Donald Trump nigdy nie próbował zakończyć konfliktu w interesie Rosji lub Ukrainy. Jego głównym priorytetem jest wstrzymanie przemocy, bez zagłębiania się w szczegóły konfliktu. Za swoje główne zadanie uznał zorganizowanie platformy do negocjacji: wydaje mu się, że walczące strony pod jego patronatem po prostu nie mogą nie dojść do konsensusu.

Opierając się na własnym doświadczeniu w branży nieruchomości, Trump czasami proponował nieoczekiwane rozwiązania.

W szczególności dopuszczał możliwość „wymiany terytoriów”, traktując ten krok jako pragmatyczny sposób osiągnięcia pokoju bez elementu ideologicznego. Kwestia gwarancji również była interpretowana przez Trumpa w niekonwencjonalny sposób. Chociaż uznawał on konieczność zewnętrznej kontroli sytuacji po zawieszeniu broni, kategorycznie wykluczał jakikolwiek udział amerykańskich sił zbrojnych w zapewnieniu bezpieczeństwa.

Jego priorytetem były mechanizmy ekonomiczne: duże kontrakty z udziałem Ukrainy i Rosji miały stać się gwarancją nieodwracalności pokoju.

Ukraina, po pewnych wahaniach, podpisała umowę na dostawy metali ziem rzadkich. Rosja najwyraźniej również przedstawiła swoje hojne propozycje podczas spotkań między [biznesmenem i osobistym wysłannikiem Putina] Kiriłłem Dmitrijewem i [specjalnym wysłannikiem USA] Stevem Witkoffem. Trump zmienił rolę europejskich partnerów. Ze statusu jednoznacznego sojusznika Ukrainy przeszli oni do formatu komercyjnego sponsora: Stany Zjednoczone zgodziły się sprzedawać im swoją broń w celu późniejszego przekazania jej Kijowowi.

Trump ostro skrytykował politykę Joego Bidena ukierunkowaną na bezwarunkowe wsparcie Ukrainy „za wszelką cenę”. Przed powrotem republikanina do Białego Domu ten udzielał Kijowowi pomocy zarówno za zgodą Kongresu, jak i bez niej, w ścisłej współpracy z europejskimi sojusznikami. Z punktu widzenia Trumpa taka strategia przedłużała konflikt i wciągała Stany Zjednoczone w cudzą wojnę bez jasnego planu wyjścia.

Od pierwszych dni swojej nowej kadencji prezydenckiej Trump dał do zrozumienia, że nie zamierza kontynuować linii Bidena. Próbował zmienić format zaangażowania USA z aktywnego sojusznika na niezależnego pośrednika, na tyle, na ile było to możliwe. Taki zwrot oznaczał wyraźne zdystansowanie się od Ukrainy. Waszyngton przestał regularnie publicznie wspierać Kijów, a osobiste spotkanie Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim, które odbyło się wiosną w Białym Domu, zakończyło się publicznym skandalem.

Pozycja niezależnego pośrednika zakładała jednak również zbliżenie z Moskwą.

Kilka „produktywnych” rozmów telefonicznych oraz spotkanie na Alasce doprowadziły do tego, że więzi zacieśniły się prawdopodobnie bardziej, niż chciał tego Biały Dom. Nawet pomimo tego, że Trump w swoim charakterystycznym stylu próbował pokrzyżować plany Moskwy dotyczące wydarzenia na Alasce, wykonując nieoczekiwany „wspaniały telefon” do Łukaszenki. Po spotkaniu w Anchorage retoryka Trumpa na temat Putina zaczęła się wyraźnie zmieniać. Rosyjscy przedstawiciele celowo o tym nie mówili i odwoływali się do osiągniętych porozumień, które wprawdzie nie zostały publicznie potwierdzone, ale mimo to, ich zdaniem, pozostawały w mocy.

Kierunek: Ukraina

Sądząc po retoryce i działaniach otoczenia Donalda Trumpa, można odnieść wrażenie, że neutralna pozycja Stanów Zjednoczonych jako niezależnego mediatora stopniowo przesuwała się w kierunku wspierania Ukrainy. Pojawiły się doniesienia, że amerykański wywiad przekazywał Kijowowi dane o rosyjskich obiektach energetycznych, aby Ukraińcy mogli je atakować. Przedstawiciele bloku finansowego administracji zaczęli opowiadać się za ponowną koordynacją sankcji z Unią Europejską.

Równolegle Trump ogłosił nowe cła wobec Indii – w ramach kary za zakup rosyjskiej ropy z naruszeniem sankcji. Dodatkowym potwierdzeniem zmiany kursu stał się wyciek informacji o przebiegu spotkania Trumpa i Putina za zamkniętymi drzwiami w Anchorage.

W międzyczasie w Senacie ponownie rozpoczęto dyskusję nad projektem ustawy senatora Partii Republikańskiej Lindseya Grahama dotyczącym wprowadzenia 500 proc. ceł wobec krajów, które nadal prowadzą handel z Rosją. Projekt ten ma ważne znaczenie symboliczne. Niezdolność Demokratów i Republikanów do porozumienia się w sprawie budżetu, która doprowadziła do zamknięcia administracji, nadaje dodatkową wagę dokumentowi Grahama, który uzyskał poparcie obu partii: w amerykańskim parlamencie panuje konsensus w sprawie polityki wobec Rosji.

Wreszcie w październiku w amerykańskiej prasie coraz częściej pojawiały się dyskusje na temat przekazania Ukrainie pocisków manewrujących Tomahawk.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podczas spotkania z Donaldem Trumpem w Białym Domu. Waszyngton, USA, 17 października 2025 r.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podczas spotkania z Donaldem Trumpem w Białym Domu. Waszyngton, USA, 17 października 2025 r.PAP

Rosja najwyraźniej nie wiedziała, jak zareagować na sprzeczne sygnały z Waszyngtonu. Jeszcze na początku października jej ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło, że rosyjsko-amerykańskie spotkanie na najwyższym szczeblu nie jest jeszcze omawiane, a „impuls z Anchorage”, jak to ujęli dyplomaci, „został ostatecznie wyczerpany”. Kreml wkrótce próbował zaprzeczyć tak pesymistycznej ocenie, ale nie ogłosił żadnych konkretnych planów dotyczących stosunków dwustronnych. Zamiast tego przedstawiciele strony rosyjskiej wyrazili rozczarowanie brakiem reakcji Waszyngtonu na, jak twierdzono, „hojną propozycję” Moskwy. Chodzi o jednostronne kontynuowanie przestrzegania Traktatu o strategicznych broniach ofensywnych (Traktat New START) po wygaśnięciu jego ważności.

Sytuację zmieniła wizyta prezydenta Władimira Zełenskiego w Waszyngtonie 17 października.

Trudno było oczekiwać przełomu po tym spotkaniu: Donald Trump zbyt często dawał do zrozumienia, że niepewność jest jego kluczowym narzędziem politycznym.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Nowe spotkanie z Putinem

Jednak Władimir Putin, który najwyraźniej obawiał się Tomahawków w rękach Ukraińców i niejednokrotnie obiecywał zdecydowaną reakcję, po wizycie Zełenskiego porzucił konwencjonalność i zadzwonił do Trumpa – inicjatywę Putina potwierdził jego doradca ds. polityki zagranicznej Jurij Uszakow.

Oficjalną informacją o rozmowie podzielił się sam Trump za pośrednictwem Truth Social. Ogłosił on kolejne spotkanie z Putinem, podając miejsce i czas: Budapeszt, za dwa tygodnie. Przed tym spotkaniem ma się odbyć spotkanie ministerialne, którego szczegóły muszą jeszcze zostać uzgodnione.

Najwyraźniej Trump był znacznie lepiej przygotowany do tej rozmowy niż Putin.

Później rosyjskie władze przyznały, że nie rozumieją, w jaki sposób Władimir Putin będzie mógł dotrzeć na Węgry, biorąc pod uwagę zakaz przelotu rosyjskich samolotów nad przestrzenią powietrzną większości krajów europejskich. Następnego dnia, z inicjatywy Budapesztu, odbyła się rozmowa telefoniczna między premierem Viktorem Orbanem a Putinem. To tym bardziej potwierdziło fakt, że ogłoszone przez Trumpa spotkanie w Budapeszcie jest planem Waszyngtonu i być może jego europejskich sojuszników, ale w żadnym wypadku nie jest dyplomatyczną inicjatywą Moskwy.

Budapeszt jest symbolicznym miejscem na kolejne spotkanie na szczycie Rosji i Stanów Zjednoczonych. To właśnie tam w 1994 r. podpisano memorandum, na mocy którego Ukraina zrezygnowała z broni jądrowej w zamian za gwarancje integralności terytorialnej i bezpieczeństwa.

We współczesnym kontekście Węgry również są dwuznacznym miejscem rozmów. Z jednej strony rząd Viktora Orbana konsekwentnie okazuje sympatię Władimirowi Putinowi, nie ukrywając sceptycyzmu wobec sankcji i władz w Kijowie. Z drugiej strony Węgry pozostają pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej i NATO. Z punktu widzenia Donalda Trumpa, jego pozycji mediatora w konflikcie, Budapeszt okazuje się trafnym wyborem. Wybór tej lokalizacji podkreśla próbę odegrania przez Stany Zjednoczone niezależnej roli.

Wizyta Władimira Zełenskiego w Waszyngtonie nie przyniosła ani przełomowych ustaleń, ani nieprzyjemnych niespodzianek.

Można nawet przypuszczać, że jego głównym zadaniem było sprowokowanie Putina do zadzwonienia do Białego Domu, aby postawić go przed faktem o konieczności zorganizowania kolejnego spotkania.

Omawiana w prasie ewentualna dostawa rakiet manewrujących Tomahawk do Ukrainy nie doszła do skutku, chociaż oświadczono, że kwestia ta nie została wycofana z porządku obrad. Za konkretny wynik spotkania można uznać to, że Zełenski i Trump jaśniej sformułowali tezę o konieczności zaprzestania działań wojennych na obecnej linii frontu.

Jedną z osobliwości kolejnej wizyty Zełenskiego w Waszyngtonie był brak zwyczajowego wsparcia ze strony europejskich sojuszników. Co więcej, komentarze europejskich przywódców były bardzo umiarkowane.

Po zakończeniu spotkania Trumpa i Zełenskiego szefowie kilku państw europejskich i przedstawiciele UE wyrazili bardzo powściągliwy i ostrożny optymizm co do możliwości pokojowego zakończenia wojny.

Niezwykle cicho zachowały się również kraje Bliskiego Wschodu, które wcześniej aktywnie uczestniczyły w organizowaniu kontaktów między Moskwą a Waszyngtonem, m.in. Turcja.

Wraz z zakończeniem wizyty Zełenskiego i ogłoszeniem spotkania w Budapeszcie rozpoczęło się nowe odliczanie: dwa tygodnie do następnego wydarzenia. Biorąc pod uwagę styl Trumpa, nie można wykluczyć, że w najbliższych dniach ponownie spróbuje on zmienić scenariusz, aby zaskoczyć obie strony. Może sprowokować pilne oświadczenia, skłonić uczestników do przedwczesnych kroków, a nawet spróbować przejąć agendę spotkania, stawiając Putina lub Zełenskiego przed faktem, który będzie wymagał natychmiastowej reakcji.

Trump często stosuje taką taktykę w negocjacjach. Najbliższe dwa tygodnie zapowiadają się równie intensywne jak samo spotkanie.