Lech Poznań zaczął sezon od plagi kontuzji, do której doszła plaga indywidualnych błędów w defensywie. Żadnego z tych kataklizmów nie zdołał jeszcze opanować. „Kolejorz” traci w Ekstraklasie aż 1,75 gola na mecz. Po ośmiu kolejkach wpuścił czternaście goli, a w zeszłym sezonie na „uzbieranie” takiego dorobku potrzebował aż osiemnastu serii gier. Co więcej, rok temu miał na tym etapie… zaledwie trzy bramki w plecy. Problem jest ewidentny. Analizujemy, z czego wynika.
Nieprzypadkowo opisujemy grę obronną Lecha akurat przed spotkaniem z Jagiellonią Białystok. W większości meczów tego sezonu, pięćdziesiąt procent czteroosobowego bloku defensywnego mistrza Polski stanowią piłkarze, którzy w zeszłym sezonie grali na Podlasiu – Mateusz Skrzypczak i Joao Moutinho. Latem obaj jawili się jako rynkowa okazja, a dziś w klubie z Poznania zastanawiają się, czy nie zbyt pochopnie zbudowali linię defensywy akurat na nich.
Jeden to wychowanek, co do którego Lech się pomylił, oddając go bez większego żalu. Zrobił karierę większą, niż zakładano przy Bułgarskiej (tytuł najlepszego obrońcy zeszłego sezonu), stąd aktywowanie klauzuli za 900 tysięcy euro. Drugiego Jagiellonia także chętnie pozostawiłaby w swoich szeregach, ale był jedynie wypożyczony, a chciały go jeszcze Raków, no i „Kolejorz”, który wygrał wyścig o Portugalczyka. Jeśli popatrzymy na te ruchy z tej strony, wydają się one w porządku. Ale można spojrzeć też z innej – jeśli Jagiellonia miała z czymś w dwóch ostatnich sezonach problem, to właśnie z defensywą, a teraz złoty medalista przejął połowę jej bloku obronnego.
Złośliwi stwierdzą, że to musiało się zemścić.
Analiza gry defensywnej Lecha
O tym, że „Duma Podlasia” defensywą nie stoi, najdobitniej przekonuje statystyka bramek straconych przez ostatnich mistrzów Polski. W erze osiemnastozespołowej ligi jeszcze żaden zdobywca tytułu nie wpuścił tylu goli, co Jaga 23/24, która aż 45 razy wyciągała piłkę z siatki.
A inni?
- Lech (24/25) – 31
- Raków (22/23) – 24
- Lech (21/22) – 24
Jak widać, żaden z ostatnich mistrzów nawet nie zbliżył się do wyniku Jagiellonii. Moutinho nie ma oczywiście z tą statystyką nic wspólnego, bo dołączył do białostockiej ekipy już po mistrzowskim sezonie, ale wtedy obrona też nie była mocnym punktem klubu z Podlasia. Ten tracił bramki na poziomie 1,29 gola na mecz (liga + puchary). Łukasz Masłowski nie ukrywa, że nawet przy poszukiwaniu obrońców patrzy w dużej mierze na ich walory ofensywne. Moutinho ma ich sporo. Ma świetną wrzutkę, dobrze czuje się w grze w tłoku i w rozegraniu. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że lepiej atakuje niż broni. Wiodącymi cechami Skrzypczaka są też spokój przy wyprowadzeniu i długie zagrania. W defensywie najbardziej brakuje mu agresji i jakości przy interwencjach oraz pojedynkach.
Skrzypczak i Moutinho mają rozczarowujące wejście do zespołu, ale nie róbmy z nich kozłów ofiarnych. To nie ta dwójka sprowadziła na Lecha całe zło, bo problem jest znacznie szerszy. Są nim przede wszystkim indywidualne błędy, które rozkładają się na całą drużynę. Przeanalizowaliśmy wszystkie bramki, jakie stracił „Kolejorz” w tym sezonie. Zdecydowana większość z nich wpadła po indywidualnych błędach.
Najpierw Ekstraklasa.
Lech Poznań – stracone bramki w Ekstraklasie
Wybraliśmy do analizy tylko te gole, przy których doszło do typowych błędów indywidualnych.
1. kolejka: Cracovia (1:4)
- Gol na 0:1: Michał Gurgul – trochę w stylu Rafała Leszczyńskiego z piątku – przyjmuje sobie piłkę do wewnątrz, lecz nie spodziewa się, jak intensywny będzie pressing. Efekt? Hasić i Stojilković bezlitośnie korzystają z okazji.
