Sparing z Nową Zelandią był w dużej mierze selekcją negatywną. Jedną z głównych twarzy tego zjawiska w czwartkowy wieczór na Stadionie Śląskim okazał się Krzysztof Piątek.

Od samego początku selekcjonerskiej kadencji Jana Urbana było wiadomo, że Piątek będzie miał u niego ciężko.

Dlaczego? Bo obrał kierunek transferowy, który nie podoba się trenerowi, zamieniając Basaksehir na katarski Al-Duhail. Przypomnijmy fragment sierpniowego wywiadu dla Interii.

Urban w pewnym momencie zaczął analizować trudną sytuację na lewej obronie w kadrze, a potem wtrącił: – Tutaj kontekst można rozszerzyć o inne sprawy – jak choćby o to, czy Krzysiek Piątek w Katarze utrzyma formę reprezentacyjną.

 – Taki transfer oznacza spadek w pana hierarchii? – dopytał prowadzący wywiad Przemysław Langier.

 – Właściwie to panu podpowiedziałem… – stwierdził Urban.

I rozszerzył wątek: – Nie wiem, czy tamta liga zagwarantuje utrzymanie formy. Tak samo granie na innym kontynencie. W Meksyku jest Bogusz, który na zgrupowanie docierał po zmianie czasu, a mówimy o krótkim zgrupowaniu. Na jednego ma to mniejszy wpływ, na innego większy.

Krzysztof Piątek nie przekonał w meczu z Nową Zelandią

Na cenzurowanym, choć nie został wymieniony z nazwiska, znalazł się więc także Marcin Bułka, który odszedł z OGC Nice do arabskiego NEOM SC. Tutaj jednak selekcjoner dylematu nie ma, bo niedługo potem były bramkarz Chelsea i PSG zerwał więzadło w kolanie, wypadając z gry na wiele miesięcy.

Piątka problemy zdrowotne omijają, a liczbowo w nowym klubie wypada co najmniej nieźle. W dziewięciu spotkaniach zdobył sześć bramek. Mimo to w reprezentacji faktycznie zaczyna mieć trudniej.

Powołanie we wrześniu otrzymał, tyle że nawet nie znalazł się w kadrze na Holandię, gdy trzeba odstrzelić raptem dwóch zawodników, w tym czwartego bramkarza.

Pierwotnie miało go także zabraknąć na ławce z Finlandią, ale w ostatniej chwili Jan Urban zmienił decyzję. Na trybunach znalazł się Arkadiusz Pyrka, a Piątek zasiadł wśród zmienników. Wiele to nie zmieniło i znów był widzem, tylko z innego miejsca stadionu.

Teraz zyskał na kontuzji Adama Buksy. Sztab kadry nie wynajdował nikogo nowego do ataku i po prostu powołał trzech pozostałych napastników. Stało się jasne, że Piątek niemal na pewno otrzyma szansę z Nową Zelandią, na którą szkoda wystawiać Roberta Lewandowskiego.

Mógł się snajper Al-Duhail pokazać. I pokazał – że na dziś się nie nadaje. Z perspektywy trybun oglądanie jego poczynań było jeszcze bardziej dobijające. Przede wszystkim rzucało się w oczy, jak jednowymiarowy jest to napastnik. Mówimy o tym typie zawodnika, który w razie braku gola jest praktycznie bezużyteczny w pozostałych aspektach gry.

A Piątek miał wczoraj problemy ze wszystkim. Koledzy przeważnie omijali go podaniami, jakoś nie mogli się znaleźć we wspólnym punkcie. W starciach powietrznych i typowo fizycznych na utrzymanie piłki zwyczajnie sobie nie radził. Pozostawało mu mało produktywne bieganie i głupie faule.

To tylko moje spostrzeżenie, ale od pewnego momentu miałem wrażenie, jakby sam Piątek nie wierzył, że może w jakikolwiek sposób poprawić swoje położenie w reprezentacji. W tym przypadku otrzymanie pełnych 90 minut mniej świadczyło o zaufaniu ze strony trenera, a bardziej o tym, że nie będzie potrzebny później, gdy zagrają starsi i mądrzejsi, więc teraz śmiało można go wyeksploatować do końca.

I on to chyba czuł, co najmocniej uwidoczniło się w 71. minucie. Wreszcie dostał dobre podanie, przed polem karnym znalazł się 1 na 1 z obrońcą, ale od razu strzelał zza zasłony i… Dobra, w sumie nie strzelał, tylko podał piłkę bramkarzowi. Kopnął bez wiary i bez przekonania.

Jeśli więc Krzysztof Piątek do czegoś nas przekonał, to ewentualnie do tego, że aktualnie oglądanie „normalnych” meczów reprezentacji z perspektywy ławki to dla niego najkorzystniejszy z dostępnych scenariuszy. A gdy wyzdrowieje Buksa, już nawet z tym może być problem.

CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. Newspix