„O to dziś toczy się gra”
Donald Trump i Wołodymyr Zełenski po niedzielnych rozmowach wzięli udział w konferencji prasowej. Prezydent USA zapewnił o „wspaniałym” spotkaniu, a przywódca Ukrainy powiedział, że porozumienie jest „bardzo blisko”. Jednak zdaniem większość ekspertów i polityków, sytuacja wcale nie jest klarowana i jednoznaczna.
— Do rozejmu jeszcze jest daleka droga, a w żadne porozumienie pokojowej nie wierzę. Po prostu stanowiska Rosji i Ukrainy są zbyt rozbieżne i takie pozostaną również po ewentualnym rozejmie. To trzeba sobie jasno powiedzieć. Każda ze stron będzie czekała na okazję, żeby zrealizować te cele, na których naprawdę im zależy — komentuje w rozmowie z Onetem płk Andrzej Derlatka, dyplomata i były szef Agencji Wywiadu.
— Rozejm oczywiście jest możliwy i gdyby Rosja tego chciała, to on już zostałby zawarty. Problem z ich punktu widzenia polega na tym, że w trakcie konfliktu zbrojnego dość mocno ograniczyli swoje roszczenia. Dlatego, żeby wyjść z twarzą, Putin chce przynajmniej uzyskać Donbas. Zdaje się, że Trump ma podobny pogląd i uważa, że Ukraina powinna się zdecydować na pewne cesje terytorialne. O to dziś toczy się gra — dodaje.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
— Jeśli Ukraina na to finalnie przystanie, to uważam, że rozmowy pokojowe powinny zakończyć się w ciągu miesiąca. To nie zmieni faktu, że Ukraińcy się z tym najpewniej nie pogodzą i żądza zemsty w nich pozostanie. Dlatego tak istotne są gwarancje bezpieczeństwa, które tak naprawdę będą miały podwójne znaczenie. Z jednej strony posłużą Ukrainie do ochrony przed ponowną napaścią rosyjską, a z drugiej będą służyły Rosji jako hamulec przed zemstą Ukrainy — podkreśla.
- Jaką rolę mają odegrać Francuzi w kontekście Ukrainy?
- Dlaczego Amerykanie nie wyślą swoich wojsk na Ukrainę?
- Co sądzą eksperci o możliwym rozejmie między Rosją a Ukrainą?
- Jakie są alternatywy dla przyjęcia Ukrainy do NATO?
„Amerykanie nie zgodzą się na Ukrainę w NATO”
Zdaniem eksperta kluczowe jest to, jak te gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy będą wyglądały. Na stole negocjacyjnym pojawiało się już wiele opcji, ale według płk Derlatki tylko niektóre z nich mają sens.
PAP/EPA/PRESIDENTIAL PRESS SERVICE / HANDOUT
Donald Trump
— Jeśli te gwarancje będą wyglądać tak jak Memorandum Budapesztańskie z 1994 r., to nie ma to kompletnie żadnego sensu. Najsilniejszą gwarancją bezpieczeństwa byłoby przyjęcie Ukrainy do NATO, ale wiadomo, że Amerykanie plus kilka innych państw członkowskich na to się nie zgodzą. W związku z tym ta opcja praktycznie nie istnieje — tłumaczy.
— Jakie są alternatywy? Mówi się o tym, że porozumienie ukraińsko-amerykańskie ma tworzyć podstawy do stworzenia gwarancji porównywalnych do artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego. Przy czym pamiętajmy, że ten zapis jest opcjonalny. To nie jest tak, że w przypadku agresji będzie natychmiastowa reakcja militarna. Tutaj jest cała paleta możliwości, która finalnie może się ograniczać do wysłania noty protestacyjnej — przekonuje.
— Także ten artykuł 5 nie jest specjalnie wiążący. Między innymi to jest powód, dla którego Polska tak gwałtownie się teraz zbroi. Tylko własna siła daje pewną gwarancję bezpieczeństwa. Ukraińcy też zdają sobie z tego sprawę i dlatego chcą zbudować 800-tys. armię dobrze wyszkolonych i świetnie wyposażonych żołnierzy — wyjaśnia.
— Drugim elementem, który stanowiłby konkretną gwarancję bezpieczeństwa, byłoby stacjonowanie w Ukrainie wojsk państw europejskich, bo atak na ich jednostki stanowiłby automatycznie atak na te państwa. Tutaj kluczową rolę mają do odegrania Francuzi, którzy jako jedyni w Europie, dysponują samodzielnie bronią jądrową. Teoretycznie Wielka Brytania też takową dysponuje, ale w ich przypadku przypomina to program „nuclear sharing”, bo o użyciu broni jądrowej przez Wielką Brytanię decydują tak naprawdę Stany Zjednoczone — zaznacza.
Adam Ziemienowicz / PAP
Broń jądrowa na świecie
„Tusk zdaje sobie z tego sprawę”
— Dlatego zaangażowanie Paryża jest tutaj tak ważne. Ponadto Francja jest aspirującym mocarstwem globalnym i chce uczestniczyć w tej rozgrywce. Gdyby zdecydowała się ulokować jakąś dywizję w Ukrainie, to byłby to duży cios dla Rosji i realna gwarancja bezpieczeństwa dla Kijowa. O tym, że Amerykanie wyślą tam jakieś wojska, to raczej bym zapomniał. Stany Zjednoczone coraz bardziej pogrążają się w izolacjonizmie i nie ma mowy o tym, żeby zwiększali swoją obecność w Europie — twierdzi były szef Agencji Wywiadu.
— Zresztą potwierdza to ten dzisiejszy gorzki wpis Donalda Tuska na platformie X. On zdaje sobie sprawę z tego, że udział USA w tych gwarancjach bezpieczeństwa będzie tylko na papierze i nie będzie żadnych amerykańskich wojsk na Ukrainie. Tu wchodzą w grę tylko państwa europejskie — dodaje.
— Oczywiście, Rosjanie ustami Ławrowa zapowiedzieli, że będą traktowali takie jednostki, jako uzasadnione cele militarne. No ale fakty są takie, że gdyby zaatakowali potencjalną dywizję francuską w Ukrainie, to mogliby wywołać trzecią wojnę światową. Dlatego byłaby to dla nich poważna psychologiczna bariera. Zwłaszcza, że do tej pory Moskwa pokazywała, iż nie chce wcale większego konfliktu. Także koalicja chętnych ma tutaj do odegrania ważną rolę — pod warunkiem, że wiodącą rolę będą w niej odgrywali Francuzi. Inaczej nie będziemy mieli realnej siły, żeby przeciwstawić się Rosjanom — podkreśla.
— Na szczęście poglądy Francji na wojnę w Ukrainie są jednoznaczne i tożsame z naszymi. Francja ponadto związała się z Polską traktatem, który gwarantuje określone reakcje ze strony francuskiej w przypadku ataku na Polskę — tłumaczy.
Według płk Andrzej Derlatki inne państwa europejskie też zdają sobie sprawę z tego, że tylko Francja pod względem militarnym jest w stanie przeciwstawić się Rosji.
— Francuzi co prawdą mają niewiele tych głowic nuklearnych, bo około 300, ale to wystarczyłoby do zniszczenia całej europejskiej części Rosji. W związku z tym, Rosjanie muszą zdawać sobie sprawę z tego, że w momencie rozpętania wojny, odpowiedź francuska może być miażdżąca. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że znaczna część potencjału Rosji dotyczy właśnie tej europejskiej części — konkluduje ekspert.