Tomasz Wygoda nie ukrywał, że przed premierą emocje w grupie artystów sięgają zenitu. Choreograf, który szerszej publiczności dał się poznać jako juror „Tańca z Gwiazdami”, wyznał, że cały zespół pracuje do ostatniej chwili, wciąż bowiem są rzeczy, które można poprawić i udoskonalić.
Mariusz Treliński o „Salome”: „Spektakl jest dziełem żywym”
„Wszyscy jedziemy na takiej podwyższonej adrenalinie, bo teraz trzeba mieć dużo tej energii” – mówił Tomasz. – „Do ostatniego dnia jeszcze próbujemy dokręcać te śrubki. Tu nie tylko trzeba nauczyć tancerzy i solistów pracy dokładnie z muzyką, tego, że na dany takt wchodzi światło i ma być coś nowego, ale też trzeba przygotować i nauczyć wszystkiego całą obsługę techniczną. To są często zmiany, które się do ostatniego dnia nie udają” – mówił Wygoda, a reżyser uzupełnił: „Spektakl jest dziełem żywym, on zawsze ma w sobie elementy niedoskonałości”.
Artysta zdradził też, że celem twórców spektaklu i wykonawców jest zrobienie wrażenia na widowni. Nie chodzi o doskonałość, ale efekt całościowy: „Po latach nie patrzę, że tam coś upadło, coś się przewróciło, tylko patrzę na energię duchową całości. Jeżeli jest impakt, jest uderzenie, to wtedy spektakl wygrywa i to się słyszy na widowni. To jest błyskawiczna reakcja z sali” – opowiadał Treliński.
Dla reżysera Mariusza Trelińskiego „Salome” nie jest pierwszą operą Straussa, którą wziął na swój twórczy tapet. Wcześniej reżyserował „Kobietę bez cienia” i „Ariadnę na Naksos”. Jak zauważa, wszystkie te opery mają ważną cechę wspólną – stanowią portrety kobiet, które są przewrotne, trudne i męczące.
„I taką postacią jest Salome” – spuentował Treliński, dopowiadając, że mężczyźni pokazani w „Salome” są słabi, bywają też śmieszni, kreowani w totalnej opozycji do silnej bohaterki.
„To są piękne, ogromne obrazy”
Dla widza ważne są emocje, które budują nie tylko postaci, ale i choreografia przedstawienia, o której Tomasz Wygoda mówi, że w „Salome” jest bardzo efektowna: „To są piękne, ogromne obrazy” – podkreślał artysta, dodając, że spektakl uderza skalą – również muzyki, która jest tu dziełem prawdziwych mistrzów.
O dwojakiej naturze muzyki Straussa mówił też Mariusz Treliński. W rozmowie z Kamilą Ryciak reżyser zauważył, że z jednej strony muzyka ta jest szalenie wyrafinowana, z drugiej zaś „pierwotnie zwierzęca”.
„Ona jest duchowa i dzika, i tam są wszystkie sprzeczności” – mówił.

Mariusz TrelińskiAKPA
„Ten proces zawsze trwa około roku”
Kamila była też ciekawa, ile trwa praca nad przygotowaniem tak wielkiego i trudnego spektaklu. Okazuje się, że wymaga ona ogromu pracy całego zespołu.
„Na ogół, szczególnie z Mariuszem Trelińskim, ten proces zawsze trwa koło roku” – zdradził Tomasz Wygoda, podkreślając, że najbardziej intensywne są ostatnie tygodnie: „To, co przygotowujemy w trakcie spotkań, gęstszych, rzadszych, później finalizujemy tak w sześć tygodni na scenie. I ten tydzień ostatni to są już stricte próby na scenie” – mówił.
Zanim jednak na scenę wkroczyła cała ekipa, reżyser pracował w domowym zaciszu, budując makietę sceny i odtwarzając ruch postaci. Później zaś spotkały się dwie wizje – reżysera i choreografa. Zanim wszystko wydarzyło się na scenie, opera powstawała w głowach twórców oraz w ich prywatnych, domowych przestrzeniach.
„Zaczynamy grać wieczorami czy w nocy, odtwarzać te wszystkie sceny w kuchni albo w salonie” – mówił Tomasz Wygoda.
Artysta zdradził też, że praca nad operą pochłania go bez reszty, szczególnie w okresie przedpremierowym, kiedy „nie ma limitu”
„Idzie się z tym do domu, idzie się do knajpy… Budzę się i już wiem, jakie mam notatki, więc trochę to jest takie działanie na sto procent” – opowiadał choreograf, podkreślając, że aby oddać się tej pracy totalnie, trzeba ją kochać.
A co po premierze? Tomasz Wygoda: „Smutek i ciche dni”
Gdy emocje opadną, a widzowie wyjdą z opery po premierowym spektaklu, z twórców również schodzi ciśnienie. Mariusz Treliński wraca do równowagi, spacerując czy czytając książki, a także spotykając się z bliskimi.
„Nie jesteśmy w żaden sposób inni od normalnych ludzi. To jest po prostu praca, która jest pasją” – podkreślał reżyser.
A Tomasz Wygoda zdradził, że po premierze dopada go słabszy nastrój:
„Ja muszę być na takim wysokim vibrato, ale to się udziela i wszyscy też sobie tej takiej wysokiej energii udzielamy. [A potem – przyp. red.] nagle to się kończy i ja tak nie wiem, co z sobą zrobić trochę…. Świat się zatrzymuje i później jest taki dzień kolejny – >>To co, to już nikt mnie nie potrzebuje? Już nie muszę iść do teatru? To już teraz jestem sam dla siebie?” – wyznał choreograf.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas