Motocyklowe mistrzostwa świata MotoGP to świat bardzo zbliżony do tego znanego z Formuły 1, tyle że na dwóch kółkach. Dostęp do niego mają ściśle wybrane osoby. Nawet wstęp do padoku na torze odbywa się po odczytaniu specjalnej przepustki, którą należy też zaprezentować służbom przy wyjściu. W ten sposób zarządcy MotoGP pilnują, aby plakietka nie trafiła w niepowołane ręce. Będąc kibicem, można jedynie zakupić specjalny bilet pozwalający na zwiedzanie padoku. Jego cena to 12-16 tys. zł.

MotoGP kusi luksusem i ekskluzywnością

Padok MotoGP to setki ludzi – zawodnicy, pracownicy zespołów, dziennikarze, fotoreporterzy, sponsorzy. W tym gąszczu ludzi trzeba uważać na każdy krok, bo chociażby motocykliści i szefowie ekip przemierzają drogę do swoich pomieszczeń na skuterach. Tak jest szybciej i łatwiej. Zdarza się, że ktoś próbuje ich zatrzymać, aby zrobić sobie selfie. Sama widziałam, jak osoby jadące na skuterach robią wszystko, aby nie najechać na stopy maszerujących gapiów.

ZOBACZ WIDEO: „Nie dam sobie tego wmówić”. Stanowcza reakcja Zmarzlika

Jeśli ktoś jest pierwszy raz w padoku MotoGP, będzie chłonął z tej wizyty każdą sekundę. Panowie często zatrzymują się przy skąpo ubranych hostessach, z których nie zrezygnowano w MotoGP, w przeciwieństwie do Formuły 1. Przy efektownych pomieszczeniach zespołów, które są jeżdżącymi domami na kółkach, rozstawione są nieraz prezenty dla gości – najczęściej plakaty zawodników i napoje energetyczne.

Padok MotoGP to miejsce pracy dla setek osób Padok MotoGP to miejsce pracy dla setek osób

Osoby o statusie VIP mogą liczyć na zjedzenie posiłku w centrach gościnnych zespołów – praktycznie od rana do wieczora. Za dania odpowiadają wysokiej klasy kucharze. Tu nie ma przypadku. W przerwach między treningami i wyścigami posiłki zjadają w nich również motocykliści i mechanicy. Dlatego ekipy nie mogą sobie pozwolić na podanie czegoś niezdrowego. Nie mówiąc już o tym, że sponsorów wypada powitać ekskluzywnym jedzeniem.

Garaż zespołu MotoGP? Tylko dla wybranych

Wejście do padoku to jedno, znalezienie się w garażu zespołu MotoGP to drugie. Podczas mojej ostatniej wizyty na wyścigu zostałam zaproszona do zwiedzenia „serca” zespołu Pertamina Enduro VR46 Racing Team. Znalazłam się w wąskim gronie ośmiu osób, których spotkał ten zaszczyt. Włoska ekipa, założona przez legendę wyścigów i dziewięciokrotnego mistrza świata Valentino Rossiego, postanowiła odkryć przed nami swoje sekrety, choć początkowo… zapowiadało się tajemniczo.

Przejście prowadzącego do garażu ekipy MotoGP Przejście prowadzącego do garażu ekipy MotoGP

Gdy znalazłam się pod drzwiami garażu, każdy z zaproszonych gości otrzymał słuchawki. Było to o tyle dziwne, że pomieszczenia na torze są stosunkowo małe, a motocykle były wyłączone. – To na wszelki wypadek, gdyby ktoś je włączył. Proszę miejsce słuchawki cały czas na uszach – tłumaczy Włoszka pracująca dla Pertamina Enduro VR46 Racing Team.

– Proszę schować telefony i nie robić żadnych zdjęć. Nie chcemy, by jakieś szczegóły motocykli wyciekły do konkurencji. Jeśli na koniec naszej wizyty będzie taka możliwość, to dam wam znać i wtedy będzie można sobie zrobić parę pamiątkowych fotografii – dodaje po chwili. Okazuje się, że to działanie dość liberalne, bo niektóre zespoły zaklejają swoim gościom… obiektywy w aparatach. Specjalne naklejki są później zdejmowane dopiero po wyjściu z garażu. Podobne praktyki obowiązują w F1.

