Korespondencja z Barcelony

Joan Laporta zacnie uczcił rozpoczęcie nowego roku akademickiego. Jego sprytny plan znów się nie powiódł. Trudno, żeby było inaczej, skoro niczym stereotypowy student chciał w ostatnią noc przed oddaniem pracy magisterskiej napisać jej znaczną część. I oczywiście nie zdążył. Nie pierwszy już raz.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Problem mistrza Hiszpanii najlepiej widać z wieżowca leżącego nieopodal Camp Nou. Dopiero po wyjechaniu na ostatnie piętro można się przekonać, jak poważne są zaległości w budowie stadionu. Może i będzie tu San Francisco, ale na razie gotowe jest tylko boisko.

Mój przewodnik drwiąco wskazuje na bryłę stadionu, o której można powiedzieć wiele, a nie to, że niebawem miałby zostać tam rozegrany mecz. — Nie wiem, jakim cudem mieliby się wyrobić na Gironę — kręci z niedowierzaniem głową.

Jeszcze nie wie, że ten mecz też oczywiście zostanie przeniesiony na inny obiekt.

Widok na Camp Nou z 19. piętraWidok na Camp Nou z 19. piętra (Foto: Dariusz Dobek / Onet)

Zamiast piłkarzy na Camp Nou w najlepsze poczynają sobie szczury. Jeden z ich przedstawicieli został nagrany przez miejscowego vlogera. Klub znów został wystawiony na pośmiewisko.

Do śmiechu nie jest za to kibicom FC Barcelona, którzy po raz kolejny dostali prztyczka w nos od władz klubu. Otóż — cóż za zaskoczenie! — mecz z Gironą 18 października jednak nie odbędzie się na docelowym obiekcie, tylko na Estadi Montjuic.

Powód? Tym razem Laporta i spółka mamią swoich socios zapewnieniami, że nie ma co wracać na Camp Nou przy 27 tysiącach widzów, skoro niebawem mija termin otrzymania licencji na grę przy 45 tysiącach. O tym, że przez ostatni rok nie dotrzymano dziesiątek deadline’ów, nikt się oczywiście nawet nie zająknął.

Budowa Camp NouBudowa Camp Nou (Foto: Dariusz Dobek / Onet)

Cóż mogło pójść nie tak, skoro tureckie konsorcjum Limak nie miało doświadczenia w budowaniu stadionów? Czy Laporta zawierzył takiej, a nie innej firmie, bo ta rzekomo zobowiązała się do wypłacania 1 mln euro za każdy dzień obsuwy? Czy jest w ogóle możliwe, że taka rekompensata będzie miała miejsce?

Te i wiele innych pytań pozostaną bez odpowiedzi. Mający w kieszeni katalońskich dziennikarzy Joan Laporta nigdy na nie nie odpowie. A gdy już musi odnieść się do powrotu na Camp Nou, rzuca formułkę, że będą chcieli zrobić to jak najszybciej, i tyle.

Polacy na przedłużającą się budowę Camp Nou nie narzekają

Na przeciagający się powrót na Camp Nou narzekać mogą także właściciele okolicznych barów i restauracji. Powiedzieć, że nie ma w nich wzmożonego ruchu, to nic nie powiedzieć.

Zamiast kibiców i turystów można w nich spotkać głównie budowlańców w charakterystycznych odblaskowych koszulkach z napisem „Limak” na plecach. Rozmawiać o swojej pracy jednak nie chcą. Nie ma się co dziwić. Robota jest, jaka jest, ale mimo wszystko lepiej jej nie stracić.

Większego ruchu nie ma także w sklepach z pamiątkami. W normalnych okolicznościach koszulki Barcelony byłyby chodliwym towarem, a tak łopoczą tylko na wietrze, jakby zachęcając przechodniów, by po nie sięgnąć. Nic z tego.

Koszulki Lewandowskiego i Yamala w sklepiku nieopodal Camp NouKoszulki Lewandowskiego i Yamala w sklepiku nieopodal Camp Nou (Foto: Dariusz Dobek / Onet)

Im dalej od Camp Nou, tym zależność od niego maleje. Sześć przecznic od stadionu nic sobie nie robią z tego, że władze klubu zdają się ścigać na kolejne obsuwy z remontującymi Sagradę Familię. To tam mieści się PolkaBar.

PolkaBarPolkaBar (Foto: Dariusz Dobek / Onet)

— Nie narzekamy na ruch z powodu braku meczów na Camp Nou. Wyrobiliśmy sobie taką markę, że Hiszpanie i tak nas odwiedzają. Nie brakuje też Polaków, którzy zdążyli się stęsknić za swojskimi potrawami — mruga porozumiewawczo okiem kelner, po czym przepraszającym wzrokiem sugeruje, że dłużej nie porozmawiamy. Kolejne talerze z pierogami, bigosem czy szarlotką same się nie rozniosą. Lokalnych potraw czy napojów nie uświadczysz. Una copa de sangria? Por favor…

Przykładowe danie w PolkaBarPrzykładowe danie w PolkaBar (Foto: Dariusz Dobek / Onet)

Gdyby ktoś po zobaczeniu menu czy okazałego konturu Polski na ścianie nadal miał wątpliwości, że knajpa jest prowadzona przez Polaków, powinny go one opuścić po zapoznaniu się z zachętą do zabawy. „Jeśli dobrze wymówisz to nazwisko, zapraszamy cię na kufel piwa” — głosi karta zaczepiona na tablicy korkowej. Dobra informacja jest taka, że chodzi o Grzegorza Brzęczyszczykiewicza. Zła — że wziąć udział mogą wszyscy z wyjątkiem Polaków.

Grzegorz Brzęczyszczykiewicz w PolkaBarGrzegorz Brzęczyszczykiewicz w PolkaBar (Foto: Dariusz Dobek / Onet)

Wszyscy mogą za to pobawić się w typowanie, kiedy Barcelona wróci na Camp Nou. W tej rozgrywce nagród nie przewidziano, ale to zadanie chyba jeszcze bardziej niewykonalne niż w powyższej zabawie.