesowym konkurentom, czasem mniejszym podwykonawcom. Wówczas ta maszyna nie kosztowała już 20 proc. swojej wartości, tylko już 40 proc. Dla „ostatecznego odbiorcy” to było tanio, a pośrednik zarabiał na niej natomiast jednorazowo przynajmniej 100 tys. zł. właściwie za nic.

Dlatego wszyscy zatrzymani dotychczas na Podhalu usłyszeli zarzuty paserstwa. Jak ustalił Onet, policyjni technicy sprawdzali, czy maszyny stojące na placach niektórych podhalańskich firm nie są kradzione. Onet widział takie „kontrole”. Mamy nawet zdjęcie jednego z takich „przeglądów”. Jako że nie udało nam się ustalić, czy w tym konkretnym przypadku ich typ okazał się celny, zamazaliśmy na zdjęciu wszystkie szczegóły, które pozwalają w identyfikacji posiadacza sprawdzanego ciągnika.

Policyjni technicy sprawdzają pochodzenie ciągnika rolniczego na jednym z placów na PodhaluOnet

Policyjni technicy sprawdzają pochodzenie ciągnika rolniczego na jednym z placów na Podhalu

Śledztwo rozlewa się na całą Polskę

Dziś policja sprawdza inne tropy zostawiane przez rozpracowywaną grupę przestępczą. Prowadzą one poza Podhale. Do innych województw w całym kraju. Policję w pracy nadzoruje jedna z krakowskich prokuratorek.

Pani prokurator z Prokuratury Rejonowej Prądnik Biały nie boi się podejmować szybkich decyzji, jest przy tym bardzo merytoryczna

— słyszymy od policjantów.

Prowadząca śledztwo prokurator wraz z policjantami mają ręce pełne roboty. Rozpracowywana grupa przestępcza nie tylko kradnie koparki, traktory, wywrotki z placów budowy w całej Europie, a później przemyca je do innych krajów. Przestępcy byli na tyle zuchwali, że potrafili ukraść lub „wyprowadzić” także sprzęt zupełnie nowy. Ofiarami ich działań byli także producenci, którzy przygotowują zamówienie specjalnie pod danego kontrahenta. Ten odbiera maszyny na tzw. odroczoną płatność, a później okazuje się, że nikt za maszyny nie płaci. Całe zamówienie od początku jest sfingowane jako oszustwo, a złodzieje podszywają się pod faktycznie działające przedsiębiorstwa.

W ten sposób kradzione jest zresztą nie tylko sprzęt budowlany, ale np. urządzenia do fotowoltaiki i inne materiały techniczno-budowlane. Na te jest dziś duży popyt, więc są szybko upłynniane.

Według ustaleń Onetu gangsterzy są odpowiednio przygotowani do działań, w tym m.in. do podrabiania dokumentów, na które są legalizowane sprzęty budowlane. Są też wyposażeni w odpowiedni sprzęt, który pozwala im na przewożenie maszyn.

— To, że doszło do rozbicia grupy to ogromny sukces policji — zdradza jeden z oficerów operacyjnych wydziału kryminalnego jeden z małopolskich komend. — By było to możliwe, wiele osób pracowało ciężko przez długi czas. Ci złodzieje są naprawdę sprytni i dobrze zacierają swoje ślady. Mimo to popełnili błędy, które pozwoliły śledczym do nich dotrzeć — dodaje.