Tak jak w przyrodzie zdarzają się nagłe zmiany pogody — gdy po łagodnej jesieni z dnia na dzień przychodzi mróz — tak samo w polityce pojawia się to, co eksperci nazywają przejściem zimnego frontu: temperatura spada nagle i gwałtownie. Jesteśmy zaskoczeni skalą tego uderzenia, choć w gruncie rzeczy powinniśmy byli się go spodziewać.
Historia zna przecież swoje punkty krytyczne. Nagle austriacki malarz pocztówkowy staje się „Fuhrerem” Niemiec. Chwilę później, w mgnieniu historycznego oka, rozpada się gigantyczne imperium Związku Radzieckiego — to samo, na którym jeszcze niedawno połamała sobie zęby niemiecka machina wojenna. Rozpad następuje bez jednego wystrzału: Lenin, Stalin, zimna wojna, a potem implozja.
A ledwie Ameryka zaprasza nas do roli „partnerów w przywództwie”, jak ujął to George Bush senior, nowy przyjaciel zaczyna zachowywać się dziwnie: staje się agresywny i traktuje Europę raczej jak poddanego niż sojusznika.
Lodowy król Trump okazuje się najzimniejszym ze wszystkich powojennych prezydentów USA.
Kto chce zrozumieć skalę obecnego spadku temperatury — a tym samym fundamentalne znaczenie roku 2025 — musi wrócić myślami do roku 2024. To był rok złudzeń.
Amerykanie wierzyli, że Trump 2.0 to jedynie straszak, którego da się przegonić duetem Kamala Harris — Taylor Swift. W Europie panowało przekonanie, że Putin wkrótce straci oddech.

Kamala Harris w trakcie prac komisji w amerykańskim Senacie. Waszyngton, 13 czerwca 2017 r.EPA/MICHAEL REYNOLDS / PAP
Rok 2025 stał się jednak rokiem bezlitosnej klarowności. Wszystkie iluzje z 2024 r. zamarzły. Duet Harris/Swift poniósł wyborczą klęskę — niemal 2700 z 3160 okręgów wyborczych przypadło ich przeciwnikowi.
Najbardziej żywy okazał się ten, którego już spisano na straty: zimowy król Trump. Od stycznia rządzi on ze swojego lodowego pałacu — bez przyjaciół, bez empatii i bez szczególnej bliskości z Europejczykami.
Rok 2025 był jego rokiem, a Zachód jako wspólnota ludzi myślących podobnie przestał istnieć.
Trump 2.0 zaostrza autorytarny styl rządzenia wewnątrz kraju. Nie likwiduje demokracji, ale wystawia ją na ciężką próbę. Jednocześnie w siedmiu kluczowych punktach zmienia zasady międzynarodowego ładu — a ich suma składa się na prawdziwy przełom epokowy.
1. Polityka zagraniczna staje się transakcją
Dla Trumpa Zachód nie jest wspólnotą wartości, lecz targowiskiem.
Surowce w zamian za broń — to układ, który musi zaakceptować Ukraina.
Na przychylność lodowego króla mogą liczyć tylko ci, którzy kupują ogromne ilości amerykańskiego LNG i publicznie okazują uległość — jak Merz podczas wizyty inauguracyjnej, von der Leyen w Szkocji czy Zełenski w Mar-a-Lago.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (L) i prezydent USA Donald Trump podczas spotkania dotyczącego planu pokojowego, Miami, Floryda, USA, 28 grudnia 2025 r.PAP/EPA/UKRAINIAN PRESIDENTIAL PRESS SERVICE HANDOUT / PAP
2. Wolny handel traci swój ideowy fundament
„Dzień Wyzwolenia”, w którym Trump obłożył cłami zarówno przyjaciół, jak i wrogów, zakończył ekonomiczne podstawy relacji transatlantyckich. Idea wolnego handlu została w USA faktycznie wygnana z debaty publicznej.
Stany Zjednoczone żądają dziś de facto opłat za dostęp do swojego rynku. Warunki handlu dla eksportu zmieniły się radykalnie, a przyszłość modelu eksportowego zależy od znalezienia nowych partnerów.
3. Wolne słowo przestaje być wolne
Kto wchodzi w konflikt z administracją Trumpa, musi wiedzieć, na co się pisze — od studenta po prezesa korporacji.
Swobodna wypowiedź staje się ryzykowna dla każdego, kto chce studiować, pracować lub robić interesy w USA. Szefowie amerykańskich koncernów zachowują się dziś jak potulne pieski salonowe, co wyznacza ton również dla zagranicznych menedżerów. Odwaga mówienia własnym głosem ma dziś swoją cenę.
4. Polaryzacja jako nowy model polityki
Polityka — najpierw w USA, a teraz także u nas — nie chce już łagodzić konfliktów, lecz je podsycać. Przeciwnika nie należy przekonywać, lecz zdyskredytować.
Metoda Trumpa działa, bo przynosi ogromną mobilizację. Energia polityczna rodzi się z emocji, które w dniu wyborów zamieniają się w władzę.
Podgrzewanie już i tak rozpalonych nastrojów to mistrzostwo Trumpa. Dawniej prezydenci USA budowali mosty. Trump wysadza je w powietrze.

Charlie KirkEduardo Barraza / PAP
5. Prawda przegrywa z klikalnością
Spadek temperatury nie dotyczy tylko polityki. Wiele mediów przestawiło się z poszukiwania prawdy na algorytmicznie sterowaną sprzedaż emocji.
W newsroomach hoduje się dziś ekspertów od „triggerów”, optymalizowanych pod Google i testowanych metodą A/B — liczy się nie to, co prawdziwe, lecz to, co działa.
6. Waszyngton przeciw Europie
Budowa międzynarodówki prawicowych populistów staje się elementem nowej amerykańskiej doktryny bezpieczeństwa.
Nie chodzi o populizm w jednym kraju, lecz o system naczyń połączonych. Pojęcie Zachodu zostaje zdefiniowane na nowo: USA nie pytają już o jeden numer telefonu do Europy, lecz stawiają na renesans państw narodowych. Dziel i rządź.

Elon Musk w Oxon Hill w stanie Maryland, 20 lutego 2025 r.Valerie Plesch for The Washington Post via Getty Images / Getty Images
7. Trump działa — i to skutecznie
Autorytarna pokusa polega na tym, że polityka „ognia i furii”, jak określa ją [główny ideolog stojący za ruchem zwolenników Donalda Trumpa] Steve Bannon, przynosi efekty.
Ani wewnątrz kraju, ani za granicą nie pojawiła się dotąd siła zdolna zakwestionować jego dominację eskalacyjną. Reżim ajatollahów pogodził się z bombardowaniem instalacji nuklearnych.
Hamas uwolnił zakładników. Netanjahu, choć niechętnie, zgodził się na zawieszenie broni.
Tylko Putin wciąż opiera się podpisaniu traktatu pokojowego. Europa Zachodnia cieszy się, jeśli — jak ostatnio z Mar-a-Lago — zostaje choćby telefonicznie dopuszczona do rozmów.
Wniosek
Śnieżny król Trump odcisnął na roku 2025 swoje lodowate piętno. Wszystko wskazuje na to, że jego wpływ wystarczy, by w 2026 r. polityczna epoka lodowcowa jeszcze się pogłębiła.
Konflikt zamiast współpracy.
Chaos zamiast stabilności.
Odwilż nadejdzie — pytanie tylko, kiedy. Świat kocha swoje punkty przełomowe.