iPhone 17 Pro Max był u mnie na testach przez miesiąc. Nie polubiliśmy się za bardzo, w designie są problemy, Liquid Glass to masakra, a bateria nie jest wcale tak dobra, jak sądziłem. Czas na poważne zmiany w podejściu.
Postanowiłem darować sobie pierwsze wrażenia, darować sobie test po dwóch tygodniach i z recenzją iPhone’a 17 Pro Max wracam dopiero po miesiącu. Mam o nim całkiem sporo do powiedzenia, bo niemal na pewno będzie to najlepiej sprzedający się telefon tego roku. Problem w tym, że kolejny rok z rzędu powodów do takiej pozycji jest coraz mniej.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Na początek zaznaczę, że sam testowałem iPhone’a 17 Pro Max w wersji z 512 GB pamięci i wiodącym kolorze pomarańczowym. W Polsce trzeba za niego zapłacić 7799 złotych. To stawia go na równi ze składanymi smartfonami konkurencji, do czego nie omieszkam się później odnieść.
Specyfikacja iPhone 17 Pro Max:
- Ekran: 6.90 cala AMOLED z odświeżaniem 120 Hz i jasnością do 3000 nitów (wartość producenta).
- Procesor: Apple A19 Pro (3nm).
- Pamięć i RAM: 12 GB RAM i 512 GB na dane (NVMe).
- Aparat główny: 48 MP z podwójnym PDAF i OIS.
- Szeroki kąt: 48 MP, PDAF, pole widzenia 120°.
- Teleobiektyw: 48 MP z PDAF i OIS.
- Waga: 233g.
- Bateria i ładowanie: 4832 mAh, 40W ładowanie po kablu, 25W bezprzewodowe, 4.5W zwrotne.
- Długość aktualizacji: 7 aktualizacji iOS.
Na początku byłem zachwycony designem, teraz – nie za bardzo
Na etapie przecieków byłem przekonany, że Orange Is The New Black. W zasadzie nadal jestem takiego zdania, ale z jednym małym „ale”. Design iPhone 17 Pro Max bardzo, ale to bardzo cierpi przez obecność bezprzewodowego ładowania. Gdyby ten zbędny bajer zniknął, cała obudowa mogłaby być metalowa, a tylnego panelu nie szpeciłoby szkło, które Apple nazywa Ceramic Shield. Jest paskudne i tyle.
Druga sprawa to wielka wyspa aparatów, bezwstydnie skopiowana od Xiaomi. Jednocześnie wkurza mnie i rozumiem jej istnienie, bo iPhone ma teraz tam większość podzespołów. Czy poprzednia generacja wyglądała lepiej? Owszem. Czy telefon położony na stole nadal się kołysze? Również.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Przejdźmy na boki, gdzie przycisków jest cała masa. Z jednej strony jestem fanem tego, jak przyjemne jest wciśnięcie każdego z nich, odpowiedź przycisku jest bezbłędna i chyba nie do pobicia, może poza wspomnianym Xiaomi i ich haptyką. Z drugiej – przycisk akcji i przycisk do kontroli aparatu sprawdziłem tylko dlatego, że taka moja rola jako recenzenta. Nigdy później przez bity miesiąc ich nie dotknąłem.
Na dole mamy standardowe dla Apple grille głośników i tutaj muszę oddać Apple, co ich. Głośniki nie są dobre, nie są bardzo dobre, są fenomenalne. Namiastka basu, czysty dźwięk i imponująca głośność w urządzeniu, które ostatecznie jest tylko telefonem, robi kolosalne wrażenie.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Zwykle na tym etapie napisałbym, że iPhone 17 Pro Max jest kolejnym smartfonem Apple, który miażdży całą konkurencję haptyką. Nie zrobię tego jednak, ponieważ Xiaomi i OnePlus ich prześcignęli. Tu można mówić co najwyżej o poziomie Samsunga, nic więcej. Jest okej, to wszystko.
Na koniec warto wspomnieć, że iPhone 17 Pro Max jest aluminiowy, a nie tytanowy. Podejrzewam, że chodziło o koszty odróbki i to dlatego Apple zmieniło materiał. Szkoda, bo rysy na pewno będą się tu pojawiać.
