Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Abramczyk Polonia Bydgoszcz nie awansowała do PGE Ekstraligi, a Leszek Tillinger powiedział, że odpowiedzialność spada między innymi na pana, bo nie zarządza pan klubem tak, jak powinien to robić na tym poziomie prezes.

Jerzy Kanclerz, prezes Abramczyk Polonii Bydgoszcz: To niesamowite, że wykład z zarządzania próbuje dawać właśnie Leszek Tillinger. Oczywiście, chętnie się odniosę do wszystkich jego wynurzeń, ale najpierw chciałbym kilka rzeczy przypomnieć. Ta najważniejsza jest taka, że to podczas rządów tego działacza Polonia osiągnęła finansowe dno. Wiele na ten temat mógłby powiedzieć Władysław Gollob, który zmagał się z ogromnymi problemami, kiedy przejmował bydgoski klub. Latami trwał proces jego oddłużania, a Polonia musiała tułać się w drugiej lidze. Mógłbym o jego wpadkach mówić znacznie dłużej, choćby tej związanej z organizacją ostatniego Grand Prix w Bydgoszczy.

Proszę mówić.

Wtedy Leszek Tillinger formalnie w klubie nie był, ale pomagał, otrzymując za to wynagrodzenie, przy organizacji tej imprezy i wspólnie z Jarosławem Deresińskim wpadł na pomysł dostawianej trybuny, która kosztowała klub ogromne pieniądze. Ostatecznie usiadło na niej kilkanaście osób. Ja rekomendowałem wtedy, żeby tego nie robić, bo widziałem, jak sprzedają się bilety. Ta trybuna jest zresztą dla mnie symbolem jego całych rządów. Finansowo była katastrofa. Polonia była klubem miejskim. Nikt nie patrzył, czy wyda się dwa, trzy czy pięć milionów. Szło się na żywioł. Teraz realia są inne. Jest właściciel, który nie zamierza doprowadzić klubu do ruiny.

ZOBACZ WIDEO: Regulamin zabrał Kurtzowi złoto? Australijczyk jasno o sensie rozgrywania kwalifikacji

Co sądzi pan jednak o stwierdzeniu, że Polonię trzeba ustawić inaczej pod względem organizacyjnym, żeby w końcu awansowała?

Brak awansu nie ma nic wspólnego z organizacją klubu, który działa w sposób transparentny i uczciwy. Nie mamy żadnych zaległości finansowych. Reszta zależy od zawodników.

Padł zarzut, że w parku maszyn przebywa za dużo osób, które są tam tak naprawdę niepotrzebne.

Ten zarzut jest oderwany od rzeczywistości. Mamy Tomasza Bajerskiego, Jacka Woźniaka i mojego syna Krzysztofa Kanclerza – kierownika drużyny. To niby tłok? Może panu Tillingerowi przeszkadza, że prawie u każdego zawodnika jest dwóch mechaników. Może nie wie, ale żużel od jego czasów się trochę zmienił. Dodam, że ja jako prezes i mój drugi syn siedzimy na trybunie. Wyjątkiem był ostatni mecz w Gorzowie. A oprócz tego, od kilku lat obowiązuje ekstraligowy system, w którym podawane są osoby uprawnione do przebywania w parku maszyn. Każda z nich ma przypisaną funkcję, którą akceptuje wcześniej podmiot zarządzający.

W ocenie Leszka Tillingera powinien pan zmienić ludzi, którymi otacza się pan w klubie.

Kogo mam zmienić? Ludzi, których nie ma, a wymyślił ich sobie pan Tillinger? Zarząd i właściciel tego klubu, to jedna osoba. Jestem nią ja. Trenera? Czeka nas rozmowa, cel nie został zrealizowany i bierzemy pod uwagę różne opcje. Nowa osoba na tym stanowisku to jedna z nich. Do tego mamy trzy etaty i żadna z tych osób nie wchodzi w skład zarządu. Zapewniam, że za czasów pana Tillingera ludzi w klubie było znacznie więcej, niż ma to miejsce obecnie.

Pana błędem miało być również podpisanie dwuletnich kontraktów z zawodnikami. Leszek Tillinger stwierdził, że „nie wie, co miał pan w głowie”.

Niesamowita teoria, a raczej dorabianie teorii do faktów. Po zakończeniu poprzedniego sezonu wytykano mi, że zawodnikom nie zależy, bo wielu z nich miało myśleć, że nie zostaną w klubie w przypadku awansu. Każdy otrzymał zatem dwuletnią umowę. Pan Tillinger, kiedy przeczytał nasz skład przed startem sezonu, to był z niego bardzo zadowolony. Można mu to łatwo udowodnić, bo mówił o tym publicznie. Wtedy twierdził, że zbudowaliśmy świetny zespół. Teraz po zakończeniu rywalizacji mówi zupełnie coś innego. Zachowuje się zatem jak chorągiewka na wietrze i od razu wskazuje, kogo trzeba wymienić. W porządku, można i tak. Niech w takim razie zaproponuje nazwiska i podeśle mi listę perspektywicznych żużlowców, którzy zapewnią nam PGE Ekstraligę, a później w niej pozostaną. Czekam. Na razie pan Tillinger namawia do wymiany zawodników, których jeszcze niedawno sam chwalił. Szkoda, że nie przewidział pewnych rzeczy przed sezonem. Wtedy można by nazwać go fachowcem.

Nazwiska już padły. W ocenie Leszka Tillingera powinien wziąć pan przykład z Cellfast Wilków Krosno i sięgnąć po Jasona Doyle’a czy Luke’a Beckera.

To pomysł w stylu pana Tillingera. Ja w odróżnieniu od niego zwracam jednak uwagę na finanse. Nie miałem pieniędzy na Jasona Doyle’a, a jestem jedynym właścicielem i czuję odpowiedzialność. Nie zamierzam zaciągać kredytów czy zostawiać klubu z długami, tak żeby mój następca musiał mierzyć się z tym, co zastał w Polonii Władysław Gollob.

Nie zgadza się pan zatem z żadnym z zarzutów.

Z żadnym, ale mam jedną prośbę do pana Tillingera. Skoro zwraca się do mnie tak serdecznie i nazywa mnie Jurkiem, to mam tylko nadzieję, że nie będzie mnie ciągać po sądach, jak kiedyś Władysława Golloba. Obaj mamy swoje lata, a ja wolałbym skupić się na walce o awans do PGE Ekstraligi, bo w przyszłym roku zamierzam jeszcze raz spróbować zrealizować ten cel. Czekam jednak na listę perspektywicznych zawodników na PGE Ekstraligę, których nie widzę, a których wypatrzył pan Tillinger.

Porozmawiajmy o przyszłości Abramczyk Polonii. Drużyna nie zrealizowała celu. Czy to oznacza odejście trenera Tomasza Bajerskiego?

Tomasz Bajerski ma kontrakt do końca miesiąca. Spotkamy się w tym tygodniu lub następnym. Chcę go wysłuchać, choć oczywiście nie ulega wątpliwości, że celu nie zrealizował. Jeśli nawet dojdzie do rozstania, nastąpi ono w zgodzie, bo bardzo go szanuję i wiem, że był zaangażowany. Dodam jednak, że wcale tego nie przesądzam. Każdy scenariusz jest możliwy.

Polonia proponowała pracę Piotrowi Protasiewiczowi, który trafił ostatecznie do Betard Sparty Wrocław. Sam zainteresowany powiedział, że spóźniliście się z ofertą.

Faktem jest, że do mnie oddzwonił i odmówił. Poinformował, że ma już nowy klub, z którym porozumiał się wcześniej. To już temat zamknięty. Dokonał wyboru i jest w Sparcie.

Rozmawiał już pan z innymi trenerami?

Rozmawiałem, ale nie podam nazwisk. Mogę zdradzić, że jest dwóch kandydatów do prowadzenia drużyny poza Tomaszem Bajerskim, który też jest brany pod uwagę. Rynek jest wąski, więc wszyscy i tak domyślą się, o kogo chodzi.

Dariusz Śledź i Stanisław Chomski.

To pan powiedział.

W klubie zostaje Tom Brennan. Będzie zatem walka o miejsce w składzie?

Tom Brennan ma w kontrakcie specjalną klauzulę. Jeśli nie przebije się do meczowego zestawienia w pierwszych trzech, czterech kolejkach, to dostanie zgodę na wypożyczenie do innego klubu.

Co będzie, jeśli się przebije i słabszy okaże się ktoś inny?

Pozostali zawodnicy wiedzieli, że Brennan zostaje. Zaakceptowali sytuację. Nikt nie jest tym zaskoczony. Oceny żużlowców dokonamy po trzech, czterech kolejkach. Dla klubu lepiej, gdy jest wybór. Później będziemy rozwiązywać tę sytuację.

Czy podtrzymuje pan, że w sezonie 2026 zawodnikiem U24 będzie Wiktor Przyjemski?

W grę wchodzą różne warianty. Wszystko zależy od meczu. Jeśli przyjedzie do nas zespół z teoretycznie słabszymi juniorami, to Wiktor może pojechać jako U24. Gdy spotkamy się z zespołem, który ma lepszą młodzież, to wtedy wystawimy go zapewne na pozycji juniorskiej. Uprzedzę jednak pana kolejne pytanie. Nie planujemy już żadnego transferu. Nie szukam nowego żużlowca do 24 roku życia. Kadra jest zamknięta.

Kto w takim razie będzie na pozycji U24, gdy Przyjemski pojedzie jako junior?

W tej roli może wystąpić między innymi Kacper Andrzejewski. Mamy z nim ważny kontrakt na sezon 2026. Transfer nowego zawodnika nie ma sensu z jednego podstawowego powodu. Na rynku brakuje już wartościowych żużlowców.

Rozmawiał Jarosław Galewski, dziennikarz WP SportoweFakty