Mecz w Gliwicach przez większość czasu był beznadziejny do oglądania. Toczył się w tak sennym i jednostajnym tempie, że chwilami naprawdę obawialiśmy się o zdrowie zawodników. Przy ledwie kilku stopniach na plusie zastane mięśnie mogą przecież łatwiej odmówić posłuszeństwa. Na koniec jednak wygrała drużyna odrobinę mniej słaba, czyli Lechia Gdańsk.
Piast Gliwice ostatnio nieco drgnął w swoim do bólu skostniałym stylu gry, w praktyce polegającym na bezsensownym utrzymywaniu się przy piłce, braku sytuacji i solidnej obronie, która jednak czasami też zawodzi. Dziś nastąpił powrót do tych okropnych ustawień fabrycznych, szczególnie do przerwy.
Piast Gliwice – Lechia Gdańsk 1:2. Wolne i nudne granie przy Okrzei
Piast miał po pierwszej połowie 66% posiadania futbolówki, ale klarownych sytuacji zero. Do skrótu bez wstydu ewentualnie można byłoby włożyć zejście Leandro Sanki do środka zakończone oddaniem mocnego, lecz niecelnego strzału.
Lechia niestety dała się wciągnąć w tę boiskową mizerię i sama również nie imponowała. W końcu jednak Mena wywalczył rzut wolny, Iwan Żelizko efektownie przymierzył i goście prowadzili. Ukrainiec wyrasta na prawdziwego specjalistę od pięknych goli i strzałów z daleka, choć tu nie mieliśmy przekonania, że Frantisek Plach absolutnie nic nie mógł zrobić.
Być może Piast nadal bezrefleksyjnie biłby głową w mur, gdyby Bartosz Kłudka nie musiał zejść w przerwie. John Carver przesunął na prawą stronę Diaczuka, który delikatnie mówiąc nie imponuje zwrotnością i dynamiką, więc Sanca zaczął sobie śmielej hasać. Efekty nadeszły niemal od razu. Sanca uciekł Diaczukowi, podniósł głowę i dobrze wycofał do Barkowskiego, który precyzyjnie strzelił w dalszy róg. Żelizko tym razem był spóźniony.
Zwycięski gol w ostatniej akcji
Max Moelder wszystko jednak popsuł, bo potem wpuścił na lewą stronę nijakiego Hugo Vallejo, a Sanca przeszedł na prawe skrzydło, gdzie Vojtko już taki łatwy do minięcia nie był. Gliwiczanie i tak mogli prowadzić, ale Barkowski nie wykorzystał świetnego prostopadłego podania od Felixa i Paulsen odbił jego uderzenie.
Lechia mogła żałować kiksu Sezonienki po dograniu Meny, ale nie wyglądała na drużynę, którą remis szczególnie by zmartwił. Skoro jednak rywal sam się wystawia, głupio nie skorzystać. Piast nie stwarzał żadnego zagrożenia ze stałych fragmentów, a na koniec w ten sposób dał się skontrować. Chrapek beznadziejnie dośrodkował, Mena z Bobckiem pięknie rozegrali szybki atak i Słowak w sytuacji sam na sam przełamał strzelecką niemoc. Sędzia już nawet nie wznawiał gry.
Można mówić, że Piast trochę pecha chwilami miał, bo tak było. Kolejny raz nie dowiózł wyniku w ostatnich sekundach, ale to przecież też z czegoś wynika. Generalnie jednak nie widać większego postępu, Max Moelder najwyraźniej jest gotowy umrzeć trenersko za swoje idee. Chyba najwyższy czas mu to umożliwić, bo drużyna z Okrzei właśnie opadła na dno tabeli (trudno się łudzić, że dwa mecze zaległe będą przełomem), a przecież opuszczająca ostatnie miejsce Lechia zaczynała sezon z pięcioma punktami ujemnymi…
3
Drapinski
5
Czerwiński
4
Kapić
3
Neugebauer
6
Bobček
1
Bartosz Frankowski
5
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix