35-letni obywatel Polski, podczas odprawy biletowo-bagażowej, zapytany przez pracownika obsługi naziemnej o posiadanie niebezpiecznych przedmiotów, odpowiedział: „mam granat”. Zgłoszenie natychmiast trafiło do funkcjonariuszy z Grupy Interwencji Specjalnych Straży Granicznej, którzy odizolowali mężczyznę i jego bagaż od innych pasażerów. Do akcji wkroczyli pirotechnicy — na szczęście kontrola wykazała, że żadnego granatu nie było.
„To miał być tylko żart” — tłumaczył się podróżny.
Żart kosztował go 500 zł mandatu, wystawionego na podstawie art. 210 ust. 1 pkt 5a ustawy Prawo lotnicze. Co więcej, decyzją przewoźnika mężczyzna nie został dopuszczony do lotu do Szardży w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego pasażer nie został wpuszczony do samolotu?
Jakie były konsekwencje żartu pasażera?
Co powiedział pasażer, gdy zapytano go o niebezpieczne przedmioty?
Jakie są przepisy dotyczące żartów o niebezpiecznych przedmiotach na lotnisku?
Nie pierwszy raz i nie ostatni?
To nie pierwszy przypadek, gdy pasażer próbuje „rozluźnić atmosferę” w sposób, który uruchamia procedury bezpieczeństwa. Straż Graniczna przypomina, że podanie nieprawdziwej informacji o posiadaniu broni, materiałów wybuchowych czy innych niebezpiecznych przedmiotów jest wykroczeniem. W skrajnych przypadkach może prowadzić do poważnych konsekwencji — w tym kosztów przymusowego lądowania czy ewakuacji terminala.
W ramach kampanii „Włącz tryb pasażera z klasą” służby apelują o odpowiedzialność, kulturę osobistą i szacunek wobec innych podróżnych oraz personelu lotniskowego. Bezpieczna podróż zaczyna się od właściwego podejścia — a żarty o bombach czy granatach nie mają w niej miejsca.