Przedstawiamy różne punkty widzenia
Po blisko czterech latach wojny coraz częściej powraca pytanie nie o to, czy dojdzie do pokoju w Ukrainie, lecz jaki będzie jego charakter. Z punktu widzenia gospodarki to rozróżnienie ma fundamentalne znaczenie.
Pokój nie jest bowiem prostym, zero-jedynkowym zakończeniem ryzyk, lecz nową konfiguracją bodźców, kosztów i napięć, które będą kształtować decyzje inwestorów, politykę fiskalną oraz tempo wzrostu w Europie przez kolejne lata. Już ponad sto lat temu John Maynard Keynes (jeden z najsłynniejszych brytyjskich ekonomistów, który zakwestionował m.in. klasyczną teorię ekonomii – red.) ostrzegał, że źle zaprojektowany pokój może okazać się równie kosztowny jak sama wojna.
W debacie międzynarodowej coraz wyraźniej rysują się dwa skrajne scenariusze.
Potężna rewolucja tuż za rogiem. Kiedy komputer kwantowy?
Dwa scenariusze pokoju
Dobry pokój to porozumienie, które – nawet jeśli nie rozwiązuje wszystkich sporów – realnie stabilizuje sytuację bezpieczeństwa. Oznacza trwałe zawieszenie broni, wiarygodne międzynarodowe gwarancje dla Ukrainy, jasno zarysowaną ścieżkę odbudowy oraz utrzymanie presji polityczno-ekonomicznej na Rosję. Taki scenariusz ogranicza ryzyko ponownej eskalacji, obniża niepewność inwestycyjną i pozwala Europie przejść z trybu zarządzania kryzysem do długofalowego planowania rozwojowego.
Zły pokój to porozumienie wymuszone słabością jednej ze stron: faktyczne zamrożenie konfliktu, akceptacja zdobyczy terytorialnych agresora, brak twardych gwarancji bezpieczeństwa oraz narastające 'zmęczenie’ Zachodu wojną. Taki układ nie kończy konfliktu, lecz jedynie go odracza. Tworzy niebezpieczny precedens, podkopuje wiarygodność UE, USA i utrwala geopolityczną niepewność.
Z ekonomicznego punktu widzenia oznacza to wyższą premię za ryzyko, droższy kapitał i trwałe obciążenie finansów publicznych kosztami bezpieczeństwa.
Niezależnie od stanowisk europejskich stolic coraz więcej wskazuje na to, że to Stany Zjednoczone mogą narzucić ramy ewentualnego porozumienia. Choć szczegóły potencjalnego rozejmu pozostają nieznane, ekonomiści już dziś próbują oszacować jego skutki. Wnioski są dość jednoznaczne: nawet niedoskonały pokój byłby dla Europy impulsem dodatnim – choć raczej umiarkowanym niż przełomowym.
Chiny zalewają Europę tanimi towarami. Ale same też się topią [ANALIZA]
Gaz, inflacja i wzrost
Najważniejszym kanałem oddziaływania byłby rynek gazu ziemnego. W wariancie ograniczonego rozejmu – jak wyliczał zespół analityczny Goldman Sachs – ceny gazu mogłyby spaść o ok. 15 proc., a w scenariuszu bardziej ambitnym nawet o 50 proc. Przełożyłoby się to na obniżenie inflacji w strefie euro odpowiednio o 0,1-0,2 pkt proc. oraz o ok. 0,5 pkt proc., a jednocześnie na wzrost PKB rzędu 0,1-0,3 proc., głównie dzięki wyższej konsumpcji i niższym kosztom produkcji.
Ropa Brent dziś zbliża się do poziomu 60 dolarów za baryłkę, ale w sprzyjających warunkach mogłaby spaść znacznie niżej – nawet poniżej 40 dolarów – zwłaszcza przy cenie rosyjskiej ropy Urals na poziomie ok. 50 dolarów. Taki pozytywny szok deflacyjny byłby odczuwalny globalnie, o ile OPEC+ nie zareagowałby ograniczeniem wydobycia.
