Rok temu, przed październikową przerwą na reprezentację, pracę w 1. lidze straciło ośmiu szkoleniowców. Rafał Smalec (Polonia Warszawa), Piotr Jacek (Warta Poznań), Janusz Niedźwiedź (Ruch Chorzów), Wojciech Łobodziński (Arka Gdynia) oraz Dariusz Banasik (GKS Tychy) pożegnali się z posadami jeszcze przed końcem wakacji. We wrześniu ich los podzielili Radosław Sobolewski (Odra Opole), Kazimierz Moskal (Wisła Kraków) oraz Marek Brzozowski (Pogoń Siedlce). Na tym samym etapie w obecnego sezonu pożegnaliśmy sześciu trenerów.

Aby jeszcze bardziej pokazać, jak częste zmiany następują na stanowisku trenerów w 1. lidze, dodajmy, że trzech szkoleniowców, którzy rok temu zastępowali kogoś z wyżej wymienionego grona, nie dotrwało do dziś na swoich posadach. Tomasz Grzegorczyk mimo dobrych wyników osiąganych z Arką został pożegnany na rzecz Dawida Szwargi. Piotrowi Klepczarkowi na tyle nie powiodła się misja ratunkowa Warty Poznań, że Zieloni kolejnej roszady dokonali już w marcu. A Dawid Szulczek, choć zaczął w Ruchu obiecująco i dotrwał do obecnego sezonu, to po kilku jego kolejkach został zwolniony.

Szulczek obecnie jest jednym z sześciu trenerów, którzy nie przetrwali dwunastu kolejek. On oraz Wojciech Łobodziński w Miedzi Legnica (tak, ten sam, który rok temu został zwolniony z Arki) otrzymali wypowiedzenia na początku sierpnia. Tydzień później pracę w Zniczu Pruszków zakończył Marcin Matysiak i… przez ponad miesiąc pierwszoligowi włodarze wytrzymywali ciśnienie. Dopiero pod koniec września Stal Mielec zwolniła Ivana Djurdjevicia, a Górnik Łęczna Macieja Stolarczyka. Ten duet otrzymał akurat bardzo dużo czasu, aby poprawić wyniki, ale tych nie doczekano się ani na Podkarpaciu, ani w Łęcznej. Stolarczyk prowadząc Górnika, nie wygrał zresztą ani jednego meczu.

Sensacyjne okazało się za to pożegnanie Przemysława Cecherza. 52-latek objął Wieczystą Kraków wiosną poprzedniego sezonu, wyprowadził z kryzysu i awansował z nią do 1. ligi, a obecnie zespół z Małopolski zajmuje drugie miejsce. Po remisie w derbach miasta z Wisłą i porażce z Odrą Opole zadecydowano jednak o tym, aby zwolnić Cecherza, a przemawiać za tym miał przede wszystkim fakt, że według włodarzy klubu drużyna nie jest odpowiednio prowadzona i powinna lepiej się rozwijać.

— Na pewno zrobiło mi się przykro, bo wykonałem ciężką pracę. Wyciągnąłem zespół z momentu agonalnego w 2. lidze, był skłócony i w fatalnym stanie. Natomiast udało się zjednoczyć drużynę i w ciągu kilku tygodni przygotować ją do barażów, które zakończyły się niemal bezproblemowym awansem do 1. ligi. Teraz co chwila dołączają do nas nowi zawodnicy. To jakościowi gracze, ale ciągle jesteśmy w budowie, a zajmujemy drugie miejsce. O zakończeniu współpracy poinformował mnie dyrektor Zdzisław Kapka, który obecnie niewiele ma do przekazania. Nie powiedział mi, dlaczego, tylko przekazał wiadomość o tym, że się rozstajemy — ubolewał na antenie TVP Sport Cecherz. Wszystko wskazuje na to, że niebawem zastąpi go Gino Lettieri, dobrze znany polskim kibicom z pracy w Koronie Kielce.

Artur SkowronekPaweł Piotrowski / newspix.pl

Artur Skowronek

Wracając do ubiegłego sezonu, doszło w nim aż do 17 zmian trenerskich (nie licząc trenerów tymczasowych). Tylko trzech trenerów przetrwało całe rozgrywki od pierwszej do ostatniej kolejki — to Mariusz Misiura z Wisły Płock oraz Marcin Brosz z Bruk-Betu Termaliki, którzy wywalczyli bezpośredni awans, oraz Marek Zub ze Stali Rzeszów. Skąd zatem bierze się taki brak cierpliwości w klubowych gabinetach? Zapewne jest to jedna z nielicznych wad systemu barażowego. W związku z tym, że na awans do Ekstraklasy może liczyć nawet szósta drużyna tabeli po fazie zasadniczej, chętna do tego, aby powalczyć o promocję do elity, jest ponad połowa stawki. A kiedy rezultaty przestają się zgadzać, szybko dochodzi do zmian.

Jak na razie idą one wolniej niż rok temu. Ale już teraz nie brakuje kandydatów do tego, aby pożegnać się z pracą. O niepewnych pozycjach Mariusza Pawlaka w Polonii Warszawa, Jarosława Skrobacza w Odrze, Artura Skowronka w GKS Tychy czy Szymona Grabowskiego w ŁKS spekuluje się od dawna. I niestety, znając pierwszoligowe realia, nie musimy zastanawiać się nad tym, kto straci robotę, tylko kiedy to nastąpi, choć oczywiście nie życzymy tego absolutnie nikomu. Ale jak mawiał klasyk — skoro zwalniają, to znaczy, że zaraz będą zatrudniać.