- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Jak poinformowały służby, w Wigilię o godz. 21 z terytorium Białorusi nad Polskę wleciało kilkadziesiąt balonów przemytniczych.
Wojsko podało ponadto, że w czwartek rano polskie myśliwce przechwyciły i eskortowały rosyjski samolot rozpoznawczy, który wykonywał lot nad Bałtykiem, w pobliżu granic przestrzeni powietrznej RP.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
- Kiedy miał miejsce incydent z balonami nad Polską?
- Jakie były wcześniejsze incydenty z dronami?
- Jak Polska zareagowała na incydent z balonami?
- Dlaczego wybór daty incydentu jest nieprzypadkowy?
„Wybór świąt jest absolutnie nieprzypadkowy”
Całą sytuację w rozmowie z Onetem ocenia kpt rez. Maciej Lisowski, ekspert do spraw dronów i systemów antydronowych. Przypomina, że we wrześniu mieliśmy do czynienia z dużo poważniejszym incydentem, gdzie w trakcie ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony.
Ekspert mówi, że od tego czasu „Polska podjęła już decyzje dotyczące tego, że deleguje uprawnienia tak, by szybciej reagować na takie sytuacje”.
— W związku z tym z 24 na 25 grudnia poderwano nasze lotnictwo myśliwskie. Na radarach obserwowano rozwój sytuacji — wskazuje.
Analityk przypomina, że wcześniej z terytorium Białorusi puszczano w dużych ilościach balony meteorologiczne/przemytnicze w kierunku Litwy. — Litwa podjęła dość radykalne kroki i zaczęła je zestrzeliwać. Teraz tego samego Białorusini spróbowali z Polską — podkreśla.
— Wybór świąt w katolickim kalendarzu jest absolutnie nieprzypadkowy. Spodziewaliśmy się ataków dronów rosyjskich na Ukrainę w czasie świąt i jeden taki atak już był. Ponadto były też standardowe mniejsze ataki, ale ciągle Rosjanie zbierają jeszcze siły. W tej sytuacji nie dziwi, że również Białoruś postanowiła się wykazać względem swoich mocodawców z Kremla. I tym razem puścili te balony nad Polskę — komentuje.
„Nie reagowaliśmy przesadnie”
Kpt. Lisowski jest zdania, że teraz Polska zareagowała znacznie skuteczniej niż podczas wrześniowego incydentu z rosyjskimi dronami. — Mieliśmy od razu informację o tych obiektach. Choć nie są to obiekty tak łatwe do znalezienia w powietrzu, jak mające metalowe elementy drony. Tutaj jednak te balony udało się wykryć odpowiednio wcześniej. Nie reagowaliśmy też przesadnie, nie ponosiliśmy zbędnych kosztów. Oprócz oczywiście poderwania naszych par dyżurnych — akcentuje.
Polski wojskowy mówi, do czego mógł służyć Rosji taki incydent. — Wypuszcza się balony, nawet bez ładunku, ale na przykład z jakiegoś rodzaju emiterami, które pokazują, jak głęboko wlecą one w naszą przestrzeń. Puszcza się je z wiatrem i one same w sobie nie tworzą realnego zagrożenia. Ale w kraju rodzi się nerwowa sytuacja, obywatele się niepokoją. Szczególnie ci mieszkający przy granicy z Białorusią.
— Chodzi tu przede wszystkim o efekt, że Rosjanie robią, co chcą, nawet w nasze święta. I że musimy cały czas trzymać nasze siły i środki do ochrony granic i przestrzeni powietrznej w gotowości — dodaje.
Kpt Lisowski podkreśla, że w ostatnich miesiącach w Polsce zaszły zmiany na lepsze, jeśli chodzi o zwiększenie ochrony powietrznej.
— W kilku miejscach w Polsce były już testy pasywnych systemów wykrywania dronów oraz otwarto dwie pierwsze lokalizacje, na których stoją wieże z systemami wykrywania. Są dodatkowe środki zarówno radiolokacyjne, jak i wielospektralne głowice służące do obserwacji. Będzie ich znacznie więcej wzdłuż całej granicy z Białorusią — zauważa.
Polski wojskowy mówi, że z czasem „będziemy w stanie w coraz większym stopniu obserwować aktywność białorusko-rosyjską już w pobliżu granicy, jeszcze na ich terytorium. — I będziemy mogli na nią szybciej reagować. Zbudowanie takiego systemu to jednak proces i to jeszcze potrwa — puentuje.