Podczas kampanii wyborczej Donald Trump chwalił się 53 razy, że zakończy wojnę w Ukrainie jeszcze przed objęciem urzędu, a najpóźniej w ciągu 24 godz. Prawie rok po powrocie na stanowisko rozpoczęta przez Rosję wojna nadal trwa. I trzeba powiedzieć, choć brzmi to nieludzko: na szczęście. Bo to, co Trump miał i ma na myśli, to kapitulacja Ukrainy. A to byłoby tylko preludium do większej wojny.
Od czasu swojej pierwszej katastrofalnej wizyty w Białym Domu Zełenski nauczył się umiejętnie radzić sobie z kaprysami i próbami szantażu Trumpa, robiąc ustępstwa, które ponownie zrzucają winę na amerykańską administrację. Pokazał to na przykład, gdy na krytykę Waszyngtonu, że od 2019 r. w Ukrainie nie odbyły się żadne wybory, odpowiedział obietnicą przeprowadzenia wyborów, gdy tylko wejdzie w życie zawieszenie broni.
Merz wraz ze swoimi europejskimi partnerami z koalicji chętnych, na czele z Keirem Starmerem, Emmanuelem Macronem i Donaldem Tuskiem, wsparł Ukraińców, m.in. poprzez wyrażenie zgody na udzielenie Ukrainie kredytu w wysokości 90 mld euro (380 mld zł) przez UE. Przed rozmowami między Zełenskim a Trumpem Europejczycy przeprowadzili rozmowy telefoniczne z Ukraińcem, dzięki czemu Trump wiedział, że ukraiński prezydent przemawia również w imieniu najważniejszych sojuszników USA.
Powinno to dać do myślenia tym, którzy twierdzą, że Europa nie ma znaczenia.
Wolna ręka dla Rosji
Europejczyków — a także Brytyjczyków i Kanadyjczyków — łączy świadomość, że Trump realizuje geopolitykę stref wpływów. Prezydent USA chce mieć nieograniczoną kontrolę nad zachodnią półkulą, od Grenlandii przez Kanadę i Wenezuelę po Antarktydę. W zamian jest gotów dać chińsko-rosyjskiemu blokowi w dużej mierze wolną rękę w dawnej strefie wpływów ZSRR.
Prezydent USA dał to jasno do zrozumienia, gdy podczas konferencji prasowej na Florydzie podkreślił pragnienie Władimira Putina, aby „zobaczyć Ukrainę odnoszącą sukcesy, gdy tylko…”. Trump przerwał, ale jasne jest, co miał na myśli: gdy tylko Ukraina przestanie być państwem samostanowiącym.
Czas nie sprzyja Trumpowi i Putinowi. Ruch MAGA Trumpa [Make America Great Again, Uczyńmy Amerykę znów wielką] się rozpada, jego poparcie spadło do najniższego poziomu. Prezydent USA nie potrafi opanować inflacji, a listopadowe wybory do Kongresu mogą okazać się katastrofalne dla jego partii.

Wołodymyr Zełenski i Donald Trump na Florydzie, 28 grudnia 2025 r.JIM WATSON / AFP
USA tracą, Europa zyskuje
Z kolei wojna Putina pochłonęła ponad milion zabitych i rannych żołnierzy. Era taniego pieniądza i ogromnych inwestycji w gospodarkę wojenną dobiegła końca. Ceny ropy spadają. Fakt, że Putin próbuje złamać morale Ukraińców za pomocą terroru powietrznego, jest wyrazem militarnej desperacji.
Europejczycy natomiast coraz lepiej radzą sobie z uniezależnieniem się od rosyjskiej energii, zacieśniają współpracę wojskową i wydają więcej pieniędzy na gotowość bojową. Fakt, że socjaldemokratyczny minister obrony Boris Pistorius jest najpopularniejszym politykiem w Niemczech, mówi sam za siebie. To przede wszystkim Donald Trump naciskał na Europejczyków, aby to zrobili. Teraz musi żyć z konsekwencjami, pierwszymi oznakami świadomości politycznej siły.
W niedzielę 28 grudnia doszło do spotkania Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem na Florydzie. — Rozmawialiśmy o wszystkich aspektach ram pokojowych. W 90 proc. uzgodniliśmy 20-punktowy plan pokojowy — powiedział później Zełenski. — Zbliżamy się do końca i myślę, że jesteśmy już bardzo blisko porozumienia — stwierdził z kolei Trump.
W czasie swojego wystąpienia Trump wielokrotnie powtarzał, że Putin chce pokoju. Prezydent USA powiedział też, że Rosjanin „świetnie” współpracuje z Ukrainą, by uruchomić Zaporoską Elektrownię Atomową, chwalił też rosyjskiego prezydenta, że ten „nie bombardował” elektrowni.
Przed spotkaniem z Zełenskim Trump porozmawiał telefonicznie z Putinem.