Już dziś w nocy wystartuje po raz kolejny najlepsza koszykarska liga świata. 82 kolejki sezonu zasadniczego powinny przynieść wiele emocji, a późniejsze play-offy jeszcze ich dołożyć. Na starcie sezonu standardowo mamy jednak sporo pytań i wątpliwości. Zadajmy sobie kilka najważniejszych – zarówno z polskiej, jak i ogólnej perspektywy. A więc: kto będzie mistrzem, kto powalczy o MVP, kto postarał się w offseasonie, no i wreszcie – co czeka Jeremy’ego Sochana?

Walka o kontrakt. Czego spodziewać się po Sochanie?

Dziś w nocy polskiego czasu dowiedzieliśmy się ważnej rzeczy – Jeremy Sochan nie podpisał przedłużenia kontraktu z San Antonio Spurs. To oznacza, że trwający sezon może być jego ostatnim w tej ekipie. Choć nie musi. Polak najpewniej z końcem sezonu wyląduje na tak zwanej liście „zastrzeżonych wolnych agentów”. Oznacza to, że będzie mógł aktywnie szukać nowej drużyny i wysłuchiwać ofert, ale Spurs nadal będą mieli pierwszeństwo w podpisaniu nowej umowy i wyrównaniu każdej z propozycji, jakie otrzyma.

O ile otrzyma, rzecz jasna.

Na ten moment wydaje się bowiem, że utrzymanie się w NBA to dla Jeremy’ego sprawa stosunkowo prosta. To niezwykle atletyczny gość, z dużym boiskowym IQ, który znakomicie spisuje się w defensywie. Jasne, ma też swoje problemy – przede wszystkim w ofensywie, gdzie nie imponuje skutecznością, ale nadal jest młody. Jedynym, co może go zatrzymać jest tak naprawdę jego zdrowie.

Jeremy Sochan. San Antonio Spurs

Jeremy Sochan. Fot. Newspix

Już teraz wiemy przecież, że opuści początek sezonu z powodu urazu nadgarstka. W zeszłym sezonie miał też problem z plecami (kilkukrotnie), łydką, głową i kciukiem. W przeszłości doskwierały mu też kostka, kolano i jeszcze kilka innych rzeczy. Z powodu urazu łydki opuścił też EuroBasket, na którym Polacy grali ostatecznie bez niego. Mało jest w tej historii urazów Jeremy’ego naprawdę poważnych kontuzji, ale sporo takich, które wybijają go z rytmu i zabierają kilka czy kilkanaście meczów.

A te ostatnie urazy zakłóciły mu też przygotowania. Do tego Spurs mają coraz mocniejszy skład, a Mitch Johnson został nowym trenerem zespołu (choć przepracował w tej roli też większość poprzedniego sezonu) i będzie mógł w Spurs wprowadzać swoją własną filozofię. Innymi słowy – Sochanowi nie będzie łatwo o minuty i dopasowanie się do gry pod nowym trenerem.

A to, ile meczów i minut rozegra, może być istotne dla rozmów kontraktowych po sezonie.

Kto pójdzie po mistrzostwo?

Poprzedni sezon skończył się tytułem mistrzowskim dla Oklahoma City Thunder – pierwszym (albo drugim, o czym szerzej piszemy w podlinkowanym nieco niżej tekście) w historii tej organizacji. Przy okazji był to też siódmy z rzędu tytuł dla ekipy innej, niż zdobywała go przed rokiem. W NBA nigdy wcześniej nie było takiej serii. Ostatnią drużyną, która obroniła tytuł, byli Golden State Warriors z lat 2017-18.

CZYTAJ TEŻ: OSZUKANI. JAK SEATTLE SUPERSONICS STALI SIĘ OKLAHOMA CITY THUNDER

A potem? Toronto Raptors, Los Angeles Lakers, Milwaukee Bucks, znów Golden State Warriors, Denver Nuggets, Boston Celtics i wreszcie gracze z Oklahomy. Warto tu dodać, że Raptors, Nuggets i Thunder zdobywali swoje pierwsze tytuły w dziejach, a Bucks triumfowali w rozgrywkach po raz drugi – po 50 latach przerwy.

NBA – w dużej mierze za sprawą wewnętrznych przepisów – stała się otwarta na nowych mistrzów, a zamknięta na tworzenie dynastii. W tym sezonie jednak raczej wygra ktoś, kto triumfował w ostatniej dekadzie. Faworytem generalnych menadżerów (GM-ów) – w tradycyjnej przedsezonowej ankiecie – są Thunder, którzy mieliby obronić swoje mistrzostwo. Jednak Mirosław Noculak, trener, komentator i ekspert koszykarski, niekoniecznie się z tym zgadza.

– Trudniej jest powtórzyć taki sukces, niż wywalczyć go pierwszy raz. To stara prawda – mówi. I sam wskazuje dwie ekipy, które jego zdaniem powinny o ten tytuł walczyć:

– Mocno typuję Cleveland Cavaliers. Myślę, że Kenny Atkinson [trener-red.] poukładał ten zespół. Tam jest też porządna głębia składu. Moje emocje podpowiadają mi z kolei, że tytuł mogą zdobyć Denver Nuggets, bo tam jest najlepszy gracz na świecie, czyli Nikola Jokić. Z kolei Cleveland mówię trochę na zasadzie przekory, że to może być niespodzianka. W zeszłym sezonie trochę się posypali z powodu kontuzji, ale mają dobry skład. Stracili co prawda kilku dobrych graczy, ale to będzie mocna ekipa. Porównałbym ich do Indiana Pacers z poprzedniego sezonu. Ich wtedy właśnie nie typował do finału, a do niego doszli i niewiele brakowało, by zdobyli mistrzostwo. Więc Cleveland i Denver – wśród nich szukałbym drużyny, która zostanie mistrzem.

Tak koszykarze OKC cieszyli się z mistrzostwa. Czy w tym sezonie znów będą mieli ku temu okazję?

Oczywiście, potencjalne kontuzje, wahania formy, a nawet to na kogo trafi się w play-offach – to może wszystko zmienić. Dlatego grono faworytów jest nieco szersze. Ale OKC jest zdecydowanie tą ekipą, która zyskała największe uznanie za Oceanem. We wspomnianej ankiecie stawia na nich 80% GM-ów. Po 7% wskazuje Cavs i Nuggets, a głosy otrzymywały także zespoły Houston Rockets i New York Knicks.

Grono faworytów jest więc naprawdę wąskie. Podobnie jak do innego tytułu.

Jokić, Shai, a może ktoś inny? Dla kogo MVP?

Shai Gilgeous-Alexander dokonał w ostatnim sezonie rzeczy wybitnej. Został MVP sezonu zasadniczego, ten sam tytuł otrzymał w play-offach, a do tego został królem strzelców całych rozgrywek. W całej historii NBA jest ledwie czwartym zawodnikiem, któremu udało się tego dokonać w jednym sezonie. Wcześniej zrobili to Kareem Abdul-Jabbar, Michael Jordan i Shaquille O’Neal. To naprawdę zacne towarzystwo.

Shai Gilgeous-Alexander

Tak Shai świętował mistrzostwo na paradzie z okazji jego zdobycia. Czy w tym sezonie też podniesie ten puchar?

Shai zaliczył genialną kampanię, Jak pisał Michał Kołkowski w tekście o najlepszych aktualnie graczach ligi:

„Shai Gilgeous-Alexander z Oklahoma City Thunder to dziś zawodnik właściwie pozbawiony słabych stron. No bo o co właściwie można się go czepiać? Jest maszyną do zdobywania punktów, a jednocześnie niezłym obrońcą. Nie pęka pod presją. Pewnie mógłby trochę podkręcić skuteczność zza łuku i może troszkę rzadziej łakomić się na wymuszanie rzutów wolnych, za co bywa najczęściej krytykowany, ale to już naprawdę dopatrywanie się u niego wad na siłę”.

CZYTAJ TEŻ: TOP 10 NAJLEPSZY GRACZY NBA PRZED SEZONEM 2025/26

W tym samym tekście wskazaliśmy jednak, że to nie Gilgeous-Alexander jest najlepszym NBA. To miano wciąż należy się bowiem Nikoli Jokiciowi. Serb – mimo że często pokazuje dystans do basketu – jest geniuszem tego sportu. Gdyby w ostatnich pięciu latach zgarnął wszystkie statuetki dla MVP sezonu zasadniczego, nikt nie miałby prawa się o to obrazić. Prędzej to Jokić może być urażony tym, że stanęło tylko na trzech. Zdobył też w tym czasie jedno mistrzostwo, ale Denver nieco się przed tym sezonem wzmocnili i w tym roku mogą – jak już stwierdziliśmy – o tytuł powalczyć.

A jeśli to zrobią i genialnie będą prezentować się już w czasie sezonu zasadniczego, to statuetka dla MVP powinna znów powędrować w pewne serbskie ręce. Przytakuje temu zresztą trener Noculak:

– MVP? Jokić. Nawet w tej ankiecie GM-ów – którą bardzo lubię – ci menadżerowie typują właśnie Jokicia i to z dużą przewagą. Shai jest tam z kolei na trzecim miejscu, a przecież oni równocześnie uważają, że Oklahoma obroni tytuł. Co prawda to tytuł MVP za sezon zasadniczy, nie cały sezon, ale wskazanie tu na Jokicia pokazuje, że coś jest na rzeczy – mówi.

Jokić w rzeczonej ankiecie zdobył 67% głosów i zmiótł konkurencję z planszy. A kto był drugi? Jego dobry kumpel, czyli Luka Doncić. Słoweniec ponoć się przed tym sezonem odchudził, solidnie przepracował okres przygotowawczy i na nowo cieszy się koszykówką. Pewnie chciałby też skorzystać z być może ostatniego sezonu LeBrona Jamesa w NBA i dzieląc z nim parkiet zanotować dobry wynik.

Ciekawostką w tym wszystkim jest jednak czwarty w głosowaniu Victor Wembanyama, bo przesadnie w możliwości San Antonio Spurs raczej nikt nie wierzy – pierwsza runda play-offów to dla nich cel minimum i maksimum – ale w Wemby’ego ewidentnie tak. I to mimo tego, że ten stracił przecież dużą część poprzedniego sezonu z powodu zakrzepicy żył głębokich.

Niemniej – zdaje się, że to typowanie nieco na wyrost. Zdaje się, że prędzej w tym gronie powinni mieć swoje miejsce koszykarze tacy jak Anthony Edwards czy Giannis Antentokounmpo. Choć dla nich problemem może być to, kim będą otoczeni na parkiecie.

Kto najlepiej działał na rynku?

Wiadomo, że pierwsze mecze sezonu służyć będą też temu, by przypatrywać się zawodnikom czy to nowym w lidze, czy tym, którzy mają się rozwinąć, czy wreszcie tym, którzy zmienili kluby. A także samym ekipom, które aktywnie na rynku działały. I wydaje się, że jeśli chodzi o te, na które szczególnie wypada zwrócić uwagę, wymienić trzeba dwie.

Po pierwsze, Atlanta Hawks. W ankiecie GM-ów to właśnie tę ekipę wymieniono najwyżej. I nie bez powodu. W zeszłym sezonie gracze z Georgii ugrali 40 wygranych przy 42 porażkach. Minimalnie negatywny bilans pozwolił im wejść do turnieju Play-In, ale w nim już polegli. Zresztą już od czterech sezonów to ich poziom – tyle że w latach 2022 i 2023 przechodzili dalej, a w ostatnich dwóch sezonach nie przedzierali się do play-offów.

Oczywistym jest więc, że przydałby się krok do przodu. I Hawks zrobili na rynku wszystko, by ten krok wykonać. Do zespołu trafili Nickeil Alexander-Walker, N’Faly Dante, Luke Kennard, Kristaps Porziņģis i Keaton Wallace. Szczególnie zwracają tu uwagę Alexander-Walker, Porzingis i Kennard, którzy powinni wzmocnić wyłoniony już wcześniej kręgosłup zespołu, składający się z Trae Younga (w zeszłym sezonie najlepszy asystent ligi), Zacchariego Risachera (ubiegłorocznej jedynki draftu, drugiego w glosowaniu na najlepszego pierwszoroczniaka) oraz Dysona Danielsa (otrzymał nagrodę dla gracza, który poczynił największy postęp, znakomicie prezentując się w defensywie). Istotny dla Hawks powinien być też Jalen Johnson, który w zeszłym sezonie doznał kontuzji ramienia.

Trae Young

Trae Young nadal będzie liderem Hawks, ale skład dookoła niego został solidnie wzmocniony. Fot. Newspix

Alexander-Walker, Porzigins i Kennard zapewnią Hawks głębię składu i wniosą sporo doświadczenia. Young będzie liderem ofensywy, rozdzielającym piłki, ale i samemu potrafiącym dorzucić sporo punktów. Defensywa powinna działać na solidnym poziomie, zwłaszcza po przyjściu Alexandra-Walkera. Generalnie: nie jest to jeszcze zespół na walkę o najwyższe cele, ale ten offseason sprawia, że powinni walczyć nie o Play-In, a o spokojny awans do play-offów. O ile, oczywiście, nie przeszkodzą urazy.

A te – choćby jeśli chodzi o Porzingisa – potrafią przeszkodzić i rozwalić nawet najlepiej poukładany zespół.

Wspomnieliśmy jednak o dwóch zespołach, warto więc przejść do drugiego, którym są Houston Rockets. Ekipa z Teksasu znajduje się w tym gronie właściwie głównie za sprawą sprowadzenia do siebie Kevina Duranta. Fakt, to już wiekowy zawodnik, który swoje powygrywał, ale nadal znakomity. A w Rockets – otoczony wieloma młodymi, utalentowanymi graczami ze znakomitym Alperenem Sengunem na czele – może odżyć. Noculak:

– Durant to poważne wzmocnienie. Miałem w ostatnich latach wątpliwości co do jego postawy, odnosiłem wrażenie, że nie zależy mu już na mistrzostwie. Natomiast obserwuję teraz te różne sygnały i wydaje się, że on przejmie rolę mentora w tej drużynie. Bo tam jest dużo talentów, którym się to przyda. Jestem bardzo ciekaw postawy Duranta, naprawdę. Wyraźnie widać, że ma „flow” z Ime Udoką [trener Rockets]. Oni się spotkali wcześniej dwa razy, gdy Udoka był asystentem w Brooklyn Nets, a potem w kadrze USA na igrzyskach w Tokio. Zdaje się, że nawiązała się dobra relacja między nimi.

Kevin Durant

Czy Kevin Durant faktycznie okaże się najlepszym transferem ligi i poprowadzi Rockets do znakomitego wyniku? Fot. Newspix

Jasne, z Rockets odeszło dwóch naprawdę dobrych koszykarzy w osobach Dillona Brooksa i Jalena Greena, ale wraz z przyjściem Duranta i zachowaniem młodego kręgosłupa zespołu, wydaje się, że wyrasta nam poważny kandydat nawet do finałów Konferencji Zachodniej. A Durant – jeśli wszystko pójdzie dobrze – niemal na pewno zostanie najlepszym ruchem offseasonu również z perspektywy czasu.

Kogo nie doceniamy?

Prosta odpowiedź brzmi: Orlando Magic. Na tę ekipę wskazuje najwięcej menadżerów (47%) pytanych o to „który zespół najbardziej się poprawi” i wydaje się, że słusznie. Ekipa z Florydy nie szalała co prawda na rynku, ale przedłużyła kontrakt Paolo Banchero, a za sprawą wymiany sprowadziła do siebie cenionego Desmonda Bane’a z Memphis Grizzlies. Ich siła polega jednak głównie na tym, że to faktycznie poukładany zespół, w którym zawodnicy idą za trenerem.

Mówi o tym Noculak:

– Bardzo podoba mi się tam Jamahl Mosley, ich trener. Ma moim zdaniem optymalne cechy dla trenera w NBA czy w ogóle we współczesnej koszykówce. Potrafi znakomicie komunikować się z graczami, zjednywać ich sobie. Dzięki temu może stawiać im coraz wyższe wymagania. Współczesny coaching się na tym opiera – nie na wrzasku, a komunikacji, zdobywania zaufania graczy, a potem egzekwowania tego, co trener wymyślił. To model dla mnie najciekawszy, a Mosley się w tym mieści.

Wspomniany Bane jest w tym wszystkim ważnym dodatkiem, bo Magic mieli spore problemy z trafianiem zza łuku, a Desmond akurat w tym elemencie jest świetny – odkąd jest w NBA, trafia za trzy ze skutecznością 41%. Ale to tylko jeden gracz, możliwe, że za mało, by odmienić nagle losy ekipy. Co prawda sprowadzono też weterana w osobie Tyusa Jonesa, który też jest bliski 40% trafionych trójek, ale ten rzuca ich stosunkowo mało. A we współczesnej NBA od skuteczności zza łuku może zależeć los całego sezonu.

Stąd Magic są jeszcze niepewni swego, ale jeśli okaże się, że obecność Bane’a na parkiecie nie tylko poprawi ten element, ale też pozwoli otwierać strefy innym zawodnikom, dając im czyste pozycje do rzutów i „uelastyczni” ofensywę, to w Orlando powinni mieć zespół jeszcze lepszy niż w poprzednim sezonie. A przecież już wtedy grali na solidnym poziomie – z bilansem 41-41 dostali się do turnieju Play-In, przez który weszli do play-offów. Teraz celem będzie zapewne bezpośredni awans do tych ostatnich.

A czy poza Magic warto jeszcze wskazać na jakieś ekipy?

– Niedoceniany zespół? To trudne pytanie – mówi Noculak. – Na Wschodzie mogą to być Orlando i Nowy Jork. Na Zachodzie takich zespołów jest chyba więcej. Ja jestem ciekaw, jak poradzi sobie najstarszy zespół w lidze, czyli Los Angeles Clippers. Tam już jest naprawdę lekka geriatria. (śmiech) Możliwości i potencjał tej drużyny są jednak ogromne. Świetnie obronę ustawił tam w zeszłym sezonie Jeff Van Gundy [asystent trenera], a to był jego pierwszy rok – w tym sezonie może więc być jeszcze lepiej. Clippers mogą więc być takim zespołem na Zachodzie.

***

Sezon NBA rozpocznie się dziś w nocy o 1:30 polskiego czasu meczem aktualnych mistrzów z Oklahoma City Thunder przeciwko Houston Rockets. Tej samej nocy swoje spotkanie rozegrają Los Angeles Lakers i Golden State Warriors.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o NBA na Weszło: