I choć początkowo Słoweńcy mieli nerwowo reagować na decyzję Mathiasa Hafele, po kilku powtórkach pomiaru musieli przyjąć dyskwalifikację z pokorą. — To była rutynowa kontrola czołowej szóstki. Zmierzyliśmy długość nogawki i okazała się za krótka o 3 mm — wytłumaczył wprost powód dyskwalifikacji po zawodach sam Hafele. — Nie było żadnych krzyków (śmiech), uszanowali tę decyzję — komentował.
Na dyskwalifikacjach korzystają… Polacy!
Na dyskwalifikacjach na razie zyskują… Polacy! Choć nie da się ukryć, że nasza kadra kombinuje tak samo, jak każda czołowa reprezentacja, na razie unika kar. Dzięki temu każdy taki przypadek sprawia, że polscy skoczkowie zyskują pozycje, a co za tym idzie dodatkowe punkty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Mimo spokoju Słoweńców trudno oprzeć się wrażeniu, że ta dyskwalifikacja ma poważne konsekwencje. Po pierwsze, (chyba) nie ma już „świętych krów” w Pucharze Świata. Czołowe nacje nie mogą już czuć się tak pewnie jak w ostatnich latach, gdy masowo wykluczani byli zawodnicy, ale ze znacznie słabszych skokowo krajów.
Oczywiście, były już dyskwalifikacje Norwegów na mistrzostwach świata w Trondheim, jednak to był element znacznie większego skandalu, którego przykre efekty ujrzały światło dzienne podczas najważniejszej imprezy sezonu. Swoją dyskwalifikację w styczniu otrzymał także Stefan Kraft, jednak było to po jednym z najgorszych konkursów w ostatnich latach.
Hafele wysłał tym razem ważny sygnał do wszystkich czołowych reprezentacji. Od tej pory nie ma już litości — przepisy to przepisy i nikt nie może liczyć na taryfę ulgową. I nie ma już znaczenia, jakie konsekwencje taka decyzja przyniesie. To kompletna zmiana w porównaniu do ostatnich lat, gdy już legendą obrosły zdjęcia Karla Geigera przed każdym skokiem z potężnym nadmiarem kombinezonu w okolicach krocza.
Po drugie, co jeszcze ważniejsze, nie ma już złego momentu na dyskwalifikacje. Niewielu zapewne już pamięta wydarzenia z igrzysk w Pekinie, gdy Agnieszka Baczewska masowo wykluczała kolejne zawodniczki, kompletnie wywracając losy konkursu mikstów. Medale zdobyły wówczas reprezentacje… Rosji i Kanady. Niemcy, Japończycy, Norwegowie, Austriacy stracili szanse na sukces właśnie z powodu nieprzepisowych kombinezonów.
W tym samym czasie trwała burza z powodu kombinezonów, w których skakali m.in. właśnie Karl Geiger. Nikt jednak nie miał odwagi, by powiedzieć „dość”. I ten marazm trwał właściwie do początku obecnego sezonu. Hafele daje nadzieję, że kluczowa impreza sezonu, a będą nią igrzyska w Mediolanie, odbędą się bez stałej dyskusji na temat „legalności” kombinezonów, w których startują zawodnicy.
Pozostaje kluczowa kwestia. FIS, głównie za sprawą Hafele, musi udowodnić, że to nie było tylko „prężenie muskułów”, które następowało zazwyczaj przed główną imprezą sezonu. Jeśli powiedział „A”, musi teraz powiedzieć „B” i wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje. Został wybrany na to stanowisko, aby uniemożliwić wygrywanie poprzez manipulowanie sprzętem. I trzeba mieć nadzieję, że będzie miał odwagę wykluczyć z walki o medale igrzysk wszystkich tych, którzy postanowią zaryzykować i przekroczyć przepisy sprzętowe.