„Polski Orzeł” przegrywał już w tym spotkaniu 1:3, ale trzy kolejne partie padły już jego łupem. Niespełna 49-letni darter ze Skarżyska Kamiennej pokazał w ten sposób wielką odporność psychiczną.

– Jestem w siódmym niebie po tej wygranej, bo bardzo trudny to był mecz. Przegrywałem 1:3 i to była bardzo niebezpieczna sytuacja, ale udało mi się to odwrócić. To wyjątkowa wygrana. Trafiałem ważne double w odpowiednich momentach. Szczególnie ten checkout 117, który pozwolił mi wyrównać stan spotkania na 3:3. Takich momentów było więcej, dzięki czemu wygrywałem kluczowe legi – powiedział na konferencji prasowej Krzysztof Ratajski.

ZOBACZ WIDEO: Otwierają biznes w Polsce. Fabiański mówi o swojej roli

Polak został zapytany przez angielskich dziennikarzy, czy był to jego najlepszy comeback w karierze. I tutaj padła odpowiedź, że „trudno to ocenić”.

– Ten powrót to zdecydowanie jeden z najlepszych w moim życiu. To są mistrzostwa świata, więc największy turniej. Pamiętam lepsze comebacki, ale to nie był turniej tego kalibru, więc można to tak kwalifikować – przyznał.

– Obaj graliśmy bardzo dobrze. Spodziewałem się po Wesleyu dobrego grania i wiedziałem, że musiałem zagrać na swoim optymalnym poziomie. I tak często było – notowałem często średnią na poziomie 100 punktów – dodał.

Jednak nie da się ukryć, że po pierwszych czterech setach, gdy Wesley Plaisier prowadził 3:1, trudno było go złamać psychicznie. Pomyłki Holendra – w postaci trafień w piątki i jedynki – pojawiły się dopiero w szóstej odsłonie.

– Przy 1:3 dalej wierzyłem w zwycięstwo, ale wiedziałem, że była to bardzo trudna sytuacja. Wesley prezentował świetną formę i wiedziałem, że musiałem dać z siebie więcej, jak choćby to 117. Czułem jednak, że gdy będzie 3:3, znajdę się w lepszej sytuacji, bo wygrałem „throw the bull” [czyli rzut o to, kto zaczyna mecz i ma prawo rozpoczynania decydującego seta oraz lega – przyp. red.]. Wiedziałem, że będę miał wówczas przewagę – zdradził Ratajski.

Po tym, jak Polak trafił D18, które dało mu zwycięstwo w całym spotkaniu, kilkukrotnie krzyknął z radości. Nie tłumił w sobie emocji. Zazwyczaj aż tak bardzo tych emocji nie pokazywał, ale na tych mistrzostwach świata jest inaczej.

– Nie pokazuję za często swoich emocji, ale w takiej sytuacji musiałem się wyładować. To dla mnie bardzo ważne, gdy przetrwałem trzy lotki meczowe i wróciłem ze stanu 1:3. Myślę, że dlatego ta radość była większa niż zazwyczaj – przyznał „Polish Eagle”.

W 1/8 finału Krzysztof Ratajski zagra po raz drugi w karierze. W chwili, gdy rozmawiał z dziennikarzami, jeszcze nie wiedział, czy zmierzy się z Andrewem Gildingiem czy Luke’iem Woodhousem. Teraz już wiemy, że czeka go starcie z drugim z wymienionych graczy.

– To jest dart. Wiem, że jestem w dobrej formie, więc zobaczymy, jak daleko mnie to zaprowadzi. Ale czuję się pewny siebie i czuję, że z każdym mogę zagrać dobre spotkanie. Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy zagram z Gildingiem czy Woodhousem. W każdym meczu trzeba grać na 110 procent, żeby wygrać na mistrzostwach świata – zakończył.

Mecz o awans do ćwierćfinału najlepszy polski darter rozegra albo 29 grudnia w sesji wieczornej, albo w sesji popołudniowej lub wieczornej 30 grudnia.