W sierpniu, z powodu kłopotów finansowych wicemistrza kraju ŁKS-u Commercecon Łódź, doszło do kilku nieco zaskakujących przetasowań w klubach polskiej ekstraklasy. Kowalewska, która w 2024 roku do łódzkiego klubu dołączyła z Chemika Police, wciąż miała ważny kontrakt. Pracodawca szukał jednak oszczędności i zawodniczka dostała wolną rękę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Kowalewska: Grecja to nie tylko dobre miejsce na wakacje

— W tym samym momencie pojawiła się oferta z Grecji, całkiem atrakcyjna. Musze przyznać, że rozgrywające rzadziej otrzymują propozycje z zagranicznych klubów, większym zainteresowaniem cieszą się atakujące, przyjmujące czy środkowe. Panionios pilnie poszukiwał rozgrywającej, bowiem zawodniczka, którą miał już zakontraktowaną, nie mogła wystąpić w tym sezonie. Szybko się dogadaliśmy — powiedziała PAP reprezentantka kraju.

— A tak poza tym, ja już od jakiegoś czasu dużo myślałam o wyjeździe zagranicznym. Mogę powiedzieć, że było to moim marzeniem — dodała.

Grecja to pod względem siatkarskim wciąż jeszcze egzotyczne miejsce. 33-letnia zawodniczka zaznaczyła jednak, że nie był to „wyjazd w ciemno”.

— Rozmawiałam m.in. z Kasią Zaroślińską-Król, która kilka lat temu występowała w klubie z Salonik. Ona wspominała to bardzo dobrze. Poza tym wiedziałam, z jakimi zawodniczkami będę grać — Polina Rachimowa to była liderka reprezentacji Azerbejdżanu, a z kolei Elica Wasilewa to gwiazda bułgarskiej siatkówki. Słyszałam też, że klub ma aspiracje walki o najwyższe cele, a ja też chciałam powalczyć o coś innego niż kolejny medal mistrzostw Polski — tłumaczyła.

Kowalewska ma już za sobą rozegraną niemal całą rudę i nie ukrywa, że była mile zaskoczona poziomem rozgrywek.

— Mogę śmiało powiedzieć, że ta liga nie jest taka słaba, jak by nam się mogło wydawać. Poziomem jest porównywalna do naszej ekstraklasy, która jest znacznie słabsza niż w poprzednich latach. Jestem przekonana, że pierwsza trójka ligi greckiej, czyli Panathinaikos, Olympiakos Pireus i mój klub, mogłaby walczyć o podium w Polsce — wspomniała.

Menedżer siatkarski Jakub Dolata uważa, że to dopiero początek ekspansji greckich klubów i niewykluczone, że do Kowalewskiej dołączą kolejne zawodniczki. Rozgrywająca nie jest zresztą jedyną Polką w Grecji, gdyż w Panathinaikosie Ateny występuje inna reprezentantka kraju — Monika Lampkowska (znana wcześniej pod nazwiskiem Fedusio), a trenerem jej zespołu jest włoski szkoleniowiec Alessandro Chiappini.

— Dzisiaj kluby greckie mają lepsze zawodniczki zagraniczne niż polskie i płacą też większe pieniądze, nieosiągalne w tej chwili dla naszych drużyn. Byłem w grudniu na meczu Panathinaikos — Olympiakos i naprawdę poziomem to spotkanie przewyższało mecze Tauron Ligi. Może jeszcze nie ma takich hal, jak w Polsce, nie ma też rozbudowanych struktur organizacyjnych, ale wiele żeńskich drużyn powstaje przy piłkarskich klubach, a to zwiększa zainteresowanie też ze strony kibiców — wyjaśnił Dolata.

Jak się okazuje, z greckimi kibicami czasami trzeba uważać. Kowalewska przyznała, że podczas niektórych meczów są zwiększone środki ostrożności.

— W Grecji najpopularniejsze są piłka nożna i koszykówka. Ale na nasze mecze też często przychodzą fani piłkarscy. Tu jest taki zwyczaj, że kibice przyjezdni nie uczestniczą w meczach. Relacje między niektórymi fanami są mocno napięte, że nawet my musimy uważać na siebie. Czasami bywa więcej ochroniarzy. Natomiast nigdy jeszcze nie doświadczyłam jakiejś nieprzyjemnej sytuacji — opowiadała.

Inny aspekt zaskoczył Kowalewską jeszcze bardziej — w trakcie meczu kibice… palą papierosy na trybunach.

— Wiele hal jest stosunkowo małych i cały czas śmierdzi papierosami. Niestety, to jest okropne, ale dla tutejszych ludzi jest to po prostu normalne. A ja grając w ŁKS wyzywałam kibiców, gdy odpalali papierosy wychodząc jeszcze z sali, bo też mi to przeszkadzało — wspomniała.

Władze trzeciej obecnie drużyny ligowej tabeli postawiły przed zawodniczkami konkretny cel — nie medal, ale mistrzostwo kraju. Panionios rywalizuje także w Europie — dotarł do 1/8 finału Pucharu Challenge, w którym zmierzy się z hiszpański zespołem Fundacion Cajasol Andaluzja.

— Puchar Challenge to nie są najbardziej prestiżowe rozgrywki, ale gra w nim też dużo klubów greckich. Nie wiem, jaki poziom reprezentują inne zespoły, ale uważam, że mamy szansę dojść daleko, może uda się awansować nawet do finału — podkreśliła Kowalewska.

Uczestniczka ostatnich mistrzostw świata bywała wcześniej w Grecji, ale na wakacjach i to na wyspach. W Atenach jest pierwszy raz.

— To miasto zrobiło na mnie wrażenie. Chyba dwie rzeczy na początku utkwiły mi w głowie — mnóstwo ludzi siedzących w małych knajpkach i pijących kawę o każdej porze dnia oraz ogromne korki. Tu ludzie parkują wszędzie i chyba nie ma żadnych przepisów. Policja czy straż miejska w ogóle nie interesuje się tymi samochodami, ja też czasami parkuję, gdzie się da i nie dostałam jeszcze żadnego mandatu. Nie wiem, czy w ogóle tu się dostaje za to mandaty, mam wrażenie, że pod tym względem tu jest ogromna tolerancja — zauważyła.

Nie ukrywa, że bardzo ceni sobie pogodę w Grecji — niemal każdy dzień jest słoneczny. Cieszy się też, że nie ma długich podróży na mecze wyjazdowe. Grając w Policach wyjazd 250-kilometrowy był jednym z najkrótszych.

— Niemal wszystkie kluby są w Atenach lub skupione w stołecznej aglomeracji. Dwa wyjazdy dłuższe to na wyspę Santorini i do Saloniki, do których moglibyśmy dojechać busem, ale i tak latamy samolotem — przekazała.

Pochodząca z Poznania siatkarka nie wybiega daleko w przyszłość — kontrakt z Panioniosem obowiązuje tylko do końca obecnego sezonu.

— Myślę, że na razie jest za wcześnie mówić o przyszłości, nie wykluczam, że tu zostanę. Natomiast nie ukrywam, że chciałabym kontynuować karierę za granicą, poznawać coś nowego, tym bardziej, że grania nie zostało mi już zbyt wiele — podsumowała Kowalewska.

Marcin Pawlicki

Źródło informacji: Polska Agencja Prasowa