W większości polskich domów Wigilia wygląda podobnie. Od rana trwa krzątanina, ktoś nerwowo liczy talerze, ktoś inny sprawdza, czy barszcz i karp są gotowe do podania. W tle lecą kolędy, choć nikt ich do końca nie słucha. Gdy dzieci co chwilę zerkają za okno, niecierpliwie wypatrując pierwszej gwiazdki, dorośli próbują zdążyć ze wszystkim na czas. Nawet jeśli na co dzień niewiele nas łączy, tego wieczoru wszyscy zasiadamy do stołów. Czasem w zgodzie, czasem w napięciu, ale z poczuciem, że „tak trzeba”. Wigilia ma w sobie coś z teatru – co roku powtarzamy te same gesty, życzenia i potrawy, często nie do końca wiedząc, skąd w ogóle się wzięły. Dlaczego wkładamy sianko pod obrus? Dla kogo jest to jedno, puste miejsce? Czemu na stole powinno znaleźć się akurat dwanaście dań? To wieczór utkany z chętnie powtarzanych symboli, których znaczenie bywa jednak zapominane.

Słowo „wigilia” pochodzi od łacińskiego vigiliare, oznaczającego czuwanie. W tradycji chrześcijańskiej oznaczała noc oczekiwania na narodziny Chrystusa. Początki tradycji wigilijnej według części badaczy wiążą się najprawdopodobniej ze starożytnymi Saturnaliami (świętem ku czci boga Saturna), które obchodzono w starożytnym Rzymie, gdzie jednocześnie stopniowo kształtowało się chrześcijaństwo. Najdawniejsza wzmianka o świętowaniu Bożego Narodzenia pochodzi z kościelnego kalendarza z 354 roku. We wczesnym okresie chrześcijaństwa narodzin Chrystusa w ogóle nie celebrowano, a potem obchodzono w różnych dniach, jednak z czasem celowo ustalono datę 25 grudnia, aby właśnie stanowiła alternatywę i przeciwwagę dla pogańskich świąt.

Sam grudniowy zwyczaj był jednak znacznie starszy niż chrześcijaństwo. Na ziemiach polskich, w czasach pogańskich, szczególną wagę przykładano do momentu zimowego przesilenia – najdłuższej nocy w roku, po której dni zaczynały się wydłużać. Był to czas metaforycznego zwycięstwa światła nad ciemnością, pełen obrzędów związanych z naturą. W kulturze ludowej wierzono, że to noc graniczna między tym, co stare a nowe oraz światem żywych i zmarłych.

Chrześcijaństwo nie zniosło wszystkich pogańskich praktyk, ale w pewien sposób je zaadaptowało. Wigilia stała się dniem postnym, ale wciąż pozostała świętem. Na przełomie wieków wyglądała inaczej w chłopskich chatach, a inaczej w szlacheckich dworach. Miała jednak podobny sens – wspólnoty, modlitwy, pojednania i symbolicznego oczyszczenia. Do tradycji polskiej Wigilia (postna, ale uroczysta) weszła na stałe w XVIII wieku. Do stołu zasiadało się dopiero po pojawieniu się pierwszej gwiazdki, która nawiązywała do Gwiazdy Betlejemskiej.

W Polsce Wigilia była i jest obchodzona głównie przez katolików, ale niektóre jej elementy (jak choinka czy potrawy) nabrały dla wielu niewierzących osób charakteru uniwersalnego, tradycyjnego, a nie wyłącznie religijnego. To nośnik pamięci kulturowej, wyjątkowy rytuał, który mimo zmieniających się czasów, wciąż pozostaje jednym z najważniejszych momentów w polskim kalendarzu.

Dwanaście potraw wigilijnych to dziś niemal obowiązek, choć nie zawsze tak było. Liczba ta zaczęła funkcjonować powszechnie dość późno, bo dopiero w XIX wieku i miała kilka znaczeń. Najczęściej tłumaczyło się ją symboliką religijną –  nawiązaniem do dwunastu apostołów. W kulturze ludowej dwanaście oznaczało raczej cykl natury (miesiące w roku) lub symbol pełni i obfitości. Wcześniej liczba potraw w domu zależała głównie od zamożności (na wsiach było ich siedem lub dziewięć, a w zamożnych domach często nawet trzynaście). Najważniejsze było jednak zachowanie postu i jednoczesnej obfitości – choć potrawy były skromne, to stół miał być pełen.  

Tradycyjny zestaw był zawsze prosty i ściśle postny. Jadłospis opierał się na tym, co dawała natura (ziemia, las i woda) – zbożach, kapuście, grzybach i rybach. Miały one zapewniać dostatek lub chronić przed chorobami. Do najstarszych potraw wigilijnych należały różnego rodzaju polewki – barszcz na zakwasie, zupa grzybowa, zupa z suszonych owoców. Słodki wymiar świąt tworzyły mak i miód, symbole płodności, szczęścia i boskiej opieki.

