Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Niedawno zdobyłeś szósty tytuł mistrza świata, a od lat słyniesz z perfekcyjnego przygotowania sprzętu. Ile kosztował cię ten tytuł?

Bartosz Zmarzlik, sześciokrotny mistrz świata: Takimi sprawami zajmuje się moja mama, a z tego co wiem, to jeszcze nie podliczyła tego sezonu. Nie chcę więc strzelać.

Wyjdzie więcej niż 1,5 mln złotych?

Na pewno.

Skąd aż tak duża kwota?

Poprzednie dwa sezony nie były dla mnie łatwe. Wiedzieliśmy, że trzeba coś zmienić, by mieć w trakcie rozgrywek nieco więcej spokoju. Przed tym sezonem postanowiłem pozbyć się większości silników z poprzednich lat i zbudować swoje zaplecze sprzętowe praktycznie od początku. To była całkowita zmiana i w tym roku korzystałem praktycznie tylko z nowego sprzętu. Miałem do dyspozycji nawet osiem silników i wybierałem najlepsze na konkretny tor.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Kępa, Lebiediew, Buczkowski

Masz 30 lat, a w trakcie 14-letniej kariery zarobiłeś już na żużlu kilkadziesiąt milionów złotych. Czy pieniądze mają jeszcze dla ciebie jakieś znaczenie?

W żużlu obracamy faktycznie dużymi pieniędzmi, ale mamy też naprawdę duże wydatki. Ja mam zasadę, że nigdy nie oszczędzam na sprzęcie. W warsztacie wszystko musi być z najwyższej półki. Kupujemy wszystko co się da, a ja nawet nie sprawdzam, ile wydajemy. Czuwają nad tym moi najbliżsi. Co do pieniędzy, to faktycznie mam dobre życie, ale uważam, że wspólnie z najbliższymi mocno na to zapracowaliśmy.

Czy już wiesz, jaką nagrodę sprawisz sobie za szósty tytuł mistrza świata?

Ostatnio bardzo mocno wkręciłem się w jazdę motocyklem po asfaltowych torach wyścigowych. To nieco inna konkurencja niż żużel, ale naprawdę bardzo mi się spodobała. Chciałbym całą zimę przejeździć na takich motocyklach w dobrych warunkach. Sporo czasu poświęcę także na wyjazdy kolarskie w ciekawe miejsca. Z rodziną pojadę na tygodniowe wakacje.

Masz już plan na jakiś egzotyczny kierunek?

Mam małe dzieci, więc dalekie podróże odpadają. Spędzimy tydzień w ciepłym miejscu, a potem wrócę na motocykl i rower.

Nie boisz się, że wkrótce może po prostu zabraknąć ci motywacji do walki o kolejne tytuły?

Na razie kompletnie nie czuję tego zagrożenia. Dopiero co zdobyłem mistrzostwo świata, a teraz czekam na walkę o złoto w PGE Ekstralidze i Speedway of Nations. W tym roku czuję spokój i delikatne spełnienie, ale chcę kolejnych medali. Kocham to, co robię i nie mam problemu z chodzeniem na kolejne treningi.

Starszy syn Antek ma już cztery lata. Czy to oznacza, że zaczyna już recenzować twoje występy?
Po każdych zawodach Antek dzwoni i zadaje dwa najważniejsze pytania. Po pierwsze, czy się wywróciłem, a po drugie, czy przywiozę do domu kolejny puchar. Gdy jestem w domu, to często oglądamy zawody żużlowe, a ja po pięć razy muszę mu tłumaczyć, który zawodnik jedzie w jakim kasku. Lubię ten wspólny czas.

Tytuł mistrza świata wygrałeś ostatecznie jednym punktem. Czy to była dla ciebie najtrudniejsza batalia o złoty medal w karierze?

Mam wrażenie, że wraz z doświadczeniem nieco spokojniej podchodzę do takich rzeczy i nie dopuszczałem myśli, że coś może się nie udać. Na szczęście większość zawodów przebiegała zgodnie z planem. Przy pierwszym, czy drugim tytule, już miesiąc przed finałowymi zawodami czułem presję i trudno było mi odnaleźć się w życiu codziennym. Tym razem czegoś takiego nie było. W środę wróciliśmy ze Szwecji, wymyliśmy motocykle i zaczęliśmy szykować się na Grand Prix.

Czy w Vojens miałeś okazję porozmawiać z legendarnym Tony’m Rickardssonem, który podobnie jak ty ma sześć tytułów mistrza świata?
Mieliśmy okazję się uściskać i wymienić kilka zdań. Czuję jego wsparcie i miłe gesty. Gdy staliśmy razem, to zdałem sobie sprawę, że razem mamy 12 tytułów mistrza świata. Jesteśmy sporą częścią historii naszego sportu. To jest coś, co wciąż trudno mi pojąć.

Zapisałeś się w historii żużla, ale także polskiego sportu. Adam Małysz zapytany przez dziennikarza Weszło wskazał cię jako lepszego sportowca od… trzykrotnego mistrza olimpijskiego Kamila Stocha. Jak na to reagujesz?

Nigdy nie sądziłem, że ktoś taki, jak Adam Małysz będzie w ogóle kojarzył moje nazwisko. Nigdy nie marzyłem, że osiągnę tak dużo, a czasem wracam wspomnieniami do dzieciństwa, gdy marzyłem o wygrywaniu i byciu mistrzem świata. 20 lat później siedzę w swoim domu jako sześciokrotny mistrz świata. Zdaję sobie sprawę, że jestem szczęściarzem, a bycie wymienianym wśród największych sportowców to gigantyczne wyróżnienie.

Paradoks polega na tym, że część żużlowych kibiców w Polsce w walce o tytuł otwarcie wspierało twojego rywala z Australii, Brady’ego Kurtza. Boli cię to?

Na co dzień aż tak mocno tego nie doświadczam, bo otaczam się ludźmi, którzy mocno mi dopingują. Szanuję jednak każdego kibica żużla i wiem, że każdy ma prawo dopingować tego, kogo chce.

Czy jadąc na turniej Grand Prix do Wrocławia byłeś przygotowany na to, że kibice przywitają cię gwizdami?

Mogę powiedzieć, że liczyłem się z tym. Jadąc na ten turniej byłem ciekawy, czy faktycznie usłyszę gwiazdy. Od razu muszę jednak podziękować wszystkim kibicom, bo dostałem wsparcie i nawet przez moment nie poczułem się źle traktowany.

Przed tym sezonem zmieniono regulamin Grand Prix, a dość otwarcie mówi się o tym, że celem zmiany było utrudnienie ci walki o mistrzostwo świata. Ty też to tak odebrałeś?

Konieczność walki w kwalifikacjach na pewno była dla mnie największym wyzwaniem. Jazda w nich była wyczerpująca i chyba nawet bardziej stresująca niż w samych turniejach. W tym roku bardzo zależało mi na dobrych wynikach w kwalifikacjach, dlatego tym bardziej się cieszę, że to wszystko ułożyło się tak dobrze.

Czy bałeś się, że podczas ostatniej rundy rywale mogą pomóc Kurtzowi?

Nie. Starałem się robić swoje. Mam świadomość, że wychodziłem już z różnych opresji i powinienem poradzić sobie ze wszystkim.

Na motocyklu umiesz prawie wszystko, poza jazdą parą. Podczas meczu ligowego spowodowałeś groźny upadek swojego dużo młodszego klubowego kolegi, Bartosza Bańbora. Skąd to się u ciebie bierze?

To był spot różnych zdarzeń, a że jestem na świeczniku, to pewne rzeczy są dużo bardziej zauważalne i od razu stają się głównym tematem. Zapewniam, że wciąż jestem młody i dalej się uczę. Choćby wspomnianej jazdy parą. Chciałbym wszystkich zagwarantować, że tamten atak nie był celowy. Na pewno nie zrobiłem tego specjalnie.

Nie jest chyba łatwo jeździć z tobą w drużynie, skoro Dominik Kubera, w nieoficjalnych rozmowach, jako jeden z powodów odejścia z Motoru Lublin miał wymieniać chęć wyjścia z twojego cienia. Co ty na to?

Mam z Dominikiem bardzo dobre relacje, ale o powodach jego odejścia z Motoru jeszcze nie rozmawialiśmy. Startujemy razem nie tylko w Polsce, ale i w Szwecji, a dla mnie to był bardzo dobry czas. O powody odejścia trzeba pytać jego.

Czujesz czasami, że właśnie dlatego, że masz tyle medali, to nie jesteś traktowany przez kibiców sprawiedliwie i obrywasz w komentarzach mocniej niż inni?

To chyba naturalne, że ludzie lubią komentować i krytykować. Ja już się z tym pogodziłem. Wszystkim nie dogodzę.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty