- Dyrekcja Luwru przekazała, że muzeum jest nadal zamknięte po niedzielnej kradzieży;
- Jak mówiła w TOK FM historyczka Maja Michalak, to był „bardzo odważny, ale jednocześnie bardzo sprytny” rabunek. Wskazała przy tym, na „drugie dno”;
- Czy uda się odzyskać skradzione obiekty?
Dyrekcja Luwru poinformowała na Facebooku i swojej stronie internetowej, że w związku z kradzieżą muzeum pozostanie w poniedziałek zamknięte. W niedzielę rano doszło do zuchwałej kradzieży ośmiu klejnotów koronnych z jednej z galerii paryskiego muzeum. Jest wśród nich tiara cesarzowej Eugenii (żony Napoleona III) ozdobiona 2 tys. diamentów oraz dwa naszyjniki. Sprawcy zgubili lub porzucili podczas ucieczki koronę cesarzowej Eugenii.
– Byłam szczerze zdziwiona, że w naszych czasach nadal da się okraść tak wielkie instytucje i muzea, jakim jest Luwr. Przede wszystkim zaskoczyło mnie to, że nie zadziało się to pod osłoną nocy, a za dnia – tuż po tym, kiedy pierwsi turyści byli już w muzeum – skomentowała w TOK FM Maja Michalak, historyczka i krytyczka sztuki.
Jak od razu dodała, było to nie tylko „bardzo odważne, ale jednocześnie bardzo sprytne”. – Żeby podjechać samochodem, wyciągnąć drabinę i wejść pośrednio do muzeum, zabrać klejnoty i uciec w zaledwie kilka minut. Więc tak, jestem pod dużym wrażeniem i w szoku, że byli w stanie organizować taki napad – dopowiedziała w „TOK360”.
Kradzież w Luwrze. „Jest drugie dno”
Gościni TOK FM wskazała przy tym, że nie jesteśmy w stanie wycenić skradzionych obiektów, dopóki nie trafią one na rynek. Tym bardziej, jak dodała, że obiekty te są warte tyle, ile są w stanie za nie zapłacić kolekcjonerzy. – Tyle że wejście w posiadanie takich obiektów jest szalenie ryzykowne. Stąd jest dla mnie mocno zastanawiające, jakie jest drugie dno tej kradzieży i jaka jest motywacja (sprawców – red.). Wydaje mi się, że jeżeli ktoś chciałby wejść w posiadanie tak drogocennej biżuterii, to łatwiej byłoby obrabować sklep jubilerski aniżeli muzeum – podkreśliła Maja Michalak w rozmowie z Filipem Kekuszem. Stąd, jak wskazała, w grę mogą wchodzić kwestie polityczne – „być może prywatne ambicje kogoś, kto chciałby podbudować swoje ego i wejść w posiadanie czegoś zupełnie niedostępnego i unikalnego”. Choć, jak od razu zastrzegła, trudno sobie wyobrazić, kto i jak bardzo musiałby być zdeterminowany, żeby zlecić taki napad.
– A czy jest szansa, żeby odnaleźć kiedykolwiek te przedmioty? Czy one, być może, wrócą kiedyś na rynek, np. po 150-200 latach? – chciał też wiedzieć prowadzący.
– Takie sytuacje się zdarzają. Tak było np. w przypadku skradzionego obrazu Claude’a Moneta z muzeum w Poznaniu. Po mniej więcej 10 latach udało się go odnaleźć – odpowiedziała.
Zastrzegła jednak od razu, że inaczej było w przypadku kradzieży w Isabella Stewart Gardner Museum w Bostonie. – Najgorszą sytuacją, do której mogło dojść, jest po prostu zniszczenie obiektów. Być może ktoś w pierwszej chwili myślał, że to dobry pomysł, by sprzedać je na czarnym rynku. Tyle że potem okazuje się, że wcale to takie proste nie jest – dzieła są znacznie tańsze aniżeli miałyby być sprzedawane oficjalnie – podkreśliła Maja Michalak.
Jak dodała na koniec, teoretycznie szansa jest, ale im więcej czasu upływa, tym jest to trudniejsze. – A czas tu jest kluczowy – skwitowała w TOK FM.
Źródło: TOK FM, PAP