Turyści, by dostać się na słynną Gubałówkę w Zakopanem, nie zawsze korzystają z możliwości przejażdżki kolejką. Często wybierają wejście czarnym szlakiem, który uchodzi za jeden z najpopularniejszych sposobów na podziwianie panoramy miasta. W te święta jednak, jak relacjonuje „Gazeta Krakowska”, słynna trasa zamieniła się w prawdziwy tor przeszkód — wręcz ekstremalną szkołę przetrwania.

Tak turyści wchodzili na Gubałówkę. „Gigantyczna zjeżdżalnia”

Tysiące turystów, którzy zdecydowali się na tę trasę, musiało zmierzyć się z błotem i śliskim, ubitym śniegiem. Wielu kończyło wędrówkę po kilkanaście razy w zaspach, z przemoczonymi ubraniami. Jednym z niewielu sposobów na utrzymanie równowagi było kurczowe trzymanie się pobliskich płotów.

  • Jakie warunki panowały na szlakach podczas świąt?
  • Czy turyści korzystali z kolejki na Gubałówkę?
  • Jakie trudności napotykali turyści podczas wędrówki?
  • Jakie akcesoria pomogły w bezpiecznym wejściu na Gubałówkę?

„Ubity i wyślizgany przez tysiące stóp śnieg zamienił stromą ścieżkę w gigantyczną zjeżdżalnię” — czytamy w relacji gazety. Próby obejścia trasy przez pola i lasy również kończyły się niepowodzeniem.

Jeszcze większym wyzwaniem okazywało się zejście. Nawet płoty nie zawsze pomagały, a turyści notorycznie lądowali w śniegu. „Desperacja była tak duża, że niektórzy ratowali się znalezionymi w lesie gałęziami, które służyły im za prowizoryczne kijki trekkingowe. Sceny momentami przypominały film przygodowy, choć uczestnikom zdecydowanie nie było do śmiechu” — relacjonuje „Gazeta Krakowska”.

Jak podkreślono, problemów uniknęli ci, którzy na szlak weszli wyposażeni w raczki. Dzięki nim wejście na Gubałówkę było znacznie bezpieczniejsze i obyło się bez niechcianych „przygód” na lodowej zjeżdżalni.