Nothing Ear 3 to bezprzewodowe słuchawki dokanałowe, stworzone przez firmę, która lubi się wyróżniać, zwłaszcza pod względem wyglądu, choć ambicje mają znacznie większe. W najnowszym modelu słuchawek kontynuują swoją wypracowaną, charakterystyczną stylistykę, ale polepszają jakość wykonania, dodają rzadko spotykaną funkcję nagrywania głosu bezpośrednio za pomocą etui ładującego, zmieniają brzmienie na bardziej basowe, powiększają przetworniki dynamiczne, wydłużają czas pracy, utrzymują ANC na podobnym poziomie, jak wcześniej i całość uzupełniają o kilka innych przydatnych funkcji. Niektóre rzeczy zmieniły się jednak na gorsze, a słuchawki zmieniły charakter w stosunku do poprzednika na tyle mocno, że jednych mogą przyciągnąć, a innych odstraszyć. Zapraszam do recenzji.
Autor: Tomasz Duda
Matematyka według tego producenta wygląda następująco: w drugiej połowie 2021 roku, powstały słuchawki Nothing Ear (1), a w pierwszej połowie 2023 roku wydane zostały Nothing Ear (2). Nic więc dziwnego, że w 2024 roku musiała przyjść pora na… Nothing Ear (bez numerka), czyli w sumie trzecią generację, tylko po to, aby w 2025 roku wydać Nothing Ear (3), czyli czwartą generację. Rozumiesz? Spokojnie, ja też nie. Na szczęście konfundująca jest tylko nazwa, bo same słuchawki okazują się być całkiem dobre. Jestem nawet zdania, że część osób używających Nothing Ear z roku 2024, będzie chciała się przesiąść na najnowszy model, ze względu na kilka istotnych różnic dotyczących dźwięku i funkcjonalności.
Nothing Ear (3) są zdecydowanie bardziej basowe od poprzednika, bardzo wygodne, nietuzinkowo wyglądające, działają też dłużej na baterii i mają dodatkowe mikrofony w etui ładującym. Znalazło się jednak kilka rzeczy mniej godnych pochwały, a cena wzrosła bardzo wyraźnie.
Jeśli ktoś lubi wygląd i ergonomię słuchawek Nothing Ear, to najnowszy model Ear 3 przypadnie mu do gustu, bo producent nie zmienił prawie nic. Słuchawki są tak samo wygodne, mają niemal identyczne kształty i tylko delikatnie zmienione wymiary. Zauważalnej modyfikacji uległo jednak etui ładujące, które wcześniej było niemal całe przezroczyste, a teraz jego dół wykonany jest w znacznej części z aluminium. Zyskało ono też dodatkowy przycisk, diodę i mikrofon, a to wszystko dlatego, że może służyć jako zewnętrzny mikrofon, nie tylko podczas rozmów, ale też do obsługi asystenta głosowego (w tym AI) oraz nagrywania i transkrypcji mowy na tekst, również po polsku. Akumulator w etui nie zmienił się i wciąż ma 500 mAh, ale powiększono ogniwa w słuchawkach, bo wcześniej było 2x 46 mAh, a teraz jest 2x 55 mAh. Dzięki temu producent wydłużył deklarowany czas pracy z 8,5 godziny, aż do 10 godzin (AAC, bez ANC). Nie zabrakło też ładowania indukcyjnego. W kwestii ANC teoretycznie nic się nie zmieniło, bo producent wciąż deklaruje 45 dB redukcji w zakresie do maksymalnie 5000 Hz, czyli tak, jak u poprzednika. Ja prywatnie używam Nothing Ear od dłuższego czasu i moim zdaniem Nothing Ear 3 mają zbliżone ANC, ale słychać pewną różnicę, o której napiszę w dalszej części recenzji.
(zachlapanie, pot)
(zachlapanie, pot)
czas pracy
5,5 godziny (AAC + ANC),
5,5 godziny (LDAC),
3,5 godziny (LDAC + ANC),
38 godzin (z etui, AAC),
22 godziny (z etui, AAC + ANC)
8 godzin (słuchawki z ANC),
b/d (z etui bez ANC),
24 godziny (z etui z ANC)
przewodowe przez USB-C
przewodowe przez USB-C
dynamiczny 12 mm
dynamiczny 8,4 mm
56 x 55,5 x 22,25 mm (etui)
64,6 x 40 x 26,5 mm (etui)
etui: 71,4 g
etui: 39 g
Recenzja Nothing Headphone (1). Nietypowy wygląd tylko odciąga uwagę od tego co ważne
Przetworniki dynamiczne powiększono z 11 mm do 12 mm i zbudowano je z trochę innych materiałów, uzyskując bardziej basowe brzmienie, niż u poprzednika. Ciekawe jest jednak to, że producent postanowił usunąć wsparcie dla jednego z kodeków. Poprzednik oferował SBC, AAC, LDAC oraz LHDC 5.0, a w Nothing Ear 3 zabrakło LHDC (pozostałe trzy są takie same). Jeśli ktoś korzysta z tych słuchawek na iPhone, to zupełnie tego nie odczuje, ale na niektórych smartfonach z Androidem LHDC mogłoby się przydać. W lewej i prawej słuchawce umieszczono po 3 mikrofony, ale oprócz nich są też moduły VPU (Voice Pickup Units), wykrywające mowę za pomocą przewodnictwa kostnego, dzięki czemu są w stanie lepiej wyizolować z głos ludzki spośród szumu wiatru i hałasu w otoczeniu. Oznacza to, że Ear 3 całkiem dobrze radzą sobie z odszumianiem głosu w czasie czatów i połączeń telefonicznych. Zaprzęgnięto do tego również AI (a jakże). Słuchawki mają sensory wykrywające ich włożenie do uszu, a co za tym idzie również funkcję automatycznego pauzowania i odtwarzania. Oferują również dźwięk przestrzenny, personalizację brzmienia, dwa rodzaje korektora dźwięku, dodatkowe wzmocnienie basu, multipoint (2 urządzenia) i automatyczny tryb transparentny podczas rozmów głosowych. Obsługa jest dotykowa, a większość gestów można dopasować do własnych preferencji.