Wbrew intuicji poprawa nastrojów konsumenckich miałaby jednak ograniczony wpływ na realną gospodarkę. Choć zaufanie gospodarstw domowych gwałtownie spadło po wybuchu wojny, głównym czynnikiem była inflacja, a nie sama geopolityka. Ryzyko wojenne w dużej mierze zostało już zdyskontowane przez rynki, dlatego potencjalny efekt pokoju miałby w tym obszarze raczej charakter narracyjny.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w Europie Środkowej, gdzie wciąż widoczna jest premia za ryzyko geopolityczne – zarówno w wycenach obligacji, jak i w zachowaniu rynków finansowych. Ostatnie wzrosty na giełdach mogą jednak sygnalizować jednocześnie optymizm co do perspektyw wzrostu gospodarczego oraz oczekiwania dotyczące możliwego porozumienia między Ukrainą a Rosją.
Smok, niedźwiedź i tygrys wieszczą nowy globalny porządek. Świat w to uwierzy? [OPINIA]
Odbudowa Ukrainy i migracje
Odbudowa zniszczonej infrastruktury Ukrainy mogłaby dodać strefie euro ok. 0,1 pkt proc. do wzrostu PKB. To niewiele, ale w połączeniu z innymi czynnikami makroekonomicznymi ma znaczenie.
Proces odbudowy stworzy istotne możliwości inwestycyjne, z których największe korzyści odniosą firmy z Niemiec, Francji, Włoch, Turcji, Chin i USA – zwłaszcza te, które mają porozumienia z rządem Ukrainy i już dziś dostarczają lub będą dostarczać uzbrojenie, technologie i kapitał.
Polska, Rumunia i inne kraje sąsiadujące również mogą uczestniczyć w tych projektach, lecz raczej w mniejszym stopniu. Podobnie jak w przypadku krajowej infrastruktury, kluczowe kontrakty trafią do dużych międzynarodowych graczy, dysponujących zarówno know-how, jak i finansowaniem.
Bardziej złożony jest wpływ migracji. Od początku wojny do strefy euro trafiło ok. 2,6-2,8 mln uchodźców, co zwiększyło podaż pracy o 0,4-0,5 proc., ale jednocześnie podniosło wydatki publiczne o ok. 0,2 proc. PKB rocznie (nie licząc nakładów na obronność).
Jeśli po rozejmie 15-50 proc. uchodźców wróciłoby do Ukrainy, efekt netto dla gospodarki strefy euro byłby ujemny: od –0,1 do –0,2 proc. PKB. Najsilniej odczułyby to Niemcy, ale także Polska, która już dziś zmaga się z problemem jednego z najszybciej starzejących się społeczeństw w UE.
Radzą Polsce: podnieście podatki i wiek emerytalny. Arak: czas na poważną dyskusję [OPINIA]
Rynki finansowe i polityka pieniężna
Wojna była dla europejskich rynków klasycznym szokiem typu risk-off: spadkami cen akcji i zaostrzeniem warunków finansowych. Częściowe odwrócenie tego efektu w przypadku rozejmu mogłoby podnieść PKB zarówno strefy euro, jak i Polski. Łącznie dawałoby to umiarkowany, lecz dodatni impuls – ok. 0,2 proc. PKB w scenariuszu ograniczonego rozejmu i nawet 0,5 proc. w wariancie dobrego pokoju.
Dla Europejskiego Banku Centralnego nie byłby to jednak gamechanger. Spadek inflacji miałby w dużej mierze charakter techniczny, choć zmniejszenie ryzyk dla wzrostu mogłoby wpłynąć na ton polityki pieniężnej – zwłaszcza w przypadku trwałego porozumienia. Możliwe, że neutralny poziom stóp procentowych byłby niższy, niż obecnie zakłada Christine Lagarde – być może bliżej 1 proc.
W Polsce stopy procentowe również mogłyby być niższe: nie na poziomie 3–3,5 proc., lecz bliżej 2 proc., ponieważ jeden z kluczowych czynników ryzyka by zniknął (choć pozostałaby presja związana z transformacją energetyczną).
Dla Polski oznaczałoby to tańsze pożyczanie pieniędzy, niższe koszty obsługi długu i niższe rentowności.
Oznaczałoby to potencjalne uruchomienie inwestycji w automatyzację i poprawę efektywności biznesu. Niezależnie od szczegółów pokoju stopa inwestycji w Polsce mogłaby zacząć rosnąć z dzisiejszego niskiego poziomu ok. 17 proc. PKB. Projekty odkładane dotąd ad acta mogłyby ruszyć, ponieważ zarządzający firmami nie mieliby już „pod skórą” wojennego lęku.
Arak: plan pokoju, który pachnie kolejną wojną [OPINIA]
Polska: beneficjent stabilizacji albo zakładnik niepewności
Dla Polski różnica między dobrym a złym pokojem ma szczególne znaczenie. Dobry pokój oznaczałby spadek premii za ryzyko, tańsze finansowanie długu i wyraźne przyspieszenie inwestycji prywatnych. Polska mogłaby stać się ważnym zapleczem logistycznym i inwestycyjnym odbudowy Ukrainy, wzmacniając swoją pozycję w regionie i podnosząc tempo wzrostu PKB.
W scenariuszu złego pokoju Polska pozostałaby krajem frontowym – z podwyższonym ryzykiem geopolitycznym, wysokimi wydatkami obronnymi i ograniczoną przestrzenią fiskalną. Inwestycje byłyby bardziej selektywne, a koszty niepewności ponoszone nawet wtedy, gdy działania zbrojne formalnie by ustały.
Szczególnym problemem mógłby być polityczny „reset” z Rosją, który zepchnąłby Polskę na margines polityki europejskiej i transatlantyckiej jako kraju postrzeganego jako „rusofobiczny”.
Czy pokój oznaczałby poprawę finansów publicznych Polski? Niekoniecznie. Wydatki już poniesione oznaczają trwałe koszty obsługi i utrzymania, a modernizacja armii – kolejne dostawy sprzętu, od śmigłowców po okręty podwodne. Nawet przy obniżeniu wydatków obronnych z 4,5 proc. PKB do 3,0 proc. finanse publiczne pozostaną strukturalnie niezrównoważone. Bez bezpośredniego ryzyka wojny trudniej będzie też przeprowadzić podwyżki podatków lub ograniczyć wydatki.
Nowa strategia USA. Arak: Ameryka nie znika, ale zmienia zasady gry [OPINIA]
Pokój – tak, ale bez euforii
Wniosek jest prosty: gospodarczo pokój w Ukrainie byłby dla Europy dobrą wiadomością, ale nie oznaczałby cudu. To raczej zdjęcie części ciężarów niż uruchomienie silnika rakietowego wzrostu. Prawdziwa zmiana pojawiłaby się tylko wtedy, gdyby porozumienie było trwałe, wiarygodne i wsparte realnym planem odbudowy. Bez tego rynek szybko skoryguje swoje oczekiwania – tak jak próbuje je dziś zdyskontować. Wizja tego, że Rosja tę wojnę przegra, jest jednak iluzoryczna.
Na koniec pytanie – czy Polska powinna obawiać się konkurencji ze strony Ukrainy? Niekoniecznie. Mamy wpływ na regulacje unijne i warunki handlu UE z Ukrainą. Dotychczas udawało się chronić krajowy rynek (choć z problemami) i trudno zakładać, by w przyszłości ta możliwość zniknęła. Zły pokój oznaczałby zresztą, że konkurencja ze strony Ukrainy pozostanie ograniczona. Bezpieczna i stabilna Ukraina może w dłuższym horyzoncie stać się konkurentem, ale tylko w umiarkowanym stopniu – pod warunkiem poprawy jakości instytucji i zdolności rozwojowych, co, miejmy nadzieję, stanie się po wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2026 r., które mogłyby ostatecznie przypieczętować porozumienie pokojowe.
Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku i nonresident senior fellow Atlantic Council