Janusz Waluś to były działacz Partii Konserwatywnej i Afrykanerskiego Ruchu Oporu. W 1993 roku za zastrzelenie Chrisa Haniego, lidera Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej, został skazany na karę śmierci, którą później zamieniono na dożywocie.
W południowoafrykańskim więzieniu spędził 29 lat. Dwa lata po wyjściu na wolność i zrzeczeniu się obywatelstwa RPA, został deportowany do Polski. W niedzielę pojawił się na stadionie Legii, ale nie w roli zwykłego kibica. Grupa najbardziej zagorzałych fanów stołecznego klubu zaprosiła go na „Żyletę”.
Ze zdjęcia opublikowanego przez serwis legionisci.com wynika, że Waluś znajdował się w gnieździe, czyli miejscu, z którego kibice prowadzą doping. Portal sport.pl relacjonował, że fani Legii przyjęli go owacyjnie – bili brawo i skandowali jego nazwisko. Na gnieździe zawisła również flaga z jego podobizną i napisem „stay strong brother” („bądź silny, bracie”). Transparent wisiał na trybunie także w trakcie meczu.
ZOBACZ WIDEO: Przyjęła pod dach Ukrainkę. Teraz co miesiąc dostaje od niej taki SMS
– Powiedzieć, że to jest oburzające, to chyba nic nie powiedzieć – mówi nam Jacek Bednarz, którego gol przypieczętował awans do Legii do Ligi Mistrzów 1995/96. – Ja tych ludzi nie rozumiem kompletnie. Dlaczego oni uważają, że to jest ktoś, kogo w ogóle warto pamiętać. Ale od kiedy pamiętam, to nie możemy się zrozumieć wzajemnie. Oni pewnie uważają, że oni są prawdziwymi kibicami albo legionistami, a ja nie – dodaje piłkarz, który w latach 1994-2000 rozegrał dla Legii 212 spotkań.
– To skandaliczne. Klub i PZPN powinni na to zareagować – grzmi w rozmowie z WP SportoweFakty Dariusz Dziekanowski, ulubieniec „Żylety” z połowy lat 80. XX wieku. Już wiemy, że Legia na razie nie ma zamiaru w jakikolwiek sposób reagować na to, co się wydarzyło. PZPN natomiast czeka na raport delegata. Więcej TUTAJ.
– Jeśli klub nie zareaguje, to znaczy, że uznali, że to jest zapalny temat. Lepiej go nie ruszać, bo to bo jeszcze może się okazać, że trybuny będą przeciwko – konstatuje gorzko Bednarz. Wie, co mówi, bo sam jako prezes Wisły Kraków „zderzył się” z trybunami.
Bednarz zwraca uwagę na fakt, że kibice w całej Polsce opanowali trybuny i głoszą z nich, co im się podoba, choć – w myśl regulaminu PZPN – nie mogą tego robić.
– Uważam, że ktoś powinien na to zareagować, ale w tym kraju już się przekonałem, jak były wybory prezydenckie, że jak komuś w tej branży pasuje, to zaklina się i mówi, że jest apolityczny, po czym na wszystkich stadionach w Polsce wszyscy działacze pozwalali, żeby ktoś wieszał obraźliwe flagi wobec tylko jednego kandydata. Określał się więc politycznie i nikomu to nie przeszkadzało. Prezydentowi to nie przeszkadzało, Ekstraklasie to nie przeszkadzało, tym klubom to nie przeszkadzało – zauważa nasz rozmówca.
– Pewnie jakby ta osoba pojechała do Poznania albo gdzieś w inne miejsce, to też prawdopodobnie będą ludzie uważali, że należy mu pogratulować za to co zrobił. To jest potwornie frustrujące dla mnie, oburzające – puentuje Bednarz.
Olaf Kędzior, dziennikarz WP SportoweFakty