Pod koniec stycznia 2025 r. biznesmen i były poseł Janusz Palikot opuścił areszt. Spędził tam cztery miesiące. Palikot został zatrzymany w sprawie doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem kilku tys. osób na kwotę blisko 70 mln zł. Usłyszał osiem zarzutów, które dotyczą lat 2019-2023. Palikot oferował inwestycje m.in. w beczki z whisky.


W wywiadzie dla „Faktu” żali się na pobyt za kratami. – Mocno to przeżyłem. Więzienie było dla mnie szokiem. Człowiek nagle z pięknego domu i z super życia ląduje po prostu w pomieszczeniu, w którym odpadają tynki, w którym śmierdzi, w którym prycza ma 120 lat. Ja się na niej nie mieszczę, żeby się rozprostować, to nogami albo głową wjeżdżam na ścianę. To taka totalna ruina życia – mówi.

Palikot: To były tortury


Były poseł wspomina też, że samo zatrzymanie było dla niego ciężkim przeżyciem. – Trzymanie mnie przez pięć dni w takich warunkach. Ja nie byłem zatrzymany ani pod wpływem narkotyków, ani alkoholu, ani jakichś innych środków odurzających tylko w normalnym, trzeźwym, przytomnym stanie. Potem, jak człowiek z takiego miejsca idzie na te przesłuchania czy na rozprawę sądową, (…) to ledwo stoi na nogach, jest półżywy. Ten system jest właśnie na to nastawiony, żeby ludzi złamać i to są tortury, które normalnie w Polsce dotyczą codziennie tysięcy ludzi – stwierdza Janusz Palikot.


Biznesmen zaznacza, że został „odarty z godności”, pozbawiony majątku i ma „złamane życie”. Opowiada, że miał problemy ze zdrowiem i pięciokrotnie przebywał w szpitalu, bo podejrzewano u niego zawał. Dodaje, że przeżył psychiczny dramat: – Więźniowie na przykład codziennie wieczorem o 19, wszyscy, te kilkaset osób, krzyczą „k**wo, pedofilu, powieś się”. I to jest codziennie potworny wrzask. Nie da się tego wytrzymać, bo to jest jak w średniowieczu przy ścinaniu głowy.


Czytaj też:
Żona odeszła od Palikota. „W trudnym momencie”Czytaj też:
„Nie zrobił nic”. Palikot: Jestem ofiarą Bodnara