Duży błąd indywidualny – strata po skoku pressingowym.
- Gol na 0:2: Alex Douglas, będąc pod presją, podaje prosto pod nogi Stojilkovicia. Cracovia znów strzela po dwójkowej akcji.
Duży błąd indywidualny – strata po skoku pressingowym.
- Gol na 1:3: Michał Gurgul i Antonio Milić przegrywają starcie dwóch na dwóch w bocznym sektorze boiska. Wyjście stopera ze strefy stopera skutkuje powstaniem autostrady do bramki Mrozka. Po drodze jeszcze Skrzypczak – rozpaczliwie interweniując – samemu wbija sobie piłkę do siatki.
Mały błąd indywidualny – nieudane wyjście ze strefy.
- Gol na 1:4: Minczew wprawdzie pakuje gola po strzale z dystansu, ale cała akcja wzięła się ze straty Gisliego Thordarssona. Islandczyk chciał przedrzeć się dryblingiem przez podwójny doskok rywala, lecz dał sobie odebrać piłkę.
Duży błąd indywidualny – strata po skoku pressingowym.
2. kolejka: Lechia Gdańsk (4:3)
- Gol na 0:1: Po rzucie rożnym Lechia doprowadziła do sytuacji, w której… zupełnie niepilnowany na siódmym metrze Bobcek ładował bramkę nogą, mając czas na przyjęcie i poprawienie piłki. Lechici trzy razy mieli możliwość przerwania tej akcji – najpierw Ishak nie trafił w piłkę, później Szymczak podał do stojącego przed szesnastką rywala (największy błąd), a na końcu futbolówka odbiła się od interweniującego Skrzypczaka (tu raczej pech) i tak spadła pod nogi Bobcka.
Sekwencja błędów indywidualnych – ogólna niefrasobliwość zawodników.
- Gol na 3:4: Bobcek strzela głową, mimo że jest obok niego Milić. Nie jest to wielbłąd, ale trzeba odnotować.
Mały błąd indywidualny – przegrany pojedynek główkowy.
3. kolejka: Górnik Zabrze (2:1)
- Gol na 1:2: Sow najpierw kiwa Palmę i Oumę, następnie Milić i Jagiełło dają się ograć na prostą klepkę, dzięki czemu Senegalczyk ma zdecydowanie za dużo miejsca.
Sekwencja błędów indywidualnych – bierność defensywy.
5. kolejka: Korona Kielce (1:1)
- Gol na 0:1: Odżywają demony z meczu z Cracovią. Błanik odbiera piłkę Skrzypczakowi na czterdziestym metrze, a później wychodzi sam na sam.
Duży błąd indywidualny – strata po skoku pressingowym.
6. kolejka: Raków Częstochowa (2:2)
- Gol na 1:2: Douglas niby kryje Baratha, ale w rzeczywistości w niczym mu nie przeszkadza.
Mały błąd indywidualny – przegrany pojedynek główkowy.
- Gol na 2:2: Błąd indywidualny… sędziego Marciniaka. Bulat bardzo dużo dodał od siebie. Pojedynek niby przegrywa Douglas, ale przy tych okolicznościach trudno mieć do niego pretensje. Karnego strzela Ivi.
A przecież w tym meczu ogromnym błędem był też zupełnie niepotrzebny faul Palmy, który sam w sobie nie doprowadził do żadnej bramki, ale kompletnie odmienił obraz spotkania.
Duży błąd… sędziego.
7. kolejka: Widzew Łódź (2:1)
- Gol na 1:1: Karny z gatunku bardzo miękkich, ale jednak – Moutinho popycha Shehu w szesnastce.
Duży błąd indywidualny – niepotrzebny faul w polu karnym.
8. kolejka: Zagłębie Lubin (1:2)
- Gol na 1:2: Nie jest to błąd prowadzący bezpośrednio do gola, ale cała kontra Zagłębia bierze się z niecelnego zagrania Moutinho do Palmy, które otwiera korytarz do szybkiego ataku.
Duży błąd indywidualny – strata po skoku pressingowym.
Lech Poznań – stracone bramki w pucharach
Paradoksalnie, mniej bramek po typowo indywidualnych błędach padało w meczach pucharowych z udziałem „Kolejorza”. W starciach z Gent czy Crveną Zvezdą dochodziło do sytuacji, w których cały blok defensywny Lecha okazywał się bezradny. Akcje działy się zbyt szybko, zbyt intensywnie, zbyt dużą jakość wykazywali przeciwnicy.
Znów – wypisujemy tylko te gole, przy których doszło do błędów indywidualnych.
- Gol na 1:3 z Crveną w Poznaniu: Pereira nie poradził sobie pod presją rywala i dał sobie odebrać futbolówkę.
Duży błąd indywidualny – strata po skoku pressingowym.
- Gol na 0:1 z Crveną w Belgradzie: seria błędów „Kolejorza”. Najpierw Moutinho przegrywa pojedynek szybkościowy, następnie Pereira źle wybija piłkę prosto w kolegę, by na koniec spóźniony Skrzypczak przewrócił rywala w polu karnym.
Sekwencja błędów indywidualnych – ogólna niefrasobliwość defensywy.
- Gol na 1:2 z Genk w Poznaniu: Hrosovsky uciekł Skrzypczakowi wychodząc sam na sam.
Mały błąd indywidualny – złe krycie.
- Gol na 1:5 z Genk w Poznaniu: Gurgul samemu wpakował piłkę do siatki „Kolejorza”.
Duży błąd indywidualny – samobój.
- Gol na 0:1 z Genk w Belgii: Gurgul chce wybić piłkę spod nóg Ito, ale tylko ułatwia mu robotę.
Duży błąd indywidualny – nieudane przerwanie akcji.
Przy jedenastu z czternastu bramek straconych w lidze (79%) można zauważyć wyraźne błędy indywidualne obrońców. Aż pięć z nich (36%!) padło po stratach powstałych w wyniku skoków pressingowych rywala. To bardzo dużo. Paradoksalnie, cała defensywa Lecha nie broni wcale dużo gorzej niż w zeszłym sezonie, co widać po kilku statystykach StatsBomb (uwzględniają one tylko Ekstraklasę).
xG rywali Lecha:
- 0,91 w 24/25
- 0,96 w 25/26
xG na strzał rywali Lecha:
- 0,07 w 24/25
- 0,07 w 25/26
średnia strzałów rywali Lecha na mecz:
strzały rywali z czystych pozycji (bez nacisku obrońców) na mecz:
- 1,59 w 24/25
- 1,38 w 25/26
xG rywali na mecz po stałych fragmentach gry:
- 0,21 w 24/25
- 0,25 w 25/26
Liczy pokazują, że wcale nie powinno być przepaści. A ta jednak jest, bo przecież…
stracone gole:
- 0,91 gola na mecz w 24/25
- 1,75 gola na mecz w 25/26
Bartosz Mrozek musi tak często schylać się do własnej siatki właśnie ze względu na błędy indywidualne swoich kolegów. Co również ciekawe, w zeszłym sezonie linia defensywna była ustawiona średnio na wysokości 48,09 m, a w obecnym – na wysokości 45,96 m. Blok obronny stojący niżej o dwa metry powinien w teorii mniej narażać się na tracenie goli po przechwytach piłki, a jednak to właśnie one są największym problemem defensywnym „Kolejorza” na początku tego sezonu.
Najwięcej dużych błędów indywidualnych prowadzących do gola zaliczyli lewi obrońcy. Według naszych wyliczeń, aż trzy takie pomyłki ma Gurgul, a dwie Moutinho. Pozostali defensorzy – Douglas, Skrzypczak i Pereira – mają na swoim koncie po jednej kardynalnej wpadce. Do tego dochodzą oczywiście mniejsze błędy pod własną bramką (tu bardzo często zamieszany jest Skrzypczak), no i wszystkie inne akcje, które nie kończyły się trafieniem do siatki. Najpewniejszą postacią w tyłach Lecha jest obecnie Bartosz Mrozek, o którym nie można powiedzieć, by w tym sezonie zawalił jakiś mecz. Nawet, gdy wpuścił pięć bramek w starciu z Genk, to miał na swoim koncie obroniony rzut karny.
Kłopoty w defensywie to jedna z tych bolączek, których w Poznaniu nie zakładano. Milić i Douglas to – według naszego rankingu ligowców – drugi i piąty najlepszy stoper zeszłego sezonu. „Kolejorz” miał na tej pozycji taki dobrobyt, że lekką ręką oddał Salamona. Pereira to klasa sama w sobie, a Gumny wydawał się być przy nim luksusowym rezerwowym. Martwić można było się jedynie o lewą stronę, bo Gurgul cieniował już wiosną, a o Moutinho wiedzieliśmy, że jego atuty dotyczą głównie ofensywy. To, co na papierze wyglądało obiecująco, w rzeczywistości okazało się nieco wadliwą konstrukcją.
CZYTAJ WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ NA WESZŁO:
Fot. newspix.pl