Ekran jest piękny, ale Liquid Glass to masakra
Na froncie iPhone’a 17 Pro Max znajduje się wielki ekran o przekątnej 6.9 cala. Na szczęście otoczono go cienkimi ramkami, więc osoby z dużymi dłońmi będą w stanie obsługiwać go przy pomocy tylko jednej dłoni. Ja nie miałem z tym żadnego problemu.
Panel to oczywiście LTPO, co umożliwia regulowanie częstotliwości odświeżania od 1 do 120 Hz. Apple robi to dobrze – obraz zawsze jest płynny, a statyczne obrazy faktycznie pokazywane są przy 1 Hz. Jasność maksymalna jest kapitalna, a minimalna umożliwia komfortowe czytanie w pełnej ciemności.
Do tego muszę przyznać, że naprawdę polubiłem się z odwzorowaniem kolorów w iPhone’ach. Pasuje mi to, że nie są aż tak soczyste, jak u Samsunga czy OnePlusa. Podobną politykę stosują obecnie Honor i Xiaomi, ale to Apple robiło to pierwsze.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Chwilę poświęcę dla FaceID, które na tym etapie rozwoju jest bezbłędne. Czy brakuje mi tu czytnika w ekranie? Oczywiście, bo moim zdaniem to nadal wygodniejsza biometria, która do tego jest minimalnie szybsza. Drażni mnie też konieczność podwójnego wciśnięcia przycisku zasilania przy płatności.
Na drugim końcu skali mojego zachwytu jest Liquid Glass, jak Apple nazywa teraz swój interfejs. Podzielę się swoją, pewnie niezbyt popularną, opinią. To najbrzydsze oprogramowanie na smartfonie od czasów TouchWiza. Spalcie mnie za to na stosie, będzie to przyjemniejsze przeżycie, niż patrzenie na to oprogramowanie.
Nie mogę też powiedzieć, żeby iOS 26 był jakoś szczególnie bezbłędnym systemem. Nadal nie brakuje crashów aplikacji, a ich czas przechowywania w pamięci nie jest godzien sprzętu, który ma 12 GB RAM. Apple agresywnie ubija je w tle, próbując oszczędzać energię. A skoro już przy tym jesteśmy, to pora ponarzekać na baterię.
Największa bateria w iPhone 17 Pro Max, która w świecie Androida budzi uśmiech
iPhone 17 Pro Max – i jest to informacja, której Apple nie udostępnia oficjalnie – ma baterię o pojemności 4832 mAh. Ma też szybsze ładowanie o mocy 40W, ale odpowiedniej ładowarki… nie da się kupić poza USA. Do tego jest problem – wersja eSIM ma większe ogniwo, ale również nie możesz kupić jej w Polsce. Rozczarowań tu nie brakuje, a jak jest na co dzień?
No więc tak – testowałem każdego Pro Maxa w ostatnich 5 latach i uważam, że iPhone 17 Pro Max wcale nie jest najlepszym z nich. Oczywiście wszystko zależy od sposobu użytkowania i zauważyłem, że Apple położyło duży nacisk na socjale. Ich scrollowanie zużywa baterię bardzo wolno. Sęk w tym, że nie każdy potrzebuje telefonu do TikToka, a na pewno nie jestem to ja.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
W moim standardowym teście baterii, obejmującym katowanie telefonu grami, routerem mobilnym, przebywaniem na zewnątrz bez WiFi iPhone 17 Pro Max wytrzymał krócej od Xiaomi 15T Pro. Jeżeli czytałeś moją recenzję tego modelu, to wiesz, że wcale nie chwaliłem Xiaomi za czas pracy. Topowy iPhone cierpi z powodu niechęci do krzemowo-węglowych ogniw, braku wersji eSIM i optymalizacji, która bagatelizuje potrzeby graczy.
Dla równowagi przyznam, że szybkie ładowanie jest szybsze nawet przy użyciu zwykłej ładowarki o mocy 120W lub 67W, bo takich akurat używam zwykle do testów. W obu przypadkach w 30 minut odzyskałem nieco ponad 60% naładowania. Niestety 100% osiągamy dopiero po 75 minutach, a to dla flagowca kiepski wynik. Tu wyznacznikiem jest OnePlus 13, ładujący się od 0 do 100% w 35 minut.
iPhone 17 Pro Max to nie jest chłodny smartfon
Narzekać będę dalej, czepiać będę się dalej, bo od tego jestem. I zrobię to jeszcze mocniej z prostego powodu, że Apple kreuje iPhone’a 17 Pro Max jako najlepszy telefon dla mobilnego gracza na rynku. Jako przedstawiciel tego wyszydzanego podgatunku człowieka pozwolę sobie poważnie się nie zgodzić. To nie jest dobry smartfon do grania.
Na początek sama kwestia wyważenia, spowodowana przez potężną wyspę aparatów. W grach, które – jak Pokemon Go – wymagają pionowego ustawienia, mocno męczy to nadgarstek przy dłuższych graniu – a przecież niektóre wydarzenia w grze trwają po 3 godziny. To jednak specyficzny scenariusz.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Po drugie – nie ma tu trybu ominięcia baterii podczas grania, co z kolei prowadzi do nagrzewania się obudowy podczas grania i ładowania urządzenia jednocześnie. Powiem to wprost – naprawdę nie trzeba dużo, by iPhone 17 Pro Max zrobił się gorący. Wypada to słabo na tle zapewnień, że wsadzono tu potężny układ chłodzenia.
Na koniec wspomnę o tym, o czym sporo osób zapomina. Gry na iPhone’a są droższe od swoich Androidowych odpowiedników, a do tego mniej kasy trafia do twórców. Dlatego drogie Apple – nie, iPhone 17 Pro Max nie jest najlepszym telefonem dla graczy. Nie jestem nawet przekonany, czy jest najlepszym iPhone’m do grania.
Fotograficznie wygrywa z Samsungiem, jest na poziomie Pixela, ale do Chin nie ma podejścia
Aparat iPhone’a 17 Pro Max jest bardzo, bardzo dobry. Podobało mi się bardzo wiele z jego aspektów, a później… zacząłem porównywać go do chińskich marek. Huawei jest absolutnie poza zasięgiem, ale problem zaczyna się wtedy, gdy topowy telefon Apple nie ma też podejścia do Oppo i Honora. To po prostu solidny poziom Samsunga i Pixeli. Jest dobry, ale nie jest zachwycający.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Na początek trochę technikaliów. iPhone 17 Pro Max jest wyposażony w potrójny zestaw matryc po 48 MP każda. Oczywiście ta główna fizycznie jest największa, podczas gdy dwie pozostałe to dokładnie taki sam rozmiar. Do tego warto zauważyć, że Apple preferuje stabilizować sam sensor, a nie obiektyw. To niuans, ale nie mówimy tu o typowym OIS. Jak wypada to na co dzień?
Zaczynam myśleć o tym, że w testach flagowców zacznę kompletnie pomijać jakość zdjęć w dzień. No bo jakie zdjęcia może robić telefon za 7000 złotych, gdy światło jest dobre? Tu nie ma mowy o błędach, kolory są świetne, a Apple zrobiło świetną robotę przy tym, by kolorystyka z każdego obiektywu była dokładnie taka sama. Również w wideo.
Jak iPhone 17 Pro Max nagrywa filmy? Dokładnie tak, jak oczekujesz – to bezkonkurencyjny smartfon do wideo i nie da się z tym dyskutować. Obecnie są już nawet w pełni profesjonalne produkcje kinowe lub serialowe, które nagrano iPhonami. To mówi samo za siebie, więc lepszego sprzętu do YouTube’a czy TikToka po prostu nie da się kupić.
Co ze zdjęciami w nocy?
Przejdźmy do zdjęć nocnych. Te z głównego obiektywu moim zdaniem nie wypadają ani lepiej, ani gorzej od zeszłorocznych. HDR dobrze wydobywa detale z cieni, choć wspomniana chińska trójca robi to jeszcze lepiej. Szumy są trzymane pod kontrolą, a kolorystyka nie jest przesadnie przesunięta w kierunku barwy żółtej.
Szczerze mówiąc, to moim absolutnie ulubiony trybem był podwójny zoom. Tutaj iPhone 17 Pro Max błyszczy, a crop z głównej matrycy jest chyba jedyną tak łatwo zauważalną zmianą na plus w porównaniu z zeszłorocznym modelem. Klasa, po prostu klasa.
Dla odmiany poczwórny zoom wypada… miękko. Jest też sporo ziarna i szumów, których kompletnie się tu nie spodziewałem. Tutaj możemy mówić o remisie z 2024 rokiem – a nawet z delikatną przegraną nowego modelu.
Co z 8-krotnym zoomem, który przecież również natywnie widnieje w aplikacji? Im dalej w las, tym ciemniej – im dalej w zoom, tym ziarna i szumów jest więcej. Nie zamierzam się jednak specjalnie tego czepiać – liczba scenariuszy, w których w nocy, bez statywu potrzebujemy takiego powiększenia, jest raczej znikoma.
Na koniec tej sekcji jak zwykle zostaje nam szeroki kąt. Tu zdjęcia są w porządku, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że są jakieś… ciemne, jak na możliwości matrycy. Podsumowując – to na pewno nie jest najlepszy telefon do zdjęć na rynku.
Czy warto kupić iPhone 17 Pro Max?
Na początek nie będę nawet próbował odnosić się do mojej wersji – zejdę na ziemię do najtańszej, kosztującej 6299 złotych. Za jakiś tysiąc złotych mniej można kupić obecnie poprzednika i tak naprawdę ja nie znam ani jednego powodu, by tego tysiaka dołożyć.
No dobra – to iPhone 17 Pro Max czy Samsung Galaxy S25 Ultra? W każdym bezpośrednim porównaniu Samsung wygrywa, z pominięciem nagrywania wideo, bo zdjęcia są już całkiem porównywalne. Tu wybór uzależniłbym od preferencji systemowych.
Dalej mamy całą gamę chińskich flagowców – i tu chyba za wzorzec postawię Oppo Find X8 Pro. Ten ma lepszy aparat, lepszą baterię, ładniejszy system i nie grzeje się podczas grania. Do tego kosztuje niecałe 5000 złotych bez promocji.
iPhone 17 Pro Max / fot. Konrad Bartnik, gsmManiaK.pl
Ponadto – jak obiecałem na początku tej recenzji – muszę odnieść się do składaków, skoro testowa wersja kosztuje podobną kasę. Czy kupiłbym iPhone’a 17 Pro Max zamiast Honora Magic V5? Absolutnie nie, za te 7399 złotych składak robi z Apple miazgę. Ba, wybrałbym nawet Galaxy Z Fold 7. Tu po prostu nie ma już usprawiedliwienia dla iPhone’a.
Czy oznacza to więc, że iPhone 17 Pro Max jest telefonem złym? Nie, ale jednocześnie nie ma w nim niczego, co powoduje efekt wow. Ten zaginał gdzieś przy okazji 13 Pro Max i do tej pory nie udało mi się go znowu odnaleźć.
To po prostu dobry flagowiec, który na start jest zdecydowanie za drogi – mniej więcej o 2 tysiące złotych. Jeżeli już zdecydujesz się na zakup, zrób sobie przysługę i wybierz granatowy wariant.
Ocena końcowa testu [1-10]: 9.0
- Aparat9
- Bateria8
- Ekran10
- Jakość10
- Wydajność w grach8
ZALETY
- Świetny aparat w nocy,
- Nagrywanie wideo to nadal inna liga,
- Doskonałe stereo,
- FaceID na tym etapie jest bezbłędne,
- Fenomenalne głośniki,
- Metalowa obudowa, ale…
WADY
- Telefon ma tendencję do zbierania rys,
- Temperatury obudowy potrafią zirytować podczas grania,
- 12 GB RAM nie dorównuje wielozadaniowością Androidowi,
- Liquid Glass to zbrodnia na interfejsie,
- Brak czytnika linii papilarnych,
- Brak wersji eSIM w Polsce.
- Czas pracy jest taki sobie,
- Wolne ładowanie.