Kolekcja IKEA × Gustaf Westman. Dlaczego wszyscy mówią o tym?

Internet oszalał na punkcie kolaboracji Ikea× Gustaf Westman. Pastelowa, rzeźbiarska i bezczelnie fotogeniczna nowa współpraca autorstwa Gustafa Westmana potwierdza boom na „dopamine design” i pokazuje, jak nazwisko projektanta potrafi kolejny raz napędzić popyt do ogromnych rozmiarów. Dobra wiadomość dla Trójmiasta – chociaż e-sklep został już wyczyszczony, to lokalny sklep stacjonarny magazynowo wskazuje, że ma jeszcze pojedyncze sztuki na stanie.

Gustaf Westman × IKEA: pastelowy hit sezonu
Trwa boom na dopaminową estetykę w mieszkaniach Zetek. Króluje tzw. dopaminowy design: pastelowe, okrągłe formy, miękkie linie i kolory o nasyceniu niczym z backstage’u kampanii beauty. Dopaminowy styl urządzania wnętrz oparty jest na wyrazistych kolorach, miękkich kształtach i przyjemnych fakturach.

To design naznaczony dziecięcą radością. Bazuje na pastelach i nasyconych „cukierkowych” barwach, zaokrąglonych formach mebli oraz dodatkach, które wyglądają radośnie i fotogenicznie. Stawia na proste, komfortowe rozwiązania: rozproszone światło, miękkie tkaniny, rzeźbiarskie lampy, ceramikę o obłych liniach.


Afera o kolekcjonerskie rośliny.
Afera o kolekcjonerskie rośliny. „Janusze biznesu” już wyczuli interes

Ikea wyczuła moment i wypuściła kolekcję, która wygląda słodko i trafia w gusta części klientów z pokolenia Z. W zimowej linii „Vinterfint 2025” jest 12 elementów: porcelanowe naczynia, świeczniki i oryginalny wazon sprężynka. Od ciemnozielonej filiżanki po długi, niebieski półmisek z zagłębieniem na słynne klopsiki. Najwięcej szumu robi jednak lampka nocna „Stråla” w odcieniu gumy balonowej: różowa pętla z kulą LED, stworzona, by przyciągać wzrok, to chyba największy hit Gustafa Westmana.

Najwięcej szumu robi jednak lampka nocna STRÅLA w odcieniu gumy balonowej: różowa pętla z kulą LED.

Kim jest Gustaf Westman?

Gustaf Westman to 31-letni projektant ze Sztokholmu, który zyskał popularność dzięki charakterystycznemu podejściu do designu i niejako wyrósł na ikonę „dopaminowej” estetyki: pastelowej, obłej i bezczelnie fotogenicznej. Ma własne studio i zaczął tworzyć meble, ceramikę i szkło z udziałem lokalnych rzemieślników, a markę zbudował w mediach społecznościowych, a jego przełomem było viralowe lustro. Słynne „Curvy Mirror”, o falującej ramie błyskawicznie przyciągnęło influencerów i miłośników designu. Sprawiło to, że stało się najbardziej rozpoznawalnym punktem w dorobku Westmana.

Instagram i TikTok oszalały, a estetyka projektanta: nasycona kolorem, objętością i miękkimi liniami idealnie wpasowała się w feed mediów społecznościowych pokolenia Z. Od tej chwili hasłem-kluczem, którym określić można Westmana, jest „chunky”. Jego styl bazuje na postmodernie i zabawie skalą, a prócz tego jest na tyle charakterystyczny, że w sekundę go rozpoznasz. Mięsiste wazony, rzeźbiarskie lampy, kubki jak z kreskówki.

Ta mieszanka rzemiosła, koloru i narracji online wyniosła Westmana do grona najgłośniejszych projektantów młodego pokolenia. Efekt widać we współpracy z Ikea – kolekcja podchwyciła natychmiast. Wiele osób czekało na premierę w namiotach pod sklepami. Chociaż w Trójmieście nie zostało to odnotowane, to obecnie po jednym dniu – produktów brakuje online.

Lampka za 60 zł teraz za kilkaset … na OLX

Choć w wielu polskich miastach (patrząc po przeglądzie internetowych stanów magazynowych) produkty z kolekcji są już wyczerpane – podobnie jak te dostępne w sprzedaży online. Jednak pojedyncze pozycje wciąż „wyskakują dostępne w stacjonarnym sklepie Ikea na Złotej Karczmie.

Cena z półki? 59,99 zł. Cena realu? Na portalach ogłoszeniowych lampy skaczą do 290-420 zł, a „wazon” z tej samej estetyki idzie nawet po 500 zł. To dzieje się kolejny raz: premiera, szybki wykup i sprzedaż na OLX. Portal powoli zaczyna się przepełniać „okazjami” z przebitką i widać to jak na dłoni. Lampka „STRÅLA” za 59,99 zł w sklepie, a na ogłoszeniach 200-450 zł, wazon po 500 zł, talerz kosztuje w Ikea 129 zł, a na OLX 200 zł, filiżanka to 49,99 zł za sztukę, podczas gdy „komplet filiżanek” wyceniono na rynku wtórnym po jednym dniu na 200 zł, świeczniki po 29,99-39,99 zł sztuka w ofercie, a zestaw świeczników już za 175 zł.

Zwykły przedmiot staje się aktywem, które można „obrócić” natychmiast po zakupie. Rynek wtórny nie jest już peryferiach, a jest to integralny etap cyklu życia produktu, gdzie marża przenosi się z producenta na pośredników i spekulantów. Platformy robią z tego prostą maszynkę do zarabiania. A osoby chętne znajdują się dość szybko.Kooperacje napędzające szał i zwyżki cen

To nie pierwszy raz, gdy „odpowiednie nazwisko” przekuwa zwykły produkt w zakupowy obłęd. H&M x Mugler? Sekundowy sold out, bo sygnatura Thierry’ego nadała sieciówce aurę haute. H&M x Magda Butrym? Polska moda luksusowa w wersji masowej – wystarczyło kilka róż i rzeźbiarskie drapowania, by feedy eksplodowały, a na stronach typu OLX po chwili sukienka kosztowała ponad 4000 zł.

To klasyczny transfer kapitału kulturowego, w którym marka „podpina się” pod prestiż projektanta lub pożądany obiekt, by pożyczyć jego znaczenie i aurę. Limitacja tworzy symboliczną „wspólnotę wtajemniczonych”, kupujący nie nabywa wyłącznie funkcji rzeczy, lecz prawo do tożsamościowego sygnału: pokazuje gust, przynależność i status. Innymi słowy, transakcja dotyczy mniej materiału, bardziej znaczeń.

– Jeśli nowa moda zostaje podchwycona przez osoby, grupy wpływowe lub cenione, to – zgodnie z klasycznymi teoriami – mówimy o mechanizmie, w którym klasy wyższe wyznaczają kierunki, a reszta społeczeństwa za nimi podąża. Współcześnie obserwujemy jednak większą demokratyzację mody. W miejsce klas wyższych pojawili się celebryci, influencerzy czy liderzy opinii. Struktura społeczna nie jest już tak czytelna jak kiedyś. Dawniej, jeśli warstwy wyższe przyjmowały jakiś trend, nadawały mu tym samym prestiż, przez co stawał się pożądany przez klasy niższe, zwłaszcza przez klasę średnią. Pisał o tym między innymi Theorstain Veblen na początku ubiegłego wieku, a potem Pierre Bourdieu w teorii dystynkcji – mówiła dr Bogna Dowgiałło, Zakład Socjologii Życia Codziennego UG dla Trojmiasto.pl w artykule o modzie.

Konsumpcja we współczesnym kapitalizmie to już nie tyle zaspokajanie potrzeb, ile zarządzanie znakami, prestiżem i przynależnością. Od Veblena wiemy, że dobra mogą pełnić funkcję „pokazu” statusu, a u Bourdieu o narzędziach różnicowania gustu i kapitału kulturowego. Dzisiejsze marki dobrze o tym wiedzą. Stąd też ograniczona podaż jest projektowana, by wygenerować pożądanie, a następnie przetworzona w krótkie cykle FOMO.

– Według wspomnianych autorów w modzie toczy się nieustanna gra statusowa: klasy wyższe nieustannie „uciekają”, a klasy średnie próbują je dogonić. To dość uproszczony model oparty na koncepcji statusu. Jednak dobrze wiemy, że moda nie sprowadza się wyłącznie do statusu społecznego. Moda to również forma ekspresji i komunikat. To sposób, w jaki jednostki lub grupy wyrażają siebie i swoje przekonania.

Aby jednak „czytać” ten modowy kod, potrzebne są odpowiednie kompetencje – wyczucie estetyczne, znajomość symboli, kontekstów kulturowych czy odniesień. Dlatego wiedza o tym, co jest „w modzie”, jest już sama w sobie formą dystynkcji. Nie chodzi tu wyłącznie o kapitał ekonomiczny czy przynależność klasową, ale o nowy typ kapitału – zdolność rozpoznania i umiejętność noszenia tego, co modne. Połapanie się w tym, co będzie modne, jeszcze zanim zostanie to opisane w mediach, staje się istotnym wyróżnikiem. To nowa kompetencja, która pozwala żonglować statusem i pozycją społeczną. – mówiła dr Bogna Dowgiałło.

W tle działa też tzw. efekt czerwonej Królowej. Najłatwiej wytłumaczyć go można tak, żeby utrzymać status i poczucie „bycia na czasie”, trzeba nieustannie „biec”. Każda nowa premiera winduje oczekiwania, a świeży „must-have sezonu” automatycznie spycha poprzedni na dalszy plan i zmusza do kolejnej podmiany wizerunku. Marki dokręcają śrubę – ograniczają nakłady, robią głośne współprace i opowiadają chwytliwe historie. Klienci odpowiadają tak samo ostro: odświeżają koszyki, szybko odsprzedają i zaczynają kolekcjonować.

Efekt? Chwilowa równowaga, która trwa dokładnie tyle, co trend, i w rezultacie konsumpcja staje się wyścigiem w miejscu: ogromny ruch, rosnące koszty uwagi i portfela – i to samo poczucie, że „trzeba” biec jeszcze szybciej, by nie wypaść z obiegu. W tym świecie dlatego najbardziej deficytowym dobrem nie jest już produkt, lecz uwaga i czas potrzebny, by zdążyć dokonać „właściwego” zakupu.