Minister finansów i gospodarki Andrzej Domański Foto: PAP/Tomasz Gzell
Ministerstwo Finansów opublikowało Strategię zarządzania długiem na lata 2026–2029, w której przewiduje gwałtowny wzrost zadłużenia państwa. Prognozy wskazują, że w 2029 roku relacja długu do PKB według metodologii krajowej zbliży się do konstytucyjnego progu 60 procent, a według unijnej – osiągnie 75 procent PKB. To oznaczałoby wzrost o połowę w ciągu zaledwie sześciu lat.
Na koniec 2023 roku relacja długu do PKB nie przekraczała 50 procent. Jeśli przewidywania Ministerstwo Finansów się sprawdzą, Polska po raz pierwszy w najnowszej historii znajdzie się tak blisko granicy konstytucyjnego limitu. W całym okresie objętym prognozą utrzyma się także wysoki deficyt budżetowy – poniżej 6 proc. PKB miałby spaść dopiero w 2029 roku.
Ekonomiści wskazują, że zwycięzca wyborów parlamentarnych w 2027 roku odziedziczy budżet obciążony nie tylko deficytem, ale i ustawowymi progami ostrożnościowymi. Zgodnie z ustawą o finansach publicznych, przekroczenie progów zadłużenia wymusi drastyczne działania, takie jak mrożenie płac w budżetówce czy ograniczona waloryzacja emerytur.
„Sytuacja będzie bardzo poważna”
– Rząd znajdzie się w dużym kłopocie, bo obowiązuje ustawa z progami ostrożnościowymi, która nakazuje wdrożyć restrykcyjne działania. Sytuacja będzie bardzo poważna – komentuje poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk dla portalu money.pl.
Z kolei Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych Banku Santander, ostrzega, że nowy rząd w 2027 roku przejmie budżet przygotowany przez poprzedników i w praktyce nie będzie miał przestrzeni do szybkich zmian. – Pytanie, czy zostanie np. zmieniona definicja długu, czy progi zostaną przekroczone i będzie uzasadnienie, że jakieś działania trzeba podjąć – dodaje ekonomista.
Polityka zamiast cięć
Mimo alarmujących liczb, w świecie polityki nie widać dziś większego poruszenia. Eksperci wskazują trzy główne powody: zbliżające się wybory w 2027 roku, przekonanie, że „pieniądze zawsze się znajdą”, oraz zmiana nastawienia do długu i deficytu, które przestały być traktowane jako absolutna granica polityki fiskalnej.
– Od rządów PiS skończyły się dyskusje na temat budżetu. Wcześniej to było centrum debaty politycznej. Dziś punktem wyjścia jest to, że budżet ma być większy, a pieniędzy ma starczyć na wszystkie potrzeby – mówi polityk koalicji, prosząc o anonimowość.
Sebastian Gajewski, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, podkreśla, że finanse publiczne nie muszą być prowadzone jak domowy budżet. – Deficyt i dług mogą występować, ważne, aby były po coś. Bezpieczeństwo socjalne i obronne też kosztuje – zaznacza.
Ekonomiści: ryzyka rosną
Eksperci wskazują jednak, że tak szybki wzrost długu może okazać się groźny w przypadku pogorszenia koniunktury. – Dziś ratuje nas to, że nominalny wzrost PKB jest w okolicach 7 procent. Gdyby spadł poniżej 5 procent, mogłyby pojawić się kłopoty – ostrzega Piotr Bielski w rozmowie z money.pl.
Zdaniem Ludwika Koteckiego, członka RPP, konieczne mogą okazać się radykalne rozwiązania, takie jak wprowadzenie podatku wojennego czy czasowe zawieszenie niektórych świadczeń. Na razie jednak w polityce nie ma klimatu do takich decyzji.
Minister finansów Andrzej Domański zapewnia, że rząd podejmie działania konsolidacyjne, które mają powstrzymać tempo wzrostu długu. – W strategii pokazaliśmy scenariusz zakładający brak dodatkowych działań. Rząd jednak będzie je podejmował, a konsekwencją będzie niższy od zakładanego w strategii deficyt – zadeklarował.
Choć rynek finansowy przyjął prognozy MF spokojnie, ekonomiści ostrzegają: zwycięzca wyborów w 2027 roku może stanąć przed koniecznością gwałtownej korekty finansów publicznych. W przeciwnym razie Polska może znaleźć się w sytuacji, w której obsługa długu stanie się trudniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
money.pl / Hanna Czarnecka