Panowie Michal Gasparik i Luka Elsner urządzili sobie wspaniałą wojnę taktyczną, podczas której bawiły się dobrze tylko dwie osoby. Oni sami. I może jeszcze trochę Kryspin Szcześniak, który wyjmie po meczu z kieszeni klucze do auta, portfel i Filipa Stojilkovicia. Starcie lidera z wiceliderem rozczarowało, ale czy ktokolwiek z nas mógł spodziewać się czegoś innego?

Jeśli tak, to okazał się wielkim naiwniakiem. Czuliśmy w kościach, że to wcale nie będzie porywające spotkanie. I już nawet nie chodzi o to, że mecze na szczycie w Ekstraklasie często takie są i zwykle z dużej chmury spada mały deszcz. Cracovia i Górnik to drużyny, które są na szczycie tabeli dzięki temu, że biorą swoich rywali sposobem. Ci pierwsi – uwielbiają oddać przeciwnikowi piłkę i wyprowadzać zabójcze szybkie ataki. Ci drudzy – zawsze ustawiają się pod konkretną drużynę i chcą zneutralizować jej auty. To właśnie dlatego starcie obu tych zespołów – choć na ten moment grają w piłkę najlepiej w lidze – nie miało prawa nas porwać.

Cracovia – Górnik 1:1. Kto wygrał wojnę trenerów?

Za wygranego tej wojny taktycznej uznajemy Michala Gasparika. Aż do 89. minuty meczu wszystko przebiegało po jego myśli. Zresztą, w samej końcówce nie zawiodła strategia wymyślona przez Słowaka – o remisie zdecydowała intensywność Cracovii, która przycisnęła, nie mając już nic do stracenia. Pierwsza połowa w wykonaniu zabrzan to prawdziwy majstersztyk. „Pasy” są najgroźniejsze po odbiorze piłki w środkowej strefie i błyskawicznym przetransportowaniu jej w wolne przestrzenie? No to zróbmy tak, żeby pod bramką Górnika nie było absolutnie żadnego miejsca.

Zespół z Zabrza cofnął się głęboko, nie ryzykował, nie zostawiał wolnych stref, pozwalał „Pasom” konstruować ataki pozycyjne. Wicelider zupełnie sobie nie radził, gdy inicjatywa należała tylko do niego, strzelał samymi kapiszonami. Całe 45 minut z piłką przy nodze przełożyło się na strzał Maigaarda w bramkarza, zablokowane uderzenie po szarży Wójcika i mierzony strzał Klicha po podaniu ze stałego fragmentu gry. Czyli na niewiele.

I to nawet mimo posiadania takiego rozgrywającego jak Mateusz Klich, który w pierwszej części gry zdawał się przerastać każdego, kto był na boisku. Momentami miało się wrażenie, że były reprezentant Polski w chwili przyjęcia piłki ma przed oczami kamerę z drona i doskonale wie, gdzie rozmieszczeni są wszyscy piłkarze. Przyspieszał akcje, praktycznie każde jego zagranie miało sens. Jedno było lepsze, drugie gorsze, ale każde było po coś, a to rzadkość na ligowych boiskach. Czasem nawet sterował swoimi kolegami, pokazując im, jak mają się poruszać. Z miejsca stał się szefem całej Cracovii, by w drugiej połowie zgasnąć.

Na nią Gasparik miał już zupełnie inny plan. Jego drużyna zaczęła atakować wysokim pressingiem, szarpać, znacznie odważniej wychodzić do ofensywy. „Pasy” – mimo że taka gra powinna im leżeć – zupełnie się w tym zaczęły gubić. Wyglądało to trochę tak, jakby przez całą przerwę Elsner opowiadał swoim zawodnikom, w jaki sposób sforsować głęboką defensywę Górnika, by chwilę po zmianie stron można było wyrzucić tę wiedzę do kosza, bo rywal nagle przestał głęboko się cofać.

Cracovia – Górnik 1:1. Nagła zmiana taktyki

Janża trafił w poprzeczkę po rykoszecie. Kubicki miał setkę po rzucie rożnym, lecz nie strzelił soczyście (i chyba był na spalonym). Sow wyłożył do Ambrosa, ten trafił w Kubickiego. To wszystko były strzały ostrzegawcze, a zabójczy cios wyprowadził Liseth po świetnej długiej piłce od Szcześniaka i zgraniu Sowa.

Szcześniak swoją drogą zasługuje po tym meczu na wiadro pochwał. Obrońca ma na swoim koncie dwie kluczowe interwencje. Najpierw zdjął piłkę z głowy Stojilkovicia po rewelacyjnej wrzutce Minczewa, a później naprawił błąd Janży, który zbyt krótko podał do bramkarza – do piłki znów dopadł napastnik Cracovii, lecz defensor go zablokował. Wyłączyć kapitalnego Stojilkovicia w takim meczu – naprawdę duża sprawa. To nie tak, że Szwajcar miał gorszy dzień. Czyhał na padlinę, czyli błędy rywali, był czujny, ale nic ciekawego nie spadło pod jego nogi, bo Szcześniak był zawsze na posterunku.

Dziś to nie Stojilković okazał się jednak bohaterem Krakowa, a zmiennicy, czyli Kameri i Zahiroleslam. To po akcji tej dwójki (i błędzie Janży) padła w samej końcówce wyrównująca bramka. Dzięki temu trafieniu Górnik nie odskoczył w tabeli na trzy punkty, a kibice zgromadzeni przy Kałuży mieli swój dobry moment, bo przez cały mecz odczuwali jedynie cierpienie, nudę i lekką frustrację, że ktoś potrafił rozczytać ich trenera.

6

Klich

yellow-card

3

Janža

yellow-card

4

Kubicki

yellow-card

Patryk Gryckiewicz
6

Zmiany:

Legenda

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. newspix.pl