Na przełomie XIX i XX wieku wigilijne menu zaczęło się ujednolicać. W miastach coraz częściej powtarzano tych samych dwanaście potraw. Nie mogło zabraknąć barszczu czerwonego z uszkami, zupy grzybowej albo migdałowej, kapusty z grochem, pierogów, ryby i makowca. Po II wojnie światowej tradycja ta została dodatkowo utrwalona jako element tożsamości kulturowej. W PRL-u przygotowania wigilijne nieco się zmieniły, ze względu na ograniczony dostęp do produktów spożywczych. Święto było okazją do „wystawnej” wieczerzy w czasach permanentnych niedoborów. Gospodynie i gospodarze zaopatrywali się w hodowlane karpie lub śledzie, które były podstawą jadłospisu.

Dziś z kolei stoły uginają się od potraw, często znacznie przekraczając symboliczne dwanaście dań. Nadal widoczne są również pielęgnowane przez lata regionalne różnice – np. na Śląsku podaje się makówki, na Podlasiu – kutię, a na Kaszubach musi pojawić się zupa brzadowa. Mimo tej odmienności symbolika wigilijnych posiłków w całej Polsce pozostała ta sama – trzeba spróbować wszystkiego, żeby zapewnić sobie szczęście w nadchodzącym roku.


Zdjęcie


12 wigilijnych potrwa to długa tradycja
/Pixabay.com

Wigilijne zwyczaje nie powstały jednocześnie. Są połączeniem wierzeń chrześcijańskich, pogańskich przesądów i ludowej symboliki. Jednym z najważniejszych jest dzielenie się opłatkiem. Choć sam opłatek wywodzi się z wczesnochrześcijańskiego zwyczaju błogosławienia chleba, w formie znanej dziś pojawił się w Polsce całkiem późno. Dopiero w XIX wieku stał się powszechnym elementem Wigilii, najpierw w domach szlacheckich i mieszczańskich. Symbolizuje pojednanie, wspólnotę i gotowość do przebaczenia – dlatego łamanie się opłatkiem poprzedza rodzinną wieczerzę.

Kolejną charakterystyczną tradycją jest oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę. Zwyczaj ten nawiązuje do Gwiazdy Betlejemskiej, która miała wskazać drogę do miejsca narodzin Chrystusa. Już w XVIII wieku w Polsce do stołu nie zasiadano wcześniej niż przed pojawieniem się gwiazd na niebie, co podkreślało religijny i odświętny charakter uroczystości.

Puste miejsce przy wigilijnym stole to symbol, który na dobre utrwalił się w XX wieku, choć jego źródła są starsze. W kulturze ludowej wierzono, że w noc wigilijną dom odwiedzają dusze przodków, dlatego należało je ugościć. Z czasem zwyczaj ten zaczęto interpretować jako gotowość do przyjęcia zbłąkanego lub potrzebującego wędrowcy, nadając mu więc wymiar bardziej etyczny i społeczny.

Sianko pod obrusem nawiązuje oczywiście do betlejemskiej stajenki i żłóbka, w którym leżał narodzony Jezus. W tradycji ludowej było jednak przede wszystkim symbolem urodzaju i więzi z naturą. W XIX wieku, na polskich wsiach, po kolacji wyciągano nawet źdźbła siana, wróżąc z ich długości i koloru przyszłość domowników.

Nieodłączną częścią Wigilii stała się również choinka. Pojawiła się w polskich domach na przełomie XVIII i XIX wieku, zapożyczona z tradycji niemieckiej. Ubieranie choinki symbolizowało życie, odrodzenie i nadzieję. Początkowo ta moda zdominowała miasta, a z czasem wyparła całkowicie starsze formy dekorowania wnętrza. Wcześniej wieszano pod sufitem podłaźniczkę (zrobioną z gałązek iglastego drzewka), ozdobioną jabłkami i orzechami. Każde z nich miało znaczenie – owoce zapewniały zdrowie, a orzechy – dobrobyt. Także jemioła, choć dziś traktowana raczej jako dekoracja lub okazja do pocałunku, była rośliną chroniącą dom przed złymi mocami.

Ważnym elementem Wigilii jest też wspólne śpiewanie kolęd. Najstarsze polskie pochodzą z XV i XVI wieku, jednak zwyczaj wykonywania ich w domu rozpowszechnił się znacznie później. Miało to miejsce wraz z drukiem śpiewników i rozwojem edukacji. Kolędowanie miało nie tylko wymiar religijny, ale też społeczny – scalało rodzinę i przynosiło radość.

Polskie tradycje wigilijne powstawały przez wiele lat, budując poczucie wspólnoty i tożsamości. Każdy gest miał znaczenie, nawet kolejność przychodzenia do domu czy zasiadania przy stole. Wigilia była pełna rytuałów, które z chęcią powtarzano co rok.

Choć Wigilia w Polsce jest świętem religijnym, to aż kipi od przesądów. To jeden z najbardziej fascynujących elementów polskiej tradycji bożonarodzeniowej. Choć dziś traktujemy je z przymrużeniem oka, przez wieki były ważnym sposobem oswajania niepewnej przyszłości i metodą na radzenie sobie z lękami.

Najbardziej znanym wigilijnym przesądem jest przekonanie, że tej wyjątkowej nocy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Wywodzi się z pogańskich czasów, gdy noc przesilenia zimowego miała zacierać granicę między ludźmi a naturą. Wierzono, że zwierzęta mają wówczas dostęp do wiedzy, potrafią przewidywać przyszłość, a nawet komentować zachowanie domowników. Ostrzegano, żeby ich nie podsłuchiwać, bo mogło to przynosić nieszczęście.

Popularnym przesądem było także przekonanie, że to, co wydarzy się w Wigilię, zapowiada cały nadchodzący rok. Dlatego właśnie unikano kłótni, pożyczania pieniędzy, złoszczenia się czy nadmiernego wysiłku. Wierzono także, że pierwsza osoba, która przekroczy próg domu w Wigilię, wpłynie na losy rodziny – najlepiej by był to mężczyzna, co odzwierciedla dawne, patriarchalne, wyobrażenia o szczęściu i sile.

Liczono także dokładnie osoby przy stole – nieparzysta liczba zapowiadała chorobę lub śmierć. Dla równowagi dbano o dodatkowe nakrycie, choćby miało pozostać puste.

Współcześnie, choć nie do końca wierzymy w przesądy wigilijne, to wciąż je powtarzamy, bo są elementem zbiorowej pamięci. Tworzą też wyjątkowy i nieco magiczny charakter tego dnia, który chcemy odtworzyć najmłodszym.

Polska Wigilia i Boże Narodzenie wciąż opierają się na wielu tradycjach – ubieraniu choinki, dzieleniu się opłatkiem, wspólnej wieczerzy, kolędowaniu. Jednocześnie coraz wyraźniej widać, że święta – szczególnie w XXI wieku, w erze globalizacji – stały się czasem intensywnej konsumpcji, która często kłóci się z ich pierwotnym sensem.

Problemem nie jest samo świętowanie, ale jego skala. Zakupy „na zapas”, więcej niż dwanaście potraw, których nikt nie jest w stanie zjeść, nadmiar dekoracji czy prezentów kupowanych w pośpiechu i bez zastanowienia – to wszystko sprawia, że święta nie tylko stają się męczące i kosztowne, ale też wręcz nieekologiczne. Paradoksalnie, w imię rodzinnej tradycji produkujemy ogromne ilości odpadów – jedzenia, plastiku, papieru i elektroniki. Coraz częściej mówi się więc o tym, że „za dużo” stało się nową normą świąt.

W odpowiedzi na ten trend młodsze pokolenia stworzyły ruch sustainable Christmas, czyli zrównoważonych, odpowiedzialnych świąt. Jest to zbiór idei promowanych obecnie przez ekologów, organizacje pozarządowe, media, influencerów, przedsiębiorstwa, a także coraz częściej przez świadomych konsumentów. Jego podstawą jest pytanie – jak świętować, nie rezygnując z tradycji, ale ograniczając nadmiar i negatywny wpływ na środowisko.

Koncepcja sustainable Christmas zachęca do prostych zmian. Nie odrzuca tradycji, a wręcz przeciwnie próbuje ją uratować, przypominając, że sens świąt nie tkwi w dobrach materialnych i ilości, a w przesłaniu płynącym ze wspólnego spędzania czasu. Można więc przygotować dwanaście potraw, ale tylko w takiej porcji, jaka na pewno zostanie zjedzona przez domowników. Warto ewentualną nadwyżkę od razu zamrozić po świętach lub zamienić w pyszne obiady na kolejne dni.

Ponadto trzeba przygotowywać prezenty z głową – lepiej wykorzystać te z recyklingu lub niematerialne (książkę z drugiej ręki, wspólnie spędzony czas, ręcznie wykonany drobiazg). Pakowanie prezentów w papier z recyklingu, tkaniny, gazetę, zeszłoroczne opakowanie nawiązuje zresztą do dawnych, skromniejszych praktyk. Dekoracje także można wykonać samodzielnie, w sklepie wybrać bombki z trwalszego surowca (żeby przetrwały lata) i dekoracje z naturalnych materiałów, a choinkę kupić w doniczce (aby później posadzić ją w ogrodzie). Jest to więc mimo wszystko powrót do sensu Wigilii sprzed lat – umiaru, wspólnoty i refleksji nad tym, co istotne, bez niepotrzebnego konsumpcyjnego wyścigu.

Wigilia to nie tylko kolacja z rodziną. To dzień, w którym obdarzamy się bliskością, zatrzymujemy na chwilę i powtarzamy dobrze utrwalone rytuały. Przez wieki zmieniały się w Polsce realia, ale sens święta pozostał ten sam – być razem i zaczynać wszystko od nowa. Niezależnie od tego, czy wierzymy w przesądy, czy podchodzimy do tego dnia w bardziej tradycyjny sposób, ten jeden wieczór w roku potrafi łączyć. Życzę wszystkim Czytelnikom, aby tegoroczna Wigilia była spokojna, uważna i pełna ciepła.