Nocny atak rosyjskich sił zbrojnych z 26 na 27 grudnia był jednym z największych uderzeń powietrznych przeprowadzonych przeciwko Ukrainie w ostatnich miesiącach. Według oficjalnych danych strony ukraińskiej, Rosja użyła około 500 bezzałogowych statków powietrznych oraz około 40 pocisków rakietowych różnych typów. W tym pojawiły się pociski manewrujące Ch-101 odpalane z bombowców Tu-95M2 oraz rakiety aerobalistyczne Ch-47 Kindżał, odpalane z MiG-31K, co ostatnio było sporą rzadkością.

Nalot dronów na Kijów. Szokujące nagranie ze stolicy Ukrainy

Nalot dronów na Kijów. Szokujące nagranie ze stolicy Ukrainy

Rózgi i prezenty dla polityków. Tak odpowiedzieli Polacy

Skala ataku, jego wielowarstwowy charakter wraz z użyciem wabików oraz dobór celów ataku pokazują, że była to starannie zaplanowana operacja, której celem było jednoczesne oddziaływanie na system obrony przeciwlotniczej Ukrainy, infrastrukturę krytyczną oraz morale mieszkańców.

Głównym kierunkiem uderzeń był Kijów oraz obwód kijowski, choć alarmy lotnicze ogłaszano w większości regionów kraju. W pierwszej fazie Rosjanie masowo użyli dronów uderzeniowych, których zadaniem było przeciążenie ukraińskich systemów obrony powietrznej, zmuszenie ich do intensywnego zużycia amunicji oraz ujawnienie pozycji systemów radarowych i ogniowych. Dopiero po kilku godzinach nastąpił atak przy wykorzystaniu pocisków rakietowych.

Taki schemat uderzeń Rosjanie stosowali już wcześniej. Ma przede wszystkim za zadanie zmęczyć system obrony przeciwlotniczej, zmusić do wykorzystania efektorów na wabiki i bezzałogowce, a potem dopiero atakowane są najważniejsze cele przy wykorzystaniu bardziej zaawansowanych środków napadu powietrznego.

Kijów w ogniu. Czerwona łuna nad miastem

Kijów w ogniu. Czerwona łuna nad miastem

Terroryzowanie społeczeństwa

Rosjanie tradycyjnie uderzyli w infrastrukturę energetyczną i ciepłowniczą. Władze Kijowa potwierdziły, że w wyniku ataku około jedna trzecia miasta została czasowo pozbawiona ogrzewania. Najbardziej ucierpiał Rejon Darnicki, gdzie uszkodzone zostały wieżowce oraz infrastruktura komunalna. Płoną budynki o wysokości 10, 18 i 24 pięter.

Według informacji przekazanych przez władze Kijowa przerwy w dostawach ciepła objęły ponad 2600 budynków mieszkalnych, a także 187 placówek ochrony zdrowia oraz 138 szkół i przedszkoli. Równocześnie w obwodzie kijowskim bez energii elektrycznej pozostaje około 320 tys. odbiorców. Według wstępnych danych władz Kijowa, w wyniku ataku zginęła co najmniej jedna osoba, a 22 zostały ranne, w tym dwoje dzieci.

Nie jest to nowość w wykonaniu Kremla. We wszystkich wojnach ostatniego półwiecza Rosjanie z powodzeniem stosowali tę taktykę. Ostatnio podczas interwencji w Syrii rosyjskie lotnictwo atakowało ujęcia wody, targowiska, meczety i szpital polowy, aby złamać wolę walki Syryjczyków. W Homs, Idleb i Aleppo między wrześniem a listopadem 2015 roku w wyniku rosyjskich ataków zginęło co najmniej 200 cywilów. Wówczas udało się przechylić szalę na korzyść reżimu Baszszara al-Asada.

Rosjanie liczą na powtórkę w Ukrainie. Pierwsze zimy Ukraińcy przetrwali z zaciśniętymi zębami, odpalonymi agregatami prądotwórczymi i owinięci w ciepłe koce. Podczas dwóch pierwszych zimowych ofensyw za każdym razem moce produkcyjne elektrowni spadały maksymalnie o 40 proc. Prędkość przesyłu danych spadła o ponad 30 proc.

Ostrzał rakietowy trwa. Budynki w Kijowie płoną od rana

Ostrzał rakietowy trwa. Budynki w Kijowie płoną od rana

Pokaz siły

Kluczowym elementem tego ataku jest jednak jego kontekst polityczny. Uderzenie nastąpiło na mniej niż dobę przed planowanymi rozmowami prezydenta Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem. Spotkanie to ma dotyczyć przyszłości amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa, możliwych scenariuszy zakończenia wojny oraz warunków ewentualnych negocjacji z Rosją.

Uderzenie w takim momencie również stało się tradycją. Rosjanie przed każdą z rund negocjacyjnych przeprowadzali silne uderzenia, czy to lądowe na początku wojny, czy powietrzne. Za każdym razem Kremlowi wydaje się, że Rosja w ten sposób wysłała komunikat, że jest silna i że nie zamierza ograniczać swoich działań wojskowych tylko dlatego, że na Zachodzie trwają rozmowy.

Demonstracja siły ma przede wszystkim pokazać, że jeśli rozmówcy nie zgodzą się na rosyjskie warunki, to powinni się liczyć z użyciem przez Kreml wszelkich dostępnych środków. W zasadzie brakowało jedynie międzykontynentalnego pocisku balistycznego z konwencjonalną głowicą, aby Kreml mógł pokazać, jaki jest potężny.

Tak Putin chce przekręcić wybory w Ukrainie

Tak Putin chce przekręcić wybory w Ukrainie

Problemem dla nich jest jednak to, że chyba już cały świat wie, że wcale potężny nie jest, a wygrywa jedynie dzięki masie użytych środków. Co dla nich gorsze, dla ukraińskiej strony atak stanowi dodatkowy argument w rozmowach z Amerykanami. Pokazuje, że Rosja nie wykazuje żadnej gotowości do deeskalacji i że wszelkie rozmowy o zawieszeniu broni czy kompromisie terytorialnym w obecnych warunkach byłyby interpretowane przez Kreml jako oznaka słabości Zachodu.

W tym sensie nocny nalot wzmacnia ukraińską narrację o konieczności dalszego wsparcia militarnego, w szczególności w obszarze obrony powietrznej oraz zdolności do ochrony infrastruktury krytycznej. Co też istotne, Kijów dzięki ostatnim świątecznym atakom zyskał sojusznika w postaci papieża Leona XIV, który ma posłuch w trumpowskiej administracji.

Kreml w zasadzie sam się podłożył przed rozmowami między Trumpem i Zełeńskim. Zwłaszcza, że ten pierwszy działa bardzo impulsywnie pod wpływem chwili i nie lubi być ignorowany i ośmieszany. A to już nie pierwszy raz, kiedy Kreml wystawia Trumpa na pośmiewisko. W końcu każdym takim atakiem torpedują jego pokojowe zapowiedzi. Pytanie, czy Zełenski będzie umiał wykorzystać daną szansę.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski