Andrius Romanovskis, prezes Litewskiej Konfederacji Przedsiębiorców, w poście opublikowanym na Facebooku podkreśla, że Arnas Urbanavičius, który razem z przyjaciółmi założył dobrze znaną wielu palarnię „Kavos broliai” oraz otworzył kultowe — „Espresinė”, potrzebuje pilnej pomocy.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Jakie konsekwencje grożą Arnasowi Urbanavičiusowi?

Co się stało podczas odprawy celnej?

Jak długo Arnas musi meldować się na policji?

Kto pomógł w rozwiązaniu problemu Arnasowi?

„Będący uczciwym, pracowitym przedsiębiorcą i ojcem trójki dzieci Arnas znalazł się w sytuacji, w której może znaleźć się każdy z nas, a z której sam nie może się wydostać”

— napisał.

Mężczyzna wraz z żoną Ingą, trzema synami, teściami i wujkiem wybrał się na dwa tygodnie do Turcji. „Każdy, kto ma dzieci, wie, że ich największą radością jest zbieranie kamieni. Dzieci zbierają je kilogramami i oczywiście chcą zabrać do domu. Tak było również w przypadku Urbanavičiusów — większość zebranych przez dzieci kamieni została w hotelu w Antalyi, ale kilka trafiło do walizki Ingi, w tym kamień wielkości dłoni, znaleziony na plaży przez jednego z synów” — relacjonuje Romanovskis.

Nieświadoma niczego rodzina przygotowywała się do wyjazdu, jednak podczas odprawy celnej została zatrzymana. Celnicy podejrzewali próbę wywiezienia cennego artefaktu.

„Zatrzymanie, kontrola, stres, wielu urzędników, komunikacja przez Tłumacza Google i decyzja — Arnas bierze odpowiedzialność za przewieziony kamień i zostaje zatrzymany na noc na lotnisku. Dwóm jego synom udaje się wyjechać, a jego żona z dzieckiem nocują w Anatolii, czekając na męża. W przeciwnym razie zostałaby zatrzymana jako właścicielka bagażu”

— pisze Romanovskis.

Z relacji mężczyzny wynika, że następnego dnia rano Arnas miał wizytę w sądzie, podczas której nie doszło do konfrontacji z prokuratorem ani sędzią. Wyrok przekazał mu adwokat — zakaz opuszczania Turcji oraz obowiązek cotygodniowego meldowania się na policji. Tego samego dnia, jego żona i dziecko szczęśliwie wrócili do domu, a Arnas pozostał sam.

„Wtedy dostaję SMS-a: »Andriau, pojawił się problem, potrzebujemy pomocy«. Wtedy zaczynam działać — kontakt z naszą ambasadą, konsultacje z moją ciotką, byłą ambasador Haliną Kobeckaitė, telefony do MSZ i rządu, kontakty z prawnikami na Litwie i w Turcji, prośby o pomoc przez tureckich biznesmenów na Litwie i ich ambasadę. I im głębiej w las, tym więcej drzew — jeden mówi, że może spokojnie wyjechać, bo decyzja nie została mu oficjalnie doręczona, ktoś inny mówi, że grozi mu więzienie na minimum 5 lat, jeśli kamień będzie cenny, jeszcze ktoś mówi, że problem zaraz zostanie rozwiązany, ale to będzie kosztować. Jednak rezultat na razie się nie zmienił — obywatel Litwy z powodu nieporozumienia utknął w Antalyi i jego ratunek leży tylko w jego rękach. Myślę, że dodatkowe ręce naprawdę by mu pomogły. Dlatego trzeba bić w bęben ze wszystkich sił” — podsumował.