W artykule Kristin Cabot przedstawia swoją wersję wydarzeń, ujawniając, że była świeżo po rozstaniu z mężem Andrew. — Wypiłam kilka High Noonów, tańczyłam i zachowywałam się nieodpowiednio. Nie nazwałabym tego błahostką — ocenia z perspektywy czasu.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Jak zareagowała Kristin Cabot na krytykę?

Co przyznała o swoim zachowaniu na koncercie?

Dlaczego zrezygnowała z pracy?

Jak wpłynęły pogróżki na jej dzieci?

Wzięłam za to odpowiedzialność i zrezygnowałam z pracy. To była cena, którą postanowiłam zapłacić

— przyznaje Kristin, dodając, że chce, aby jej postępowanie było nauczką dla jej dzieci, gdy dorosną. — Niech wiedzą, że można popełniać błędy i naprawdę się pogubić. Ale za coś takiego nie powinno się grozić komuś śmiercią — stwierdza Amerykanka. Liczne pogróżki i zmasowany hejt wywołały u pociech kobiety stany lękowe.

— One już były w bardzo złej kondycji, a wtedy wszystko się posypało. Bały się, że ja umrę i one też umrą. Oczywiście wiedziały, kim jest Andy [Byron]. Powiedziałam im: „Daliśmy się ponieść chwili, teraz wszystko jest w internecie” — przyznaje.

Do udzielenia wywiadu namówiła ją Dini von Mueffling, która reprezentowała m.in. Monikę Lewinsky i Virginię Giuffre. Teraz w rozmowie z branżowym magazynem „PRWeek” mówi: „Stało się jasne, że ta sprawa sama nie zniknie, a wizerunek, jaki jej przypisano, nie ulegnie zmianie, jeśli sama czegoś z tym nie zrobi. Milczenie często pogarsza sytuację. Media mają swoją rolę do odegrania, a otwarta komunikacja z nimi jest naprawdę ważna”.

„Nie przeczytam ani jednego słowa krytyki”

Internauci byli jednak bezlitośni, pisząc w komentarzach pod postem „NYT”, że jej historia nie powinna być tematem na obszerny artykuł. „To niedorzeczne”, „Cabot nie zasłużyła na groźby śmierci, natomiast słusznie oberwało się jej za obściskiwanie się z żonatym”, „Jedyną ofiarą jest żona tego faceta” — piszą.

Sama zainteresowana nie zamierza się z nimi mierzyć. — Wiedziałam, że nadszedł czas, by zabrać głos, ale miałam też świadomość ryzyka: ponownego wystawienia się na ataki internetowych trolli. Ta fala krytyki rzeczywiście się pojawiła, dokładnie tak, jak się spodziewałam — ujawnia w wywiadzie dla „PRWeek”.

Wiedziałam, że te głosy nie są reprezentatywne dla większości, ani nie pochodzą od osób, na których opinii mi zależy. I mimo ich starań, by mnie zranić, nie przeczytałam i nie przeczytam ani jednego słowa z tych komentarzy

— kwituje.