Kartapołow, który do 2012 r. był wiceministrem obrony Rosji, wyraził przy tym przekonanie, że tomahawki niczego nie zmienią na polu walki, bo jeśli zostaną przekazane, będzie ich tylko „kilka, najwyżej kilkadziesiąt”.

— Świetnie znamy te rakiety, wiemy, jak latają, jak je zestrzelić. Strącaliśmy je w Syrii, więc nie jest to dla nas nic nowego. Problemy będą mieć tylko ci, którzy je dostarczą, i ci, którzy będą ich używać — powiedział Kartapołow.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Rosja o tomahawkach dla Ukrainy. „Odpowiemy ostro”

Dodał, że Rosja nie zauważyła jak dotąd, by Ukraina przygotowywała stanowiska dla wyrzutni tomahawków, ale jeśli tylko to zauważy, zniszczy je przy użyciu dronów i pocisków.

Na temat tomahawków wypowiedział się też wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow. Zaapelował do Waszyngtonu, by „trzeźwo” ocenił sytuację, jaką stworzy dostarczenie tych rakiet. Według niego byłby to poważny krok w kierunku eskalacji i „jakościowa” zmiana sytuacji.

Prezydent USA Donald Trump powiedział w niedzielę, że podjął już decyzję w sprawie przekazania pocisków manewrujących Tomahawk Ukrainie. Jednocześnie zaznaczył, że musi jeszcze dowiedzieć się kilku rzeczy w sprawie ich wykorzystania. — Dokąd je wysyłają. Myślę, że muszę zadać to pytanie — powiedział.

O dostarczenie tomahawków Ukrainie poprosił prezydent tego kraju Wołodymyr Zełenski na spotkaniu z Trumpem 23 września w Nowym Jorku. Pociski te mają zasięg 2,5 tys. km.