- Jakie są przyczyny braków paliwa na rosyjskich stacjach benzynowych?
- Dlaczego ceny benzyny w Rosji znacząco wzrosły w ostatnich tygodniach?
- Które regiony Rosji są najbardziej dotknięte problemami z dostawami benzyny?
- Jak sprawę komentują rosyjskie władze?
Na rosyjskich stacjach benzynowych od późnego lata stoją niekończące się kolejki chętnych do tankowania. Czekający mają szczęście, jeśli benzyna jest. Gorzej, że wiele stacji – na przykład na anektowanym przez Rosję Krymie – ma ją rzadko. Przez większość czasu są więc zamknięte na głucho.
Paliwa w rosyjskim hurcie stały się tak astronomicznie drogie, że nawet zamożnych właścicieli niezależnych stacji benzynowych nie stać na zakupy. Brakuje go więc w ogromnej części zachodniej Rosji. Stanęły też największe miejscowe rafinerie zbombardowane przez ukraińskie drony.
Problemy Rosji z benzyną mają różne konsekwencje. „Autobusy nie odebrały dzieci z lekcji”
Rosja jest jednym z największych na świecie producentów ropy naftowej. Należy do elitarnego klubu państw wydobywających surowiec i ustalających poziom tego wydobycia, by kontrolować jego ceny na światowych rynkach. Ropę masowo eksportuje, a w swoich rafineriach produkuje więcej paliwa niż sama potrzebuje na rynku detalicznym. I dlatego – czego jak czego, ale – benzyny w Rosji nigdy nie brakowało na dłużej.
Benzyna zawsze była też tania. Ale już nie jest. W ciągu ostatnich kilku tygodni, mniej więcej od połowy wakacji, podrożała w niektórych regionach Rosji nawet o 50 procent. Kosztuje teraz niecałe 4 złote za litr, a kosztowała niecałe 2,5 złotego. Dla Rosjan takie podwyżki to szok. Zwłaszcza, że cena to nie największy problem. Wiele stacji nie sprzedaje paliwa w ogóle, do tych większych – sieciowych – trzeba dojechać i odstać tam swoje w kolejce. Na dodatek bez gwarancji powodzenia.
W okolicach Niżnego Nowgorodu zdarzyło się, że szkolne autobusy nie odebrały dzieci z lekcji, bo nie było ich gdzie zatankować. Sytuacja stała się tak poważna, że wiele stacji racjonuje benzynę na własną rękę, na przykład po 10 litrów na głowę. Na anektowanym przez Rosję Krymie limity wprowadzono odgórnie, dla wszystkich – 30 litrów na tankowanie. Jest też apel o niegromadzenie paliwa na zapas. Na urzędowych stronach internetowych ogłaszane są listy stacji, na których benzyna akurat jest.
Brak benzyny w Rosji. Gdzie problem jest największy?
W sierpniu i wrześniu kłopoty z dostawami benzyny miało więcej niż 10 rosyjskich regionów. W większości z powodu ukraińskich ataków, których celem były rafinerie naftowe. Do połowy sierpnia uszkodzone zostały zakłady w Uchcie, Riazaniu, Saratowie i Wołgogradzie, a także wszystkie trzy instalacje w regionie Samary.
W ciągu jednego miesiąca Rosja straciła co najmniej 17 procent swoich mocy przerobowych. W kolejnym miesiącu Ukraińcy wysadzili fabryki w Baszkirii oraz rafinerię w rejonie Leningradu. W rezultacie ta ostatnia straciła możliwość przerobu ponad połowy tego, co przerabiała wcześniej.
Produkcja spada, nie ma więc czego sprzedawać. Na niektórych lokalnych giełdach towarowych oferta jest skromniejsza nawet o połowę. Małe stacje benzynowe nie mają gdzie kupować towaru lub muszą za niego ostro przepłacać. Bo tam, gdzie popyt przewyższa podaż, rosną ceny. Te na rosyjskich stacjach benzynowych rosną wręcz w oczach. Piętnaście, dwadzieścia kopiejek tydzień w tydzień. Niektórzy Rosjanie – jak piszą niezależne miejscowe portale – zastanawiają się, czy po wakacjach nie postawić auta na kołkach i przesiąść się do komunikacji zbiorowej. Tam, gdzie się da. Przeważnie się jednak nie da.
Jak braki benzyny tłumaczą rosyjskie władze?
Dlatego za objaśnianie przyczyn benzynowej zapaści zabrały się władze. Te centralne przekonują Rosjan, że kłopoty są przejściowe. Bo trwają wakacje, ludzie jeżdżą dużo i benzyna schodzi na pniu. Wakacje to raz, żniwa – to dwa. Bo do prac polowych potrzeba przecież paliwa. Chwilowe – podobno – braki mają się – rzekomo – skończyć w październiku. Gdy nie będzie już ani wakacji, ani żniw, jednocześnie rosyjskie rafinerie zakończą sezon „doraźnych remontów”.
Tak brzmi urzędowa wersja rosyjska. A jak sytuacja wygląda naprawdę?
Trwająca ukraińska kampania dronowa nie jest pierwszą tej wojny. Rok temu Ukraińcy prowadzili podobne naloty na rafinerie w głębi Rosji. Wtedy jednak ataki były pojedyncze, a szkody szybko usuwano. Wprawdzie instalacje produkowały mniej, ale nie trzeba było ich zamykać. Dzisiaj jest inaczej. Na zakłady flotylle dronów lecą jedna za drugą. Ataki są skuteczniejsze, bo bardziej dokładne. I cykliczne. Z powodu nalotów nie kursują pociągi, wstrzymywany jest ruch lotniczy. Co zamożniejsi Rosjanie wyprowadzili więc swoje auta z garaży i pojechali na wakacje, ustawiając się po drodze w kolejkach po benzynę, która nie wszędzie jest. Bo choć Rosja ma nadwyżkę produkcji diesla, który był eksportowany między innymi na Zachód Europy, to benzyny produkuje w sam raz. I dlatego zakłócenia produkcji kończą się kolejkami na stacjach. Nie pierwszy raz w rosyjskiej historii.
Benzyny w ostatniej dekadzie brakowało Rosjanom już kilka razy – ostatnio dwa lata temu. Rosyjskich producentów obowiązuje więc zakaz eksportu benzyny, który zostaje przedłużony do końca tego roku oraz nowy zakaz eksportu oleju napędowego, od którego będą tylko nieliczne wyjątki – na przykład na wysyłkę do państw Azji Środkowej, które są uzależnione od dostaw z Rosji. I mają z nią strategiczny sojusz. A to właśnie na Azję, w swoim rozpaczliwym poszukiwaniu benzyny, patrzy teraz Rosja: chce znaleźć paliwo w Chinach, Korei Południowej i Singapurze.
Rosja ma szansę wrócić do normalności na stacjach?
Czy i jak szybko Rosja ma szansę wrócić na stacjach benzynowych do normalności? Eksperci uważają, że ma. I że stanie się to wkrótce. Do połowy października z rosyjskiego krajobrazu miałyby zniknąć kolejki, a produkcja wrócić do normy. Do tego czasu państwo będzie zatykać dziury paliwem ściąganym z rejonów niedotkniętych ukraińskimi nalotami dronowymi i sięgać po strategiczne rezerwy. Wszystko dzieje się też po to, by na chodzie utrzymać armię. Wojsko jeździ na dieslu, a z tym jest – rzekomo – stosunkowo najlepiej. Bo Kreml systematycznie ukrywa coraz to nowe dane o stanie rosyjskiego przemysłu naftowego. Objętego ograniczeniami po zachodnich sankcjach. I nękanego ukraińskimi atakami z powietrza w promieniu nawet tysiąca kilometrów od ukraińskich granic.
Eksperci są jednak zgodni. Po trzech latach od agresji na Ukrainę, Rosja zaczyna odczuwać w kasie skutki prowadzenia wojny. Wprawdzie nie tak mocno, jak życzyłby sobie tego demokratyczny świat, ale wystarczająco mocno, by zdecydować się na podniesienie podatków obywatelom. Od nowego roku w Rosji rośnie stawka podatku VAT o dwa punkty procentowe. To spowoduje wzrost cen i uderzy po kieszeni każdego obywatela.
To ruch spodziewany – światowe agencje o podwyżce pisały już w lecie. Źródłem przecieku był rosyjski rząd. Wtedy też pojawiły się cytaty z anonimowego wysokiego urzędnika o tym, że bez podwyżki powszechnych podatków i zniesieniu ulg dla małego biznesu budżet nie zwiąże końca z końcem. Kreml ma dla Rosjan krótkie wyjaśnienie: nawet po ewentualnym zawarciu rozejmu z Ukrainą, Rosja wciąż będzie musiała utrzymać wysokie wydatki na wojsko i przemysł zbrojeniowy. Zatem lepiej w rosyjskich kieszeniach nie będzie.
Słuchaj też innych odcinków „Codziennego Podcastu Gospodarczego”:
Źródło: TOK FM