Zanim porozmawiamy o najlepszych telefonach 2025 roku, trzeba wybrać te najgorsze. Każdemu zdarzają się wpadki, dlatego tym razem myślę kategoriami. Te trendy moim zdaniem powinny zniknąć w przyszłym roku, bo są niczym innym jak tylko ślepym zaułkiem.
Każdemu podoba się co innego, ale są pewne rzeczy, które obiektywnie można uznać za bezsensowne. Wśród telefonów – jak i w każdej innej kategorii elektroniki – też takie się zdarzają. Ja wybrałem te, które moim zdaniem po 2025 roku powinny odejść w zapomnienie. Wcale nie obiecuję, że to Ci się spodoba.
Zapomnijmy o ultrasmukłych telefonach
Jako pierwszą kategorię na celownik biorę oczywistość. Ultrasmukłe telefony okazały się porażką pod każdym kątem, poza designu. Na Samsunga Galaxy S25 Edge i iPhone’a 17 Air nie ma rzeszy chętnych, a wręcz przeciwnie. Widać to zresztą po przeciekach, bo co najmniej jeden z nich ma wcale nie doczekać się następcy. Zainteresowanie jest poniżej oczekiwań, a sprzedaż nikogo nie przekonuje do kontynuowania zabawy. I bardzo dobrze.

Apple iPhone Air / fot. Paweł Gajkowski, gsmManiaK.pl
Zgodzę się z jedną tezą – oba te smartfony są piękne i robią powalające wrażenie przy wzięciu do ręki po raz pierwszy. Czy robią jednak tak duże wrażenie, jak Honor Magic V5, który jest jeszcze cieńszy, a do tego wymagający użytkownik może z niego korzystać na co dzień? Absolutnie nie. Jeżeli Apple stworzyło Aira, żeby przygotować sobie technologię do stworzenia składaka, to okej – sprzedając go, udało się im przerzucić koszty rozwoju na kupujących. Jeżeli jednak to jednorazowy eksperyment, to mamy do czynienia z brawurowo przehulaną kasą.
Nie będę nawet bronić Motoroli Edge 70, która jest co prawda o niebo lepsza od Samsunga czy Apple, ale dalej jest kosmicznie droga jak na swoje możliwości. Różnica polega na tym, że Motkę niebawem kupisz poniżej 2 tysiaków, a dzięki swojej baterii ma od nich więcej sensu.
Przestańmy udawać, że Galaxy FE ma sens
Niestety nie odczepię się od Samsunga, ale to nic personalnego. Wiem, że przez czytających moje teksty jestem postrzegany jako hejter tego producenta, podczas gdy ma to niewiele wspólnego z rzeczywistością (osobiście nazwałem Galaxy S24 Ultra najlepszym flagowcem). Zgodzę się, że bardzo często krytykuję ich decyzje – wejdź jednak na Twittera i zobacz, co dzieje się pod postami naczelnego leakstera Samsunga, czyli IceUniverse. Ja w swojej krytyce jestem przy nich łagodny niczym baranek. Zgodzę się jednak z jednym – Tm Roh robi z mobilnego Samsunga cyrk na kółkach.
Z góry na dół zjechałem już Edge’a, teraz zrobię to samo z serią FE. Jest mi jej zwyczajnie szkoda, bo powstała na kanwie jednego z najlepszych przykładów odwrócenia narracji w historii telefonów. Później dodali do tego kapitalnego Galaxy S20 FE, którego polecaliśmy dosłownie przez lata. Niestety, kolejne modele to równia pochyła.

Samsung Galaxy S25 FE / fot. Paweł Gajkowski, gsmManiaK.pl
Tak naprawdę nie zamierzam tu tak mocno czepiać się Samsunga Galaxy S25 FE. Jeżeli ktoś kupi go w dobrej promocji około 2 tysięcy złotych, to ma szansę być z niego zadowolonym (o premierowej cenie nie rozmawiajmy, była po prostu śmieszna). Mnie chodzi raczej o „taniego” składaka, który był po prostu brzydszym poprzednikiem za większe pieniądze. Na to mógł wpaść tylko Roh.
Żądanie 5 tysięcy złotych za telefon, który w momencie premiery Galaxy Z Flip7 FE kosztował 3 tysiące w promocjach wydawało się marketingowym zagraniem stulecia. No i było – ale najgorszym.
Telefony z 4 GB RAM nadal należy bojkotować w Polsce
Na początek doprecyzuję swoją tezę – kupowanie telefonu z 4 GB pamięci operacyjnej, przy obecnych wymaganiach nowego Androida, to masochizm. I jeżeli ktoś ma korzystać z niego do czegokolwiek bardziej wymagającego od dzwonienia i wiadomości tekstowych, to jest to wyrzucenia pieniędzy w błoto. I to niezależnie od tego, czy ma dobry aparat, czy może 7 lat aktualizacji. Dlatego w Europie te zarzuty dotyczą głównie Samsunga, który potrafi zaoferować taką pamięć nawet za 849 złotych.

Samsung Galaxy A16 / fot. producenta
Czy tak samo będę patrzył na Redmi 15c za 389 złotych? Tak, bo za 500 złotych, czyli za stówkę więcej, występuje wariant z 8 GB RAM. Uważam, że lepiej dopłacić taką kwotę, niż na kilka lat utknąć ze sprzętem, który nie radzi sobie z zapłaceniem rachunku z poziomu skrzynki mailowej, bo przy otwarciu aplikacji banku ubija wszystko w tle.
Najgorsze jest to, że 2026 rok szykuje nam powrót telefonów wyposażonych w 4 lub 6 GB RAM – przy jednoczesnym wzroście cen. Wiesz, co za to odpowiada? Pewnie, że wiesz.