W nocy z 9 na 10 września, kiedy w polską przestrzeń powietrzną wtargnęły rosyjskie drony, w Sopocie skradziono auto należące do rodziny Donalda Tuska. Służby odnalazły je po kilku godzinach. W sobotę podejrzany o kradzież lexusa Łukasz W. został zatrzymany na lotnisku w Gdańsku. Sąd aresztował go na trzy miesiące.
W czwartek „Rzeczpospolita” napisała, że złodziej premierowskiego lexusa to człowiek spoza środowiska złodziei samochodów, a sprawa w wielu punktach wymyka się regułom panującym w świecie przestępczym. Według ustaleń gazety, kwestię tego, czy sprawa ma drugie dno, bada Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
– Postawię taką hipotezę: a gdyby to była ruska prowokacja zrobiona po to, by przerzucić lexusa na Ukrainę i tam „zdemaskować” niby całą operację? Nadać jej narrację typu: „Ukraińcy ukradli auto premierowi Polski, która wspiera bardzo mocno Ukrainę”. W świecie służb trzeba bardzo szeroko uruchamiać wyobraźnię na temat działań przeciwnika. I niczego nie bagatelizować – stwierdził rozmówca „Rz”.
Siemoniak: Zawsze zakładamy, że ten gorszy scenariusz może być prawdziwy
O doniesienia „Rzeczpospolitej” pytany był w Polsat News minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak. – Wiemy tyle, że dzięki bardzo sprawnej akcji policji i pracy innych służb samochód został odzyskany. To są fakty. Natomiast i policja, i Służba Ochrony Państwa, i ABW działają, żeby wszystkie aspekty tej sprawy, powiązania osób, wyjaśnić – powiedział.
Dodał, że artykuł w „Rz” to „hipotezy, które mogą okazać się prawdziwe albo nie”. – Najważniejsze jest to, że we wszystkich takich sytuacjach zawsze zakładamy, że ten gorszy scenariusz może być prawdziwy – podkreślił.
Przypomniał w tym kontekście o serii pożarów w Polsce. – Były akty dywersji, których efektami były wielkie pożary i doszliśmy do tego, kto, co, gdzie i jak, na przykład pożar Centrum Marywilska – argumentował.
twitter
Czy kradzież samochodu Tuska i drony nad Polską to przypadek?
– Jeśli nagle w takiej nocy kradziony jest samochód należący do premiera, jeżeli kilka dni później latają drony nad Belwederem i innymi budynkami rządowymi, to musimy zakładać (ten gorszy scenariusz – red.), i tak działa w tych wypadkach Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego – przekonywał Siemoniak.
Dopytywany, czy trop ewentualnego udziału obcych służb jest sprawdzany przez polskie służby, minister odparł, że „oczywiście tak”.
Czytaj też:
Co się stało w Wyrykach? Na biurko prezydenta trafił raport