- Poseł PiS Łukasz Mejza został zatrzymany za jazdę z prędkością 200 km/h po ekspresówce, ale odmówił przyjęcia mandatu, zasłaniając się immunitetem. Ostatecznie zrezygnował z immunitetu i przeprosił;
- Jarosław Kaczyński ocenił zachowanie Mejzy za niewłaściwe, ale stwierdził, że nie przewiduje dla niego poważnych konsekwencji;
- „Są teorie spiskowe, że Mejza ma jakieś kwity na niektórych polityków PiS i dlatego oni go teraz bronią” – powiedział w podcaście „Dzieje się” Wojciech Szacki z Polityki Insight.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Łukasz Mejza został zatrzymany w poniedziałek na trasie ekspresowej S3 koło Polkowic na Dolnym Śląsku za prawie dwukrotne przekroczenie dozwolonej prędkości. Za jazdę 200 kilometrów na godzinę policja chciała go ukarać mandatem w wysokości 2,5 tysiąca złotych i 15 punktami karnymi. Ten jednak zasłonił się immunitetem i nie przyjął mandatu. W związku z tym policja zawnioskowała o uchylenie mu immunitetu, po czym Mejza poinformował, że zrzeka się go i przeprosił za swoje zachowanie.
W pierwszym, wtorkowym oświadczeniu poseł tłumaczył, że odmówił przyjęcia mandatu tylko dlatego, że spieszył się na lotnisko i czas potrzebny na jego wypisanie sprawiłby, że na pewno spóźniłby się na samolot. Większość czwartkowego oświadczenia poświęcił natomiast przypominaniu sytuacji, w których inne osoby publiczne, w tym politycy, miały problemy z prawem.
Do sprawy odniosło się wielu polityków. Prezes partii Jarosław Kaczyński stwierdził, że „nie pochwala” takiego zachowania, ale zaznaczył, że „Mejza przyznał się do winy”. Dopytywany przez dziennikarzy w Sejmie o to, jakie konsekwencje polityczne mogą spotkać posła oraz jaką granicę musi przekroczyć, by je ponieść, odparł: „To jest wykroczenie drogowe. Jeżeli ktoś sądzi, że my z tego powodu będziemy wyrzucali z partii…”. Jak dodał, „sprawa została skierowana do komisji etyki i zobaczymy”.
Zachowanie Łukasza Mejzy ostro skomentował natomiast jego partyjny kolega, europoseł Joachim Brudziński. „Zasłanianie się w chwil zatrzymania przez policję za ewidentne złamanie przepisów ruchu drogowego immunitetem poselskim, jest nie tylko nieetyczne, ale jest czymś skrajnie głupim i nieodpowiedzialnym” – napisał w mediach społecznościowych. Jak dodał w kolejnym wpisie, „uważam, że Mejzy nie powinno być w naszych szeregach”.
„To nie tak, że teraz się dowiadujemy o nim różnych brzydkich rzeczy”
O sprawie ostatniego wybryku Łukasza Mejzy dyskutowali dziennikarze w „Dzieje się”, podcaście TOK FM, Radia ZET, Polityki Insight i „Gazety Wyborczej”.
Jak stwierdził Wojciech Szacki, „istnienie tego posła w polityce jest zagadką”. – To nie tak, że teraz się dowiadujemy o nim różnych brzydkich rzeczy. Już przed kampanią parlamentarną w 2023 roku politycy Prawa i Sprawiedliwości byli tego świadomi, a jednak umieścili go na swoich listach wyborczych – zwrócił uwagę. I zastanawiał się, „jaka jest wartość Mejzy dla PiS”. – Są różne postacie, które nie są bohaterami mojego życia – na przykład Robert Bąkiewicz albo Dominik Tarczyński – ale coś wnoszą, mają jakiś swój elektorat. Są ludzie, którzy ich lubią. Nie znam natomiast człowieka, który lubiłby Łukasza Mejzę – powiedział analityk Polityki Insight.
– Są teorie spiskowe, że Mejza ma jakieś kwity na niektórych polityków tej partii i dlatego oni go teraz bronią – dodał.
Kaczyński „zawarł pakt” z Łukaszem Mejzą
Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej” i TOK FM zauważyła, że w klubie PiS jednak „narasta niechęć do Mejzy i poczucie, że trzeba się z niego tłumaczyć”. Dlatego – jak mówiła – wprost zapytała polityków partii, „dlaczego Mejza jest nadal trzymany”. – Odpowiedź była taka, że w kluczowym momencie, kiedy rząd Prawa i Sprawiedliwości w poprzedniej kadencji stracił większość po odejściu Jarosława Gowina z koalicji rządzącej, Kaczyński zawarł pakt z Łukaszem Mejzą i obiecał mu miejsce na liście w wyborach – zdradziła Wielowieyska w „Dzieje się”.
– Odpowiedziałam, że przecież Jarosław Kaczyński nie jest zbyt znany z dotrzymywania słowa. Wtedy usłyszałam, że jeśli [prezes PiS] walczy o większość w Sejmie i obiecał posłowi miejsce [na liście], a potem by mu go nie dał, to uważa, że to zaszkodziłoby mu w przyszłości. Kaczyński jest zdania, że nigdy więcej nie udałoby mu się przekupić żadnego posła obietnicą miejsca na liście i więcej tej gry nie byłby w stanie zastosować – przytoczyła swoją rozmowę z politykami dziennikarka.
Jak oceniła Karolina Lewicka z TOK FM, Łukasz Mejza, Robert Bąkiewicz i Dominik Tarczyński, ale też Dariusz Matecki to „żywe dowody na degrengoladę Prawa i Sprawiedliwości”. – Jarosław Kaczyński uznał, że kwestie smaku są drugo albo trzeciorzędne, natomiast najistotniejsze jest retoryczne niszczenie przeciwników. I tacy agresorzy, ludzie bezczelni, którzy dawno temu odrzucili poprawność polityczną i są w stanie powiedzieć wszystko, a nawet dopuszczają się przemocy, są na tym etapie rozwoju partii potrzebni – stwierdziła.
Źródło: „Dzieje się”