„To najpoważniejsza, najbardziej szokująca sytuacja, jaką przyszło mi opisać na tej stronie” — napisał Tatromaniak na Facebooku.
Jak relacjonował, wczoraj na szlaku panowały bardzo trudne warunki — twardy śnieg, liczne oblodzenia, a droga na szczyt wymagała nie tylko specjalistycznego sprzętu, ale też doświadczenia i umiejętności jego używania. W takich okolicznościach przewodnik tatrzański Szymon Stoch spotkał parę turystów z Litwy niosących niemowlę i dowiedział się, że planują wejść z nim na Rysy.
- Jakie warunki panowały na szlaku na Rysy?
- Co zrobili przewodnicy, gdy spotkali turystów z dzieckiem?
- Dlaczego rodzice odmówili wezwania pomocy?
- Jak zakończyła się ta sytuacja?
„Przewodnik spokojnie tłumaczy, czym się zajmuje, opowiada o warunkach, tłumaczy, dlaczego to słaby pomysł. Później to samo robi inny przewodnik i ratownik HZS, następnie pracownicy schroniska Chaty pod Rysami. Turyści pukają się w czoło, nie wierzą w to, co widzą” — czytamy we wpisie.
Rodzice dziecka zlekceważyli wszystkie ostrzeżenia i mimo apeli poszli dalej. Jakimś cudem dotarli na wierzchołek Rysów. Dopiero tam — jak opisuje Tatromaniak — zaczęli zdawać sobie sprawę, że zejście w tych warunkach może być dramatycznie trudne. Ojciec poprosił przewodnika o pożyczenie raków i pomoc w zejściu, ale sytuacja była zbyt niebezpieczna, by sprowadzać całą grupę na linie.
Przewodnik zaproponował wezwanie pomocy, jednak rodzice odmówili, tłumacząc, że nie mają wykupionego ubezpieczenia. „Tak, mówiąc wprost, przedkładają pieniądze nad życie własnego dziecka” — podkreślił autor wpisu.
W końcu przewodnik zdecydował się samodzielnie przejąć dziecko i ostrożnie zniósł je w bezpieczniejsze miejsce. Dzięki jego opanowaniu i doświadczeniu sytuacja zakończyła się szczęśliwie.
„Trudno wyobrazić mi sobie, co trzeba mieć w głowie, żeby wziąć 9-miesięczne dziecko na Rysy w takich warunkach. Trudno wyobrazić mi sobie, jak można usłyszeć po drodze tyle uwag od doświadczonych osób i uparcie iść dalej. Trudno wyobrazić mi sobie jakim obciążeniem psychicznym było to, czego podjął się Szymon. Chłopie, z dużą dozą prawdopodobieństwa uratowałeś temu dziecku życie” — napisał Tatromaniak, kończąc swój wpis słowami: „Po prostu BRAK SŁÓW”.
Autor dodał, że o tej sytuacji myśli nie tylko jako miłośnik Tatr, ale przede wszystkim jako ojciec.