Poziom pianistów w tym roku jest bardzo wysoki, a jednocześnie trudno znaleźć jednego faworyta, kogoś, kto szczególnie wyróżnia się na tle pozostałych, jak to było w przypadku chociażby Bruce’a Liu w 2021 roku. Czy można wskazać niekwestionowanego laureata Konkursu?
Zarówno w przypadku Seong-Jin Cho w 2015 roku, jak i Bruce’a Liu w 2021 potencjał artystyczny ujawniał się na bardzo wczesnych etapach konkursu. W kuluarach już od pierwszego etapu domniemywaliśmy, że zajdą bardzo daleko: wybijali się ponad „konkursową średnią”. Tegoroczna edycja jest bardzo interesująca z kilku powodów. Po pierwsze, naprawdę trudno nam przewidzieć, kto wygra konkurs. Ani ja, ani chyba żaden z moich kolegów nie zdecydowałby się na to, żeby wskazać na etapie finału – a zatem najpóźniej jak to możliwe – jakiegoś jednego faworyta bądź faworytkę, tj. pretendenta do jednoznacznej i niekwestionowanej wygranej w konkursie. Po drugie – w finale mamy do czynienia z prawdziwą konstelacją różnych charakterów, osobowości i typów pianistyki. Do ostatniego etapu konkursu zostali zakwalifikowani pianiści specjalizujący się w interpretacji chopinowskiej, ale także tacy, którzy być może kojarzą nam się z nieco innym repertuarem, o świetnej biegłości i potężnym dźwięku.
Po drugim etapie odpadło wielu pianistów prezentujących odmienne, nowe spojrzenie na muzykę Chopina. Jakiego Chopina szuka jury? Czy ma szansę wygrać ktoś, kto interpretuje i pokazuje go w zupełnie nowym, odkrywczym świetle?
Podczas konkursu jurorzy wypowiadają się szczególnie powściągliwie, ponieważ regulaminowo zobligowani są do tego, aby nie rozmawiać z nikim o poszczególnych uczestnikach. Mogą oczywiście mówić o wizji konkursu – co czynią – ale nie są to wypowiedzi szczególnie wylewne. Gdybyśmy spróbowali skompilować listę wypowiedzi jurorów na temat wizji zwycięzcy tegorocznego konkursu, to byłaby to wizja umiarkowanie spójna – i na tym właśnie polega piękno tego konkursu i piękno muzyki Chopina. W tym interpretacyjnym zbiorze mieszczą się bardzo różne wizje – liryczne, wirtuozerskie, w odcieniach piano, ale także con bravura.
Myślę, że jurorzy przede wszystkim próbują znaleźć artystę, który nie tylko będzie w stanie interpretować muzykę Chopina na najwyższym poziomie, w duchu tak zwanej „idiomatyki chopinowskiej”: szukają także artystów, którzy poradzą sobie z ciężarem pozakonkursowych wyzwań. Od laureatów poprzednich edycji wiemy, że sam udział w finale konkursu radykalnie zmienia dalsze życie i działalność artystyczną pianisty. Wspominał o tym chociażby Bruce Liu, mówiąc, że od momentu zwycięstwa w Konkursie nieustannie jest w trasie koncertowej.
Także samo jury jest bardzo różnorodne. Poza plejadą laureatów poprzednich edycji mamy przecież krytyka muzycznego i muzykologa. Każdy słucha niezwykle zróżnicowanych konkursowych interpretacji przez pryzmat swoich doświadczeń i wrażliwości, zatem ta perspektywa jest naprawdę szeroka. W jury są także reprezentanci różnych generacji pianistycznych. A przecież inaczej grało się Chopina w latach 70., kiedy konkurs wygrywał przewodniczący jury Garrick Ohlsson, inaczej w latach 80., kiedy laureatami z grona jury zostali Ewa Pobłocka czy Krzysztof Jabłoński, inne jest spojrzenie Julianny Awdiejewy, tryumfującej w Konkursie w 2010 roku. Kiedy złożymy te puzzle różnic generacyjnych, estetycznych, perspektyw spojrzeń i oczekiwań wobec zwycięzcy i nałożymy na to siatkę różnorodności interpretacji finałowych, to naprawdę trudno byłoby nam przewidzieć wynik końcowy.
Z tej siatki różnorodności trzeba będzie wybrać zwycięzcę lub zwyciężczynię. Czym pianiści z finałowej jedenastki wyróżniają się na tle innych? Mówił pan o nowych odczytaniach. Chyba takim najbardziej nieoczywistym, trochę kontrowersyjnym wręcz pianistą jest David Khrikuli.
Jest to rzeczywiście osobowość niezwykła. W naprawdę śmiałych interpretacjach, które mają charakter koncertowy, a niekoniecznie konkursowy, pragnie dzielić się z nami dźwiękami płynącymi wprost z jego serca. Nie gra po to, by swoją interpretacją kogoś zadowolić, spełnić czyjeś oczekiwania. David dzieli się z nami szczerą, autentyczną i naprawdę nieszablonową wizją muzyki Chopina, o której – wydawałoby się – wszystko już zostało powiedziane, która została zinterpretowana na wszystkie możliwe sposoby. Tymczasem okazuje się, że ta „interpretacyjna pula” wciąż nie jest zamknięta. Określam go jako pianistę postmodernistycznego, ponieważ w zupełnie niezwykły sposób łączy w swoich interpretacjach elementy prekursorskie – czy nawet wizjonerskie – z tymi, które moglibyśmy określić jako konserwatywne. Robi to w szalenie przekonywający sposób, a jego wizja jest całkowicie oryginalna.
Osobnym zjawiskiem jest także Eric Lu czy Vincent Ong.
Mamy bardzo szeroką panoramę osobowości. Eric Lu – przez jednych ubóstwiany, przez innych mocno krytykowany. Kreuje na estradzie interpretacje z niespotykaną głębią – i w kontekście detali, i w kontekście dźwięku w ogóle. Podobnie jak David Khrikuli, Eric Lu jest zjawiskiem osobnym w ramach tego konkursu. Mamy pianistów, którzy reprezentują spektakularną miejscami pianistykę, przy czym dość nonszalancką, jak na przykład Vincent Ong, którego obecność w finale dla wielu krytyków, ale także sporej części publiczności, była pewną formą zaskoczenia. Dla mnie było to akurat miłe zaskoczenie. Po drugiej stronie znajduje się Kevin Chen, perfekcyjny technicznie, uznawany za potencjalnego laureata konkursu. Przyznam, że wobec dość powszechnego entuzjazmu w odbiorze jego pianistyki pozostaję sceptyczny.
W finale znalazły się także cztery pianistki – są to wszystkie kobiety, które zagrały w III etapie. Każda z nich prezentuje zupełnie inną wizję Chopina.
Wszystkie są pochodzenia azjatyckiego, choć przecież kształcą się w Europie czy w Stanach Zjednoczonych, a jedna nawet w Polsce. Oczywiście wątek pianistyki azjatyckiej to osobna kwestia na tym Konkursie. Inaczej niż trzy-cztery dekady temu, pianiści pochodzący z Azji, szczególnie z Japonii, Chin czy Korei, interpretują Chopina z najwyższym kunsztem, w duchu zakorzenienia w tradycji, myśli i estetyce chopinowskiej. Można by w niektórych przypadkach powiedzieć – w sposób niemalże polski.
Cztery pianistki w finale reprezentują inne, odrębne od siebie światy. Szesnastoletnia Tianyao Lyu, najmłodsza finalistka konkursu, to olbrzymi talent pianistyczny. Kształci się w klasie profesor Katarzyny Popowej-Zydroń w Poznaniu. Jej interpretacje są przyjmowane z bardzo dużym, i w moim odczuciu zasadnym, entuzjazmem. Jest w nich młodzieńcza świeżość, szczerość i przekonanie do tego, jak rozumie muzykę Chopina. Ponadto pianistka kreuje je w sposób nieskazitelny technicznie. Wiele osób zastanawiało się, jak sobie poradzi z Sonatą b-moll w trzecim etapie, ponieważ sonaty Chopina wymagają szczególnej dojrzałości, są to dzieła o ogromnej doniosłości gatunkowej. Poradziła sobie całkiem nieźle.
Jeżeli chodzi o Miyu Shindo, jest to kandydatka, której – gdybym mógł – sam wręczyłbym nagrodę za wykonanie mazurków (i preludiów, gdyby taka nagroda istniała). Jej interpretacje są naprawdę zjawiskowe – szczególnie form mniejszych, miniatur. Shindo jest pianistką, która odnajduje się w tym bardziej dyskretnym obszarze estetyki chopinowskiej. Jest też pianistką świetną technicznie, posiada naprawdę imponującą biegłość, mimo niezbyt ortodoksyjnego ułożenia na klawiaturze tak zwanego aparatu gry.
Są jeszcze Shiori Kuwahara oraz Zitong Wang – obydwie reprezentują bardzo solidną pianistykę.
Shiori Kuwahara nie tylko zagłębia się w fortepian, lecz także jest pianistką bardzo dojrzałą emocjonalnie. Proponuje nam wizję Chopina bardzo przekonywującą, ale raczej z kręgów konserwatywnych (podobnie rzecz się ma w przypadku Tianyou Li, który jednak swoją interpretacją mnie nie przekonuje). Z wielką przyjemnością wysłuchałem Sonaty h-moll w jej wykonaniu. Interpretacje Kuwahary są bardzo pewne z perspektywy technicznej realizacji – ma ona imponującą kontrolę nad instrumentem.
W przypadku Zitong Wang imponująca jest jej wszechstronność i magnetyzm interpretacji, który powoduje, że niezależnie od poziomu zmęczenia (jej i słuchaczy) przykuwa ona naszą uwagę. Nie należy do pianistów najmocniej obecnych w dyskursie konkursowym, ale przez kolejne stadia chopinowskiego igrzyska przechodzi zupełnie zasłużenie.
Podczas koncertu Williama Yanga w trzecim etapie zadzwonił ten słynny telefon. Pomimo tego udało mu się przejść do finału.
On także jest wyjątkowym pianistą, aczkolwiek nie należy do grona moich faworytów konkursowych. To jest muzyk, który w moim odczuciu niekoniecznie najlepiej odnajduje się w muzyce Chopina, ale jego pianistyczny warsztat jest właściwie nieskazitelny. Nie przekonały mnie jego mazurki, które w konkursie są chyba największym wyzwaniem, jeśli chodzi o ten mityczny aspekt „polskości” muzyki Chopina.
Z trojga Polaków pozostał jeden – Piotr Alexewicz. Czym wyróżnia się na tle pozostałych? Co sprawiło, że to akurat on dostał się do finału?
W pewnym sensie wszyscy trzej Polacy coś na konkursie wygrali. Piotr Alexewicz ma jeszcze szansę na konkursowe laury. Już w tym momencie osiągnął sukces, ponieważ z pewnością wrócił na konkurs, żeby przekroczyć tę barierę trzeciego etapu, na którym zakończył się jego udział w poprzedniej edycji. Jak się okazuje – była to dobra decyzja. Jestem pod dużym wrażeniem dojrzałości Piotra. Jego interpretacje są bardzo wyważone. Nie ma w nich elementów sztucznych, efekciarstwa. Warto docenić jego pianistykę jako całościowy fenomen.
Jeśli chodzi o Piotra Pawlaka, to udział w konkursie również był dobrą decyzją. Dwa razy słyszeliśmy go w pierwszym etapie, z którego nie udało mu się przejść dalej. A tym razem doszedł do półfinału. Piotr wygrał ten konkurs w sensie dotarcia do szerszej publiczności. Udało mu się pokazać pełnię swojej niezwykłej osobowości, bo Piotr jest niezwykłym człowiekiem – matematykiem, świetnym improwizatorem i kompozytorem, artystą o szerokich horyzontach i człowiekiem pozytywnie „szalonym”. To „szaleństwo” objawia się przede wszystkim w radości, którą dzieli się z nami tak obficie w swoich interpretacjach, np. w rzadko wykonywanym na konkursie Allegro de concert. Mam wrażenie, że udało mu się dotrzeć do serc publiczności.
Także Yehuda Prokopowicz pokazał się ze strony mocnej – jako pianista, który wykracza poza przeciętność. Ma frapującą osobowość. W trzecim etapie najbardziej podobała się jego Sonata b-moll. Ujawnił w niej swój potencjał wykonawczy i, mówiąc najogólniej, „mroczną stronę” artystycznej osobowości. Bardzo chętnie usłyszałbym go w interpretacjach muzyki z okresu późnego romantyzmu. Sam Yehuda w mediach społecznościowych zapowiadał udział w kolejnym konkursie, więc myślę, że możemy tylko za niego trzymać kciuki i obserwować z zainteresowaniem jego dalszy rozwój.
Konkurs Chopinowski w tym roku cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Mam wrażenie, że znacznie większym, niż było to w ubiegłych edycjach. Widać to chociażby po kolejkach przed Filharmonią (podczas finałów ludzie ustawiają się o świcie, aby dostać się na koncerty w dniu następnym), ale także liczba słuchaczy transmisji. Z czego może to wynikać?
Mam wrażenie, że jest to w znacznej mierze siła mediów i zwiększenie rezonansu różnych transmisji, a także pokłosie niebywałego wręcz rozwoju technologicznego. Między transmisjami z lat 90. i z minionej dekady a tymi, które mamy dziś, jest kolosalna różnica. Minusem takiego stanu jest duża rozbieżność między tym, co słyszymy w różnych transmisjach, a tym, co słyszymy na sali. A finalnie to na sali siedzi jury. Dlatego często ich wybory są dla słuchaczy zaskoczeniem. W transmisji nie ma kontekstu przestrzennego, inne rzeczy docierają do naszych uszu. Słyszymy znacznie więcej szczegółów, ale nie doświadczamy efektu przestrzeni. A tę przestrzeń pianista musi swoim dźwiękiem w jakiś sposób wypełnić.
Niewątpliwym plusem transmisji jest to, że muzyka Chopina dociera do ludzi na całym świecie. W Polsce widzimy, że Konkurs Chopinowski śledzą osoby, które na co dzień niekoniecznie są zainteresowane muzyką Chopina. To jest ogromna zasługa tego konkursu – popularyzacja muzyki kompozytora w kraju i za granicą.
Konkurs także staje się fenomenem samym w sobie, budzącym olbrzymie zainteresowanie. Rozrasta się to z niebywałą dynamiką i jestem bardzo ciekaw, jak to będzie wyglądało za pięć lat. Ten konkursowy rezonans wzrasta. Wprowadzenie muzyki Chopina i jego ekspansja w przestrzeni internetu, zdigitalizowanej kultury, otwiera nowy rozdział w historii – nie tyle chopinowskiej interpretacji, ile percepcji muzyki Chopina.