Burza w polskim środowisku górskim
Osoby związane ze wspinaczką wysokogórską zarzucają himalaistce manipulowanie faktami — zarówno w udzielanych wywiadach, jak i w postach, jakie zamieszcza w sieci. Twierdzą, że nie była pierwszą kobietą na świecie z Koroną Himalajów, Karakorum i Koroną Ziemi. Miała też znaleźć się dużo dalej w klasyfikacji kobiet ze zdobytą Koroną Himalajów i Karakorum. Zwracają uwagę na to, że miała pomoc podczas organizacji swoich wypraw i podają w wątpliwość niektóre z jej działań, np. wspomniane w wywiadzie „torowanie dróg”.
Co dokładnie zarzucają Dorocie Rasińskiej-Samoćko osoby z polskiego środowiska górskiego?
Jakie były reakcje środowiska górskiego po wywiadzie z himalaistką?
Jakie wsparcie miała Dorota Rasińska-Samoćko podczas swoich wypraw?
Co mówi Dorota Rasińska-Samoćko na temat swojej pozycji w klasyfikacji kobiet?
„Tego, że jest pierwszą Polką z Koroną Himalajów i Karakorum nikt z nas nie neguje, chodzi o wprowadzającą w błąd manipulację słowną czy wręcz przekłamania. Uważamy, że zaburza to mocno obraz himalaizmu w wersji, w jakiej powinien być postrzegany, a granice kreowania swojego wizerunku w tym wypadku zostały mocno przekroczone. W rezultacie i szeroko pojęta publika, i dziennikarze na to się niestety nabierają” — przekazali nam w wiadomości mailowej.
Środowisko przygląda się poczynaniom himalaistki od dawna, ale poważne obiekcje co do marketingu, jaki stosuje, pojawiły się na początku 2025 r., gdy zaczęła być mocno aktywna w mediach społecznościowych. — Naszym celem nie jest skompromitowanie kogokolwiek. Chcemy jedynie walczyć z tendencją do „podkręcania” wyczynów — mówi Onetowi jedna z osób ze środowiska. — Są wyczyny, które są mniej nagłośnione, a dużo bardziej spektakularne. Dlatego jedyne, czego oczekujemy od Doroty, to to, że zmieni formę swoich przekazów. Środowisko uważa je za naciągnięte i nieetyczne. Niech każdy wchodzi na szczyt we właściwy sobie sposób, ale też niech mówi o tym w klarowny i przejrzysty sposób. Najważniejsze jest branie odpowiedzialności za swoje słowa — dodaje.
— Dzisiaj trzeba umieć się sprzedać, zareklamować, takie mamy czasy i cenię sobie, jeśli ktoś potrafi to robić. Ważne jednak, by być w tym uczciwym — podkreśla kolejny wspinacz. — Mam wrażenie, że Dorota w swoim marketingu pogubiła najważniejsze wartości, jakimi kierują się himalaiści. Wiele osób, które wchodzą na góry tak jak Dorota, mówi o tym ze skromnością, z wrażliwością. A ona tytułuje się legendą — podsumowuje. I przy okazji podkreśla, że przekaz himalaistki może wprowadzać ludzi w błąd, jeśli chodzi o styl, w jakim wchodzi. — Nie możemy stawiać jej na równi z Wandą Rutkiewicz, która wchodziła na szczyty bez Szerpów, bez tlenu.
Skontaktowaliśmy się z himalaistką, by wyjaśnić całą sytuację. — Jestem dumna, że jestem Polką i reprezentuję pozytywne polskie wartości oraz miałam wielką radość postawienia stopy na wszystkich wierzchołkach Korony Himalajów i Karakorum, a także Ziemi — mówi. — Dla mnie statystyki nie są istotne. Istotna jest idea bycia w górach i niesamowite poczucie wolności oraz podążanie za pasją. Jestem pierwszą i jedyną Polką z Koroną Himalajów i Karakorum to dla mnie kluczowe. Nie ma niestety kogoś, kto na szczycie stoi ze stoperem, mierzy czas i daje miejsce. (…) W dodatku Nepal i Pakistan nie prowadzą dokładnych baz danych. Wtedy, kiedy sprawdzałam informacje w różnych źródłach, byłam piątą kobietą m.in. wg Wikipedii, ale nie jest to istotne dla mnie, bo moje wejścia nie były po to — dodaje.
W wywiadzie dla Onet Podróże wyraźnie podkreśliła, że bezpośrednie wsparcie finansowe miała jedynie przy okazji wejścia na Gaszerbrum I, Gaszerbrum II, a więc przy okazji przedostatniej wyprawy. I to samo mówi raz jeszcze w odpowiedzi na „zarzuty” środowiska. — Działam bez wsparcia związków i ministerstw, bo odmówiono mi tej pomocy. Działam bez żadnego teamu, wszystko sama planowałam, jeśli chodzi o logistykę wypraw, przygotowanie do nich, ich kolejność, nie miałam wsparcia organizacyjnego, logistycznego — tak, jak to jest przy wyprawach narodowych lub tych organizowanych przez wyspecjalizowane polskie organizacje — wyjaśnia. — Natomiast jak każdy himalaista i w Karakorum, i w Himalajach musiałam korzystać na miejscu z wyspecjalizowanej agencji, która ma licencję i pozwolenie na działalność. Niestety teraz nikt nie dostanie pozwolenia bez ich pośrednictwa. Jednak cały plan przygotowań, kolejności szczytów itp., organizacji działań, to była żmudna samodzielna praca i wysiłek, w tym i fizyczny, i psychiczny — dodaje. — Myślę, że moje wejścia na szczyty mówią same za siebie. Byłam dokładna, precyzyjna. Nie zależy mi na tym, by być piątą, siódmą, dziesiątą czy jakąkolwiek inną na świecie. Dla mnie najważniejsza jest sama idea bycia w górach, poczucie wolności, przekraczania granic oraz pokazywanie, że mimo jakiegokolwiek wsparcia można osiągać wielkie cele — podsumowuje.
Okazuje się, że historia ma ciąg dalszy. W środę 1 października polskie środowisko wspinaczy wystosowało list adresowany m.in. do Polskiego Związku Alpinizmu, mediów zainteresowanych tematyką, a także do samej Doroty Rasińskiej-Samoćko. Pod pismem podpisało się kilkanaście osób, które są dobrze znane ze swoich osiągnięć w himalaizmie. Zapoznaliśmy się z jego treścią i odezwaliśmy do sygnatariuszy.
— Długo się zastanawialiśmy, co z tą sprawą zrobić. Nie chodzi o osobiste gierki, ale o to, aby himalaizm kojarzył się z etycznością i przestrzeganiem pewnych zasad — argumentuje jedna z podpisanych osób. — Cieszymy się, że mamy pierwszą Polkę z Koroną Himalajów i Karakorum, i na tym przekazie Dorota powinna pozostać. Naprawdę nie jest jej potrzebne dobudowanie sobie na siłę różnych historii, bo do historii i tak już przeszła. Równocześnie historia Doroty powinna być przestrogą dla innych. Niezależnie od wieku, płci, osiągnięć — powinniśmy w swoich opowieściach być po prostu uczciwi — dodaje.
Poniżej cała treść listu.