8 października 2025, 19:02
— W gruncie rzeczy moglibyśmy się zastanowić, czy nie doszło do aktu piractwa [podczas zatrzymania statków flotylli płynącej do Strefy Gazy przez armię izraelską], tak naprawdę, tak, jak w przypadku uziemienia samolotu Ryanaira przez Białorusinów i wyciągnięcia Pratasiewicza z jego dziewczyną — mówił w najnowszym odcinku podcastu „Raport Międzynarodowy” w Onecie Zbyszek Parafianowicz. Zdecydowanie i gwałtownie się z taką opinią nie zgadzam.
Po pierwsze, porównanie demokratycznego państwa, jakim jest Izrael, z brutalną dyktaturą, jaką jest Białoruś, to jest kosmos i chyba nie trzeba tłumaczyć, jak bardzo odległy od naszej planety. Bez względu na to, jak oceniamy postępowanie izraelskich władz, są one demokratycznie wybrane, a izraelskie sądy są zdecydowanie niezależne. Łukaszenko to stuprocentowy dyktator.
Po drugie, Raman Pratasiewcz z partnerką nie urządzali żadnej akcji propagandowej i nie lecieli na Białoruś, lecz wracali z wakacji w Atenach do Wilna nad Białorusią, bo tak prowadziła ich trasa samolotu. Białorusini najpierw zgłosili fałszywy alarm bombowy w samolocie, w którym był Pratasiewicz, a potem zagrozili zestrzeleniem samolotu, zmuszając pilota do lądowania w Mińsku. Izraelczycy natomiast robili wszystko, co mogli, by zniechęcić flotyllę do płynięcia w stronę Strefy Gazy. Decyzję podjęli tu uczestnicy flotylli wbrew woli władz izraelskich.