Wilfredo Leon pojawił się w programie Przeglądu Sportowego Onet „W cieniu sportu”. Przy tej okazji postanowił przytoczyć historię sprzed roku, kiedy to zakończył grę w Perugii i trafił do Polski. Zawodnik miał kilka ofert z PlusLigi, a ta z Lublina wcale nie była najkorzystniejsza.

– Pierwszy wybór to było Zawiercie – zaznaczył Leon w rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem.

ZOBACZ WIDEO: Córka Szymona Kołeckiego nie wytrzymała. Popłakała się podczas walki

Dlaczego finalnie tam nie trafił? – Powiem ci, że była jedna rzecz, przez którą się nie zdecydowałem. Warszawa trochę daleko, to musimy szukać szkoły. Oj, ciężko – wyznał.

Później zgłosiła się do niego ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. – Ale potem usłyszałem, że mają tam jakieś problemy i nie do końca wiadomo, co będzie. I też szkoły nie ma, daleko od domu [Leon zbudował go pod Warszawą – przyp. red.] – kontynuował.

Ujawnił poza tym, że najlepsza pod kątem finansowym była propozycja z klubu zagranicznego, jednak kluczowe okazały się względy rodzinne. Razem z żoną Małgorzatą postanowili osiąść w jednym miejscu, choćby dla dobra dzieci.

– Czekałem na propozycję z Warszawy, ale jej nie było. Do dziś czekam i jej nie było. Ale dobrze, cieszę się, bo to dodatkowo motywuje mnie. To jest plus – podkreślił siatkarz.

Jednocześnie zadeklarował, że jest gotowy do pozostania w Lublinie, jeśli otrzyma propozycję.