Wspomnienia Angeli Merkel powinny otóż nosić tytuł „Wolność od refleksji”. W całej swojej książce była kanclerz nie pokazuje bowiem cienia refleksji nad prowadzoną pod jej rządami niemiecką polityką zagraniczną, której istotą była kolaboracja z putinowską Rosją.
Jej przejawami były, dodajmy, nie tylko budowa Nord Stream 1 i Nord Stream 2, ale również sprzeciw wobec choćby tylko obietnicy poszerzania NATO o Gruzję i Ukrainę, czy też ostentacyjne ignorowanie podstawowych, a zagrożonych przez Rosję, interesów bezpieczeństwa państw wschodniej flanki NATO.
Wiele o stosunku kanclerz Merkel do Polski mówią jeszcze dwie rzeczy.
Mianowicie to, jak mało miejsca w swoich wspomnieniach była kanclerz poświęca naszemu krajowi. Jeszcze więcej zaś fakt, że gdy pisze o napięciach wokół spraw historycznych, bardziej skupia się na kwestii wypędzeń niż upamiętnieniu kilku milionów zamordowanych przez hitlerowskie Niemcy obywateli Polski.
Jeśli przyjrzeć się temu, co Angela Merkel zamieściła w swojej książce, bardzo wyraźnie widać, że niemiecka polityka pod jej rządami, jakkolwiek zawsze poprawna w formie, była co do zasady polityką, w której interesy — nawet te podstawowe — sojuszników Republiki Federalnej miały nawet nie drugorzędne, czy też trzeciorzędne znaczenie, ale w istocie nie miały dlań znaczenia żadnego.
CARSTEN KOALL / PAP
Angela Merkel
Problem polega na tym, że jeśli tak jest, a to niestety zarówno ze wspomnień Angeli Merkel, jak i jej najnowszego wywiadu wynika, to znaczy, że Niemcy pod jej rządami prowadziły w istocie nacjonalistyczną politykę zagraniczną.
Warto z tego wyciągnąć wnioski. Pierwszy mówi nam, że forma ma znaczenie. Oto bowiem Niemiec, które są poprawne w formie, ale prowadzę nacjonalistyczną politykę, niemal nikt o nacjonalizm nie oskarża. Polska, która pod rządami PiS zorganizowała nacjonalistyczną, histerycznie antyniemiecką kampanię propagandową, ale nacjonalistycznej polityki zagranicznej albo w ogóle nie prowadziła, albo jedynie ją markowała, stała się symbolem nacjonalizmu.
Dla polskiej prawicy wynika z tego wniosek, by darować sobie publiczną histerię i nacjonalizm w tej formie.
Dla rodzimych z kolei przeciwników prawicy to nauczka, że jakkolwiek obiektywnie PiS wiele zrobił, by zepsuć relacje z Niemcami, to nim uzna się, że to tylko rządzona przez PiS Polska zepsuła te relacje, należy przypomnieć sobie, kto tak naprawdę prowadził politykę, której istotą było ostentacyjne ignorowanie interesów partnera.
I kto po latach przymilania się do Putina pozwala sobie zasugerować, że to nasza, a nie niemiecka polityka, zachęciła go do rozpętania wojny.
CZYTAJ WIĘCEJ: Płk Piotr Lewandowski: Ważniejsze niż pociski dla F-35 jest paliwo. Polska może stanowić kluczowe miejsce