– Większość klubów KLŻ jest dzisiaj przeciwna pokazywaniu meczów w telewizji. Prezesi wolą mieć większą frekwencją o tysiąc widzów niż partnera telewizyjnego. Finanse nie są bez znaczenia, bo więcej kibiców, zwiększa przychód z meczu o 40-50 tysięcy złotych. Taka jest filozofia większości ośrodków – przyznaje przewodniczący GKSŻ, Ireneusz Igielski.

Już ponad dwa miesiące temu na spotkaniu posezonowym klubów KLŻ było jasne, że żadna z czołowych telewizji nie jest zainteresowana rozmowami na temat praw do drugiej ligi. Eleven Sports definitywnie wycofuje się z żużla, Canal+ stawia na PGE Ekstraligę i Matelkas 2. Ekstraligę, a TVP Sport, jeśli miałaby pokazywać jakiś ligowy żużel, to byłaby to PGE Ekstraliga.

ZOBACZ WIDEO: Jasna deklaracja Martina Vaculika. „Pieniądze to nie wszystko”

Wiele więc wskazuje na to, że nie prędko powtórzy się sytuacja z 2024 roku, gdy wszystkie trzy poziomy rozgrywkowe były regularnie pokazywane w telewizji, a kibice w całej Polsce mogli śledzić występy zawodników bez wychodzenia z domu.

Jest to o tyle zaskakują, że w 2026 roku po raz pierwszy od lat zapowiada się na „kompletny” sezon w KLŻ. Do rozgrywek ligowych wrócił Kraków, a teraz tym samym śladem podążają Świętochłowice. Kluby co prawda postawiły na oszczędnościowe składy, ale liga zapowiada się na wyrównaną i dość emocjonującą. Problem jednak w tym, że obecnie jedynym chętnym do pokazywania meczów jest Motowizja.

– Nie potrafię powiedzieć definitywnie, czy w przyszłym roku na pewno mecze Krajowej Ligi Żużlowej nie będą pokazywane w telewizji. Jestem po spotkaniu z szefem Motowizji i czekamy teraz na szczegóły, by zobaczyć, czy jest jakaś baza do współpracy. Na spotkaniu obecny był przedstawiciel klubu z Krakowa oraz działacz z Gniezna, który reprezentował kluby niezainteresowane transmisjami. Zobaczymy, jaki będzie efekt – dodaje Igielski.

Choć przedstawiciele Motowizji byli zadowoleni po pierwszych rozmowach, to nam udało się ustalić, że spotkanie nie zmieniło stanowiska władz większości klubów, a podpisanie kontraktu telewizyjnego w takich okolicznościach byłoby dużą niespodzianką. Chodzi bowiem o warunki, które wydają się trudne do spełniania. Kluby kategorycznie nie chcą dopasowywać kalendarza rozgrywek pod telewizję, a to oznaczałoby, że część „telewizyjnych” spotkań KLŻ musiałaby nachodzić godzinowo na transmisje z PGE Ekstraligi, czy Metalkas 2. Ekstraligi. To z kolei bardzo niekorzystnie wpłynęłoby na wyniki oglądalności.

Sam przewodniczący GKSŻ, który zarządza rozgrywkami nie ukrywa, że jest zwolennikiem pozyskania partnera telewizyjnego, bo to ułatwi mu poszukiwania sponsora tytularnego rozgrywek.

– Rozumiem kluby, które uważają, że jazda w soboty o godz. 13 jest dla nich bardzo niekorzystna, a takie właśnie terminy dwa lata temu proponował Canal+. Na dzisiaj większość klubów jest przeciwna telewizji. Prezesi chwalą się, że rok temu na każdym stadionie dość mocno wzrosła frekwencja. To jest dla nich dowód na to, że ich teoria działa. Ja kiedyś też obawiałem się, że telewizja odbierze nam kibiców, ale w PGE Ekstralidze obaliliśmy tę teorię. Tutaj jednak dodatkowe 40-50 tysięcy złotych z meczu robi większą różnicę – tłumaczy szef GKSŻ.