Życie dało mi do zrozumienia, że potrzebuję przerwy.
Z mężem zamieszkaliśmy razem tuż przed pandemią, a nasze dwupokojowe mieszkanie w stało się jednocześnie naszym biurem. Dawaliśmy radę, ale czułam, jak ściany zaczynają się zbliżać.
Oboje kochamy podróże, więc żeby choć trochę pomarzyć, powiedziałam: „Zróbmy listę wszystkich miejsc, do których chcemy pojechać”. Jestem trochę arkuszowym świrem, więc wzięłam jego listę i moją, uporządkowałam je i połączyłam w jeden wielki arkusz. To była moja mała forma terapii.
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
W tamtym czasie pracowałam w dziale operacyjnym start-upu w LA, a mój grafik stał się o wiele bardziej intensywny. Otwierałam laptop o 7 rano i zamykałam o północy. Kochałam tę pracę, ale byłam wypalona. W trudniejsze dni patrzyłam na tę listę i śniłam o afrykańskich safari albo o podróży na Antarktydę.
Pewnego ranka, gdy mąż robił mi cappuccino, zdecydowałam się rzucić mu pomysł: „Hej kochanie, a gdybyśmy rzucili robotę i pojechali w roczną podróż dookoła świata? Albo chociaż na trzy miesiące?”. A on na to: „OK, brzmi spoko”. Taki już jest — spokojny, wyluzowany, bez wielkich reakcji.
Przygotowania do podróży i luka w CV
Skoro mieliśmy ryzykować odejście z pracy, chcieliśmy, żeby to miało sens. Uznaliśmy, że podróż powinna trwać rok, a na przygotowania — oszczędzanie i logistykę — potrzebowaliśmy czasu. Dwa lata później oboje złożyliśmy wypowiedzenia.
Ustaliliśmy budżet na 75 tys. dol. (ok. 270 tys. zł) — obejmował wszystko: od subskrypcji Netflixa po magazyn, który wynajęliśmy. Mój menedżer był podekscytowany, ale nasze rodziny miały mnóstwo pytań: Jak będą mieli z nami kontakt? Czy to bezpieczne? A choroby?
Przed podróżą najbardziej bałam się węży w Afryce i tsunami w Azji Południowo-Wschodniej — co jest zabawne, bo mieszkam w Los Angeles, w Pacyficznym Pierścieniu Ognia.
Największą obawą była jednak dla mnie luka w CV. Bałam się, że będzie wyglądać jak skaza. To okazało się kompletnie nieprawdziwe.
Po zakończeniu najmu w LA — i przekonaniu teściowej, by zaopiekowała się naszymi kotami — wyruszyliśmy.
Zobacz także: Zarobili tyle, że nie muszą już pracować. Po ponad 60 rozmowach zrozumiałam, co ich łączy
365 dni dookoła świata
Zaczęliśmy w Rzymie, gdzie zapisaliśmy się na dwumiesięczną szkołę włoskiego. Gdy pierwszego wieczoru spacerowaliśmy po okolicy — drinki na stolikach, muzyka w powietrzu, kot obserwujący nas z balkonu — czułam, jakby Rzym mówił: „Dobrze wybraliście”.

Para cieszyła się widokiem Koloseum w Rzymie, gdy w pobliżu nie było prawie nikogo
|
Maria Laposata (archiwum prywatne)
Następnego ranka szliśmy do szkoły obok Koloseum i Panteonu, zanim pojawili się turyści.
Jednym z momentów, który naprawdę mnie zmienił, był dzień moich 30. urodzin, mniej więcej w połowie podróży. Byliśmy na Gili Air — maleńkiej wyspie koło Bali.
Nawet w raju złapałam się na myśli, że może wcale nie byłam tak istotną postacią w pracy, jak mi się wydawało — z dala od urodzinowych maili i biurowych tortów, które zwykle „nadają” dniu charakter. Powiedziałam mężowi: „Uświadomiłam sobie, że wcale nie jestem ważna”. On zatrzymał się i odpowiedział: „Ale dla mnie jesteś wszystkim.”
Zawsze powtarzałam, że jest moim priorytetem, ale w praktyce praca zawsze była na pierwszym miejscu. W tamtym momencie dotarło do mnie, jak bardzo się myliłam — i jak bardzo potrzebowałam zacząć żyć zgodnie z tym, co naprawdę ma wartość.

W trakcie podróży Laposata zdała sobie sprawę, że musi skupić się na innych priorytetach niż praca
|
Maria Laposata (archiwum prywatne)
Powrót do LA
W ciągu ostatnich sześciu miesięcy podróży postanowiliśmy skupić się na poszukiwaniu pracy i rozwoju umiejętności. Mąż budował aplikację, a ja odnawiałam kontakty zawodowe, żeby późniejszy odzew nie był zaskoczeniem.
Kiedy samolot wylądował, a pilot powiedział: „Witamy w Los Angeles,” uderzyło mnie, że nigdy wcześniej nie wyobrażałam sobie tej chwili. Wyobrażałam sobie tyle scen z podróży — ale nigdy powrotu.
Ostatniego dnia za granicą oboje dostaliśmy oferty pracy i szybko wróciłam do zawodowego życia. Bałam się, że wrócę do starych nawyków — pracoholicznej wersji siebie, która nie potrafi funkcjonować inaczej. Ale tym razem naprawdę chciałam zmiany.
Chciałam, by mąż był na szczycie listy moich priorytetów — bo to dzięki niemu mam znaczenie. Kiedy myślę o tych momentach, jestem wdzięczna, że odbyliśmy tę podróż. Jestem przez nią zupełnie inną osobą.
Co było dalej?
Kiedy w sierpniu zostałam zwolniona, nie rzuciłam się od razu w poszukiwanie nowej pracy. Wróciłam za to do pomysłu, który pojawił się podczas naszej podróży — jak mało wsparcia dostają osoby chcące wyjechać na dłuższy czas. Tak powstało Travelries — firma, która pomaga dorosłym planować gap year i urlopy sabbaticalowe.
W końcu przerwa w CV okazała się jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęłam — i gwarantowanym punktem zaczepienia w każdej rozmowie o pracę.
Powyższy tekst jest tłumaczeniem z amerykańskiego wydania Business Insidera
Artykuł powstał na podstawie rozmowy z 32-letnią Marią Laposatą, założycielką firmy konsultingowej Travelries, specjalizującej się w doradztwie turystycznym. Jej słowa zostały zredagowane pod kątem długości i przejrzystości.