W garażu MotoGP wszystko jest na swoim miejscu W garażu MotoGP wszystko jest na swoim miejscu

Do garażu przedostajemy się wąskim przejściem. Na ścianach wiszą słuchawki inżynierów i mechaników, którzy dzięki temu w trakcie sesji, gdy na torze jest bardzo głośno, pozostają w kontakcie. Po chwili moim oczom ukazują się cztery motocykle MotoGP – każdy z zawodników ma do dyspozycji po dwie maszyny w ciągu weekendu wyścigowego. Jednym słowem, przede mną stoi ok. 10-12 mln euro, bo jeden motocykl wyceniany jest na ok. 2-3 mln euro. To tłumaczy, dlaczego ekipy tak bardzo dbają o prywatność i nie chcą, by najmniejsze szczegóły ujrzały światło dzienne.

To, co zaskakuje w pierwszej kolejności, to schludność i porządek. Na podłodze garażu nie ma ani jednego okruszka, żadnych śmieci. Smary i oleje na skrzyniach narzędziowych ułożone są jeden po drugim. Wszystko jak w szwajcarskim zegarku.

„Proszę niczego nie dotykać”

– Proszę niczego nie dotykać – zaznacza Włoszka, która przewodzi „wycieczce” po garażu. Do wizyty dochodzi przed sprintem MotoGP i mamy szczęście. Franco Morbidelli i Fabio di Giannantonio, zawodnicy ze stajni Monster Energy jeżdżący dla zespołu Pertamina Enduro VR46 Racng Team, nie mieli upadków we wcześniejszych kwalifikacjach. Ich maszyny są całe, więc mechanicy nie muszą wykonywać przy nich żadnych prac. Dla nas oznacza to jedno – na koniec wizyty otrzymamy możliwość zrobienia sobie pamiątkowych zdjęć.

– Gdyby gdzieś na wierzchu był otwarty silnik albo inny element, to niestety nie otrzymalibyście takiej zgody. Musimy dbać o naszą prywatność – tłumaczy pracownica włoskiego zespołu.

Tak wygląda garaż zespołu MotoGP Tak wygląda garaż zespołu MotoGP

Następnie przechodzi do opisu właściwości technicznych motocykli Ducati, bo z takich korzysta zespół. To maszyna o pojemności 1000 ccm, która bez większych problemów rozpędza się do 360 km/h. Bez paliwa waży jedynie 157 kg. Ciekawostką jest to, że ekipa ma przygotowane dwa różne zbiorniki paliwa. Mniejszy zakłada na sprint (trwa ok. 20 minut), większy montuje na wyścig (trwa 45 minut). W ten sposób mechanicy nie muszą dokładnie odmierzać mieszanki przed wyjazdem na tor.

– W MotoGP każdy gram ma znaczenie. Nie możemy sobie pozwolić na jazdę z pełnym zbiornikiem w sprincie, który jest dużo krótszy. Zastosowanie dwóch różnych baków ułatwia mechanikom cały proces szykowania motocykla – mówi pracownica Pertamina Enduro VR46 Racing Team.

Dostęp do garażu ekipy MotoGP mają nieliczni Dostęp do garażu ekipy MotoGP mają nieliczni

Niestety, podczas wizyty nie możemy liczyć na pokazanie otwartego silnika czy też innych elementów konstrukcyjnych motocykla, bo ekipa boi się wycieku jakichkolwiek informacji. Dlatego zostaje mi chłonąć każde słowo wypowiedziane przez pracownicę ekipy Valentino Rossiego. Nasz pobyt w garażu trwa łącznie ok. 30 minut. To wystarczająco, aby zapamiętać go na całe życie. Tym bardziej że finalnie dostajemy zgodę na wykonanie paru zdjęć, ale tylko dlatego, że motocykle są w całości „ubrane” i nie ma ryzyka ujawnienia tajnych danych.

Katarzyna Łapczyńska, dziennikarka WP SportoweFakty