Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wybrało 90 firm, które wezmą udział w pilotażowym programie „Skrócony czas pracy — to się dzieje!”. Problemem może okazać się specyfika przedsiębiorstw, które zakwalifikowano do programu. Mamy tam urzędy pracy, urzędy gmin i miast, muzea, domy kultury, nawet inspekcję weterynaryjną.

Czytaj też: Ministerstwo Rodziny: pilotaż skróconego czasu pracy w 90 firmach

— Myślę, że ta lista, jak została opublikowana, to niejednej osobie zastąpiła nie jedno espresso. Faktycznie wśród grupy, która została przez Ministerstwo Pracy wytypowana do pilotażu czterodniowego tygodnia pracy, ok. 60 proc. stanowią firmy z tak zwanego sektora publicznego. Ale co ciekawe jak popatrzymy sobie też na podział środków, to ponad 70 proc. środków przeznaczonych z tych 50 mln zł na dofinansowanie pilotażu, trafiło właśnie do tego sektora publicznego — powiedziała w programie „Onet Rano. Finansowo” Monika Smulewicz, specjalistka rynku pracy i angażującego przywództwa.

Firmy prywatne bały się rządowego pilotażu?

Dlaczego tak w programie weźmie udział tak dużo instytucji publicznych? — To jest bardzo dobre pytanie. Ministerstwo milczy na ten temat. Nie mamy na razie informacji, z czego wynikał dobór takiej, a nie innej grupy. Możemy się tylko domyślać — dodała.

Czytaj także w BUSINESS INSIDER

Czytaj też: Dwa lata rządu koalicji 15 października. Marny bilans

Nasuwają się na myśl pytania, czy po prostu publicznym instytucjom „łatwiej” wydawać nieswoje pieniądze; czy firmy prywatne bały się wziąć udział w programie, by nie przyzwyczaić do skróconego czasu pracy swoich pracowników?

— Nie możemy odmówić prawa do pilotażu „publikowi”. I jeżeli popatrzymy sobie na zatrudnienie w naszym kraju, to ok. 20 proc. zatrudnionych w Polsce stanowi sektor publiczny. I sektor publiczny powinien brać udział w takim pilotażu, bo dlaczego nie? Natomiast nie może być nadreprezentacja. Czy firmy prywatne mniej ochoczo, czy też bardziej ostrożnie podchodzą do tego pilotażu? Pewnie tak — wskazała ekspertka.

Smulewicz podsumowała: — Niestety obawiam się, że nadreprezentacja sektora publicznego w tym badaniu może spowodować, że właściwie — jeszcze ten pilotaż nie wystartował, bo ma on wystartować 1 stycznia 2026 r., ale tak naprawdę — już na starcie ministerstwo przekreśliło sobie szansę na rzetelne potraktowanie wyników tego pilotażu. Bo jeśli mamy 60 proc. sektora publicznego (firm go reprezentujących — red.), to myślę, że te badania jakkolwiek one wyjdą i czegokolwiek dowiedzie ten pilotaż, będą miały bardzo dużą szansę na podważenie tego.

Na tym ma polegać pilotaż

Jak informuje ministerstwo, wybrane firmy oraz instytucje po podpisaniu umów mają czas do końca roku, żeby przygotować się do skrócenia czasu pracy. Zasadniczy etap pilotażu rozpocznie się 1 stycznia 2026. Resort będzie zbierał dane od pracowników i pracodawców przez cały okres pilotażu oraz po jego zakończeniu, po czym opublikuje przygotowany na tej podstawie raport.

Udział w programie mogły wziąć podmioty działające co najmniej rok i zatrudniające co najmniej 75 proc. pracowników na podstawie umowy o pracę, powołania, wyboru lub mianowania. W każdym projekcie pilotażowym weźmie udział co najmniej 50 proc. pracowników obejmujących różne stanowiska. W pierwszym półroczu 2026 r. czas pracy zostanie skrócony o 10 proc., a w drugim o 20 proc. Ministerstwo zaznacza, że warunki pracy nie mogą ulec pogorszeniu, a pracodawca musi utrzymać zatrudnienie na poziomie nie mniejszym niż 90 proc. ze stanu początkowego.

Cytowana w komunikacie resortu ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zauważyła, że ośmiogodzinny dzień pracy ma już 107 lat. „Czas pójść naprzód!” — stwierdziła polityczka. „Coraz więcej pracowników to osoby starsze. Coraz więcej kobiet chce łączyć życie zawodowe z życiem rodzinnym. Krótszy czas pracy będzie dla nich dużym wsparciem. Nie ma jednego słusznego modelu skracania czasu pracy. Rozwiązania muszą być szyte na miarę i dostosowane do konkretnych branż. Wszelkie zmiany będą rozłożone w czasie i stopniowe. Projekt pilotażowy będzie mieć charakter oddolny — to sami przedsiębiorcy i pracownicy wypracują i przetestują rozwiązania dopasowane do swoich firm. To przedsiębiorcy i pracownicy wydeptują ścieżki, my je później utwardzamy” — dodała.