Wokalistka, a prywatnie matka trojga dzieci — w tym dwójki ze specjalnymi potrzebami — wysłuchała pytań osób w spektrum autyzmu. Przed kamerami TVN mówi o rodzinnym domu, który opuściła, mając 18 lat.

— Moi rodzice są z biedy i z nędzy. Byli tak pracowici, byli tak zdeterminowani, że skończyli studia. Mój ojciec jest emerytowanym dziennikarzem sportowym. Moja mama jest wuefistką AWF w Gdańsku. Są pierwszym pokoleniem w swoich rodzinach, gdzie udało im się stać się ludźmi z wyższym wykształceniem. Dlatego możesz się domyślić, jakim bólem dla nich był fakt, że ja i mój brat powiedzieliśmy im, że my nie chcemy się uczyć — pada z ust Chylińskiej.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Piosenkarka dodaje po chwili, że musiała wybrać między spełnieniem ich oczekiwań a realizacją marzenia o śpiewaniu.

  • Jak Agnieszka Chylińska wychowuje swoje dzieci?
  • Jakie wykształcenie mają rodzice Agnieszki Chylińskiej?
  • Co mówi Agnieszka Chylińska o pomocy zewnętrznej w wychowywaniu dzieci?
  • Jakie zmiany w postrzeganiu sytuacji życiowej przeszła Agnieszka Chylińska?

— Natomiast jakbym miała cofnąć się w czasie, podjęłam decyzję bardzo rozpaczliwą […]. Czasami, jak sobie o tym przypominam, to jest mi przykro

— stwierdza, przyznając, że „mogła paść na podłogę i płakać albo się podnieść”. — Nauczyłam się, że jeśli przychodzi rzecz bardzo trudna, opuszcza cię przyjaciel, zostawia cię osoba bliska albo słyszysz jakieś straszliwe słowa od kogoś, kogo kochasz, to myślę: dobra, dostałam to, ale w związku z tym ja chcę dalej żyć. Więc we mnie jest wieczne mówienie: „Ja chcę żyć, ja chcę żyć taka, jaka jestem” — podkreśla.

Zasiewać na spalonej ziemi

W dalszej części programu nie zabrakło wątku pociech Chylińskiej. Ta zwraca uwagę, że gdy rodzi się chore dziecko, często pada pytanie, czyja to wina i brakuje przestrzeni na uczucia zagubionej matki. — Ale ja miałam to szczęście, że miałam wsparcie mnie — i mojej mamy, i teściowej. Nie chciałam z niej korzystać, bo nie chciałam potem, żeby ktoś powiedział: „no wiesz, to dzięki mnie”. Więc się umordowałam. Ja sobie dałam radę. Ale wiem, że to jest też ważne dla rodziców, żeby oni się nie wstydzili przyjść i powiedzieć: „Słuchaj, ja nie mam siły, nie umiem, nie wiem, nie rozumiem dlaczego” — mówi.

Na początku zdarzało się jej pytać Boga, dlaczego to spotkało właśnie ją. — Dlaczego nie tę pijącą, co ma sześcioro dzieci zdrowych. A potem, kiedy jest tak ciemno i nie widzisz żadnych drzwi, musisz odpuścić siebie. Moje pytanie się zmieniło na: „Co ja mogę dla niego zrobić? Co ja mogę z siebie dać, żeby syn był uśmiechnięty?”. Myślisz danym dniem. Dzisiaj miał gorszy humor. Co zrobić, żeby miał lepszy? Czyli wywalasz to swoje, że miał być piłkarzem, grać w Barcelonie, że mieliśmy o tylu rzeczach rozmawiać, że miał mieć dziewczynę. I nie ma tej rzeczywistości. Ale Pan Jezus mówi prostą rzecz: zasiewaj na spalonej ziemi. Łatwo jest siać na pięknym trawniku, jak już jest ta zieleń, a najtrudniej zasiać na spalonej ziemi — słyszą zgromadzeni.

Artystkę najbardziej cieszy fakt, że wraz z mężem nie korzystają z pomocy niań. — My wszystko robimy sami — zapewnia.