• Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu

— Może w następnym roku bardziej pójdę w kukurydzę. A może rzucę to wszystko i pójdę na tira. Uprawnienia mam — opowiada Onetowi pan Andrzej, rolnik spod Błaszek w powiecie sieradzkim, który jest „kartoflanym sercem” województwa łódzkiego. Powiat ten dostarcza co roku prawie pół miliona ton ziemniaków — czyli 40 proc. kartofli z całego Łódzkiego (to województwo zajmuje trzecie miejsce w ich krajowej produkcji: za Wielkopolską i woj. kujawsko-pomorskim).

Skąd pomysł pana Andrzeja, aby w nowym sezonie zacząć zarabiać w transporcie? To autor ogłoszenia, opublikowanego na internetowej giełdzie rolnej, zgodnie z którym po 10 groszy za kilogram sprzedaje on „ziemniaki jadalne prosto z pola lub sortowane luzem, lub big bag, odmiany: Jurek, Soraya, Kamelia i Ignacy”.

— To osiem razy mniej niż przed rokiem — wylicza gospodarz spod Błaszek. — Ziemniaków zasadziłem siedem hektarów, trzy jeszcze nawet niewykopane.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

  • Jakie odmiany ziemniaków sprzedaje pan Andrzej?
  • Ile ziemniaków ma do sprzedania pan Łukasz?
  • Dlaczego rolnicy obawiają się umowy z Mercosur?
  • Jakie działania podjęła Izba Rolnicza w Łódzkiem?

50 km dalej, także w Łódzkiem, mieszka autor kolejnego ogłoszenia. „Sprzedam ziemniaki, odmiana Vineta, prosto z pola, cena 20 gr” [za kilogram]. Ofertę zamieścił pan Łukasz z Przatowa, wsi w powiecie zduńskowolskim. Vineta to jedna z popularniejszych i smaczniejszych odmian jadalnego kartofla na świecie. Przed rokiem gospodarz z Przatowa dostawał za nią cztery razy więcej. Teraz tych ziemniaków do sprzedania ma jeszcze 1000 ton.

— Zasadziłem je na 50 hektarach, połowa niewykopana — wylicza rolnik. Rozmówca Onetu nie wie, czy w ogóle zdecyduje się na wykop pozostałych w ziemi warzyw.

— Przy obecnych cenach nie opłaca się płacić ludziom do wykopu dniówki, po 200-250 zł. I brać do tego kombajnu. A za trzymanie tych ziemniaków w przechowalniach też swoje zapłacę — dodaje pan Łukasz.

Kto przed rokiem brał od rolnika z Przatowa jego Vinetę za 80 gr? — Handlarze, którzy potem sprzedawali moje ziemniaki np. na rynku w Radomiu — opowiada. — A teraz to wszystko zamarło.

Zdaniem pana Łukasza rynek jest zarzucony ziemniakami z zagranicy — w tym z Niemiec — a Polska nie chroni swoich rolników.

— A jeśli usłyszy pan, że ratunkiem dla nas byłoby dostarczanie towarów do zakładów produkujących np. frytki, to proszę mieć świadomość, że tam przyjmowane są ziemniaki odpowiednio „nafutrowane” dużą ilością środków ochrony roślin. Moje ziemniaki na pewno są zdrowsze — twierdzi rolnik.

Już pod koniec września Izba Rolnicza Województwa Łódzkiego opublikowała apel do Stefana Krajewskiego, ministra rolnictwa, zwracając uwagę na „dramatyczną sytuację producentów ziemniaków”. Zgodnie z tym apelem „tegoroczne rekordowe plony spowodowały nadpodaż towaru, a ceny skupu spadły do poziomu nawet 5 gr/kg”. Izba rolnicza z Łódzkiego domagała się od ministra m.in. rozważenia skupu interwencyjnego ziemniaka.

„Jeżeli do wszystkich chcielibyśmy dopłacać z budżetu państwa, to te wypłaty musiałyby wynieść nawet kilkadziesiąt miliardów złotych” — odpowiedział rolnikom Krajewski (cytowany w ostatnią sobotę przez PAP). I dodał: „wiemy, na czym skupiamy się dzisiaj, największe pieniądze są wydatkowane na uzbrojenie polskiej armii i na zabezpieczenie Polski”.

Jednocześnie izba rolnicza z Łódzkiego zwróciła uwagę ministra, że w handlu detalicznym ceny ziemniaka wciąż sięgają 2 zł za kilogram. W odpowiedzi minister w miniony poniedziałek skierował do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów pismo z zaleceniem, by sprawdził, czy w handlu nie dochodzi do zmów cenowych.

Aktualnie można już zauważyć „nurkowanie” cen ziemniaka także w sklepach wielkich sieci — ich gazetki z promocjami na ten tydzień zawierają oferty sprzedaży kartofli po złotówkę za kilogram. Jednak rozjazd między cenami w tych sklepach a ofertami rolników wciąż pozostaje znaczący.

Pan Łukasz z Przatowa przyznaje, że skoro przed rokiem ceny ziemniaków od rolników osiągały przyzwoity poziom, wielu z nich przed tym sezonem zdecydowało się na uprawę kartofli kosztem np. kukurydzy (według wstępnych szacunków GUS w tym roku produkcja ziemniaków wzrosła względem poprzedniego o 15 proc. i przekroczyła 6,8 milionów ton). W kolejnym sezonie może być odwrotnie, a takie „karuzele” już się powtarzały.

Jednak pan Łukasz i jego koledzy-gospodarze ogromnie obawiają się nowego czynnika. To umowa handlowa Unii Europejskiej z Mercosur (grupą państw Ameryki Południowej), której wprowadzenie, według rozmówców Onetu ze wsi, „zaora” krajowe rolnictwo (Polska jest tej umowie przeciwna, ale najprawdopodobniej nie będzie miało to znaczenia dla wyniku głosowania w Komisji Europejskiej, zaplanowanego na 3 